Takie sobie niezbyt obszerne czytadełko. Przyjemne w czytaniu, chociaż mocno przewidywalne i szybciutko można się zorientować, o co chodzi w tej całej niezbyt skomplikowanej historii. Temat przewodni też dość już ograny, mezalians. Ichna Stefcia Rudecka i prawie ordynat Michorowski, tyle tylko, że w latach 30 poprzedniego stulecia, w czasach Wielkiego Kryzysu.
Śnieżyca w maju 2010 roku, czyli tytułowa, jeżynowa zima, jest wyzwalaczem zainteresowania podobnym zdarzeniem w latach trzydziestych, dla dziennikarki Claire Aldridge. Claire lubi wyzwania, zwłaszcza że na jej osobistym życiu tworzą się rysy i pęknięcia, więc żeby nie nękać samej siebie wydumanymi scenariuszami rozpadu swojego małżeństwa, rzuca się w wir pracy.
Poszukiwania rozwiązania zagadki zaginięcia trzylatka w czasie śnieżycy z 1933 roku zataczają coraz szersze kręgi i stają się coraz ciekawsze. Zakończenie jest oczywiście piękne wysłodzone, zadość przysiędze małżeńskiej zachowana (chociaż było blisko...) tajemnica wyjaśniona i wszystko bez poślizgów doprowadzone do happy endu. Przeczytać można, ale musu nie ma.