Kiedy po raz pierwszy, a było to 26.02.2019 r., zetknęłam się z Jeżynową zimą, uważałam, że to najlepsza powieść autorki. W tym roku przypominając sobie opowieści Sarah Jio, Dom na plaży, który kilka lat temu nie do końca mi się podobał, teraz zdobył moje serce. Niestety Jeżynowa zima nie zrobiła na mnie takiego samego wow jak pięć lat temu.
Podczas majowej śnieżycy zwanej Jeżynową zimą, porwany zostaje trzyletni chłopiec, który nie zostaje znaleziony. Od tamtego dnia mija 80 lat. Clarie, która jest dziennikarką, przypadkowo trafiła na historię uprowadzonego chłopca i jego matki, która do samego końca nie traciła nadziei, że go to odnajdzie. W czasie trwania amatorskiego śledztwa Claire trafia na ślad Daniela, którego los nieoczekiwanie splata się z jej rodziną.
Przez to, że pamiętam tę powieść bardzo dobrze, bo zrobiła na mnie ogromnie wrażenie, ominął mnie efekt zaskoczenia, ale za to nie ominęła mnie przyjemność z powrotu do historii, pełnej smutku, żalu, ale też pierwszego zauroczenia, zakochania się i miłości.
Cieszę się, że autorka na końcu książki podzieliła się z fanami inspiracją, jaka popchnęła ją do napisania powieści. Takie intymne zwierzenia, mocniej wiążą czytelnika z tą pozycją. Ode mnie 8/10.