"Drapieżcy" to środkowy tom cyklu "Człowiek" pisany niezależnie, a nawet w totalnym oderwaniu od charakteru pozostałych dwóch. Zarówno w "Tajemnicach chaosu", jak i "Teorii Gai" dostrzeżemy wspólne cechy w fabule, gdzie tajne układy, spiski wypełniają nieco przesadnie ich stronice. Pierwszoplanową rolę gra w nich pewna symbolika, odniesienia do iluminatów i innych tajnych organizacji oraz zawoalowanych politycznych rozgrywek albo sekretne badania naukowców, komisje, śledztwa. Tak że w pewnym momencie można odczuwać przesyt zagadkowością. Niestety, Autor w tym cyklu podąża przekombinowaną ścieżką. To będzie dotyczyć również "Drapieżców", choć ich fabuła nie skupia się na sile zorganizowanych działań grup, ale podobnie wykorzystuje się w niej motyw zakotwiczonego głęboko, gdzieś w ludzkiej genetyce, Zła. W przypadku "Drapieżców" Zło przybiera postać egocentryzmu, braku empatii i skrywa się w jednostce ludzkiej, wypatrzonym umyśle mordercy.
"(...)traumatyczne przeżycia otwierają drzwi do zła, które następnie zakrada się do umysłu" (s.434)
Jednak nie każdy po tego typu zdarzeniach w swoim życiu staje się jednostką zdegenerowaną. Nie każdy po doznaniu traumy wciela się w psychopatę, mordercę, staje się nimfomanką czy - dla odmiany - obsesyjnie zalęknioną istotą. Popędy jakie by nie były nie z każdego uformują zbrodniarza. Trauma ma też pozytywne odniesienia, pozwala przetrwać w ekstremalnych warunkach. Czyli co stanowi o takim a nie innym zachowaniu? Co staje się czynnikiem zapalnym? I tu Chattam nie boi się teoretyzowania. Wręcz zapełnia dziesiątki stron przemyśleniami, rozciąga filozoficzne wywody na temat ludzkiej natury i Zła tworząc przy tej okazji wydumane rozmowy przy jednoczesnym braku głębszych relacji między wiodącymi bohaterami. I tak, Craig Frewin odczytuje język krwi; jest dobry w tropieniu zła (albo raczej w teoretyzowaniu na jego temat).
"Język krwi! Mówię wam jeszcze raz, panowie: człowiek nie może na zimno zabić drugiego człowieka tak, żeby jakaś część jego osobowości i motywów jego czynu nie odcisnęła piętna na zbrodni." (s.386)
W przypadku Ann, która przez całą fabułę raz po raz podkreśla swoje zepsucie spodziewać by się można jakiegoś ekscytującego finału. A tymczasem wytłumaczenie jest dość banalne i w sumie czytelnik może na wczesnym etapie wplatania tych prowokacyjnych ukierunkowanych przemyśleń bohaterki domyślić się czym było to spowodowane. Podobnie jak Craig ma zafiksowanie na podążanie drogą przemocy i odkrywanie pobudek, jakie targają człowiekiem skłonnym do wyzwalania w sobie pokładów przemocy i okrucieństwa.
Dla odmiany intrygujące jest zastanawianie się nad tym, dlaczego akurat tych ludzi wybrał morderca jako cel makabrycznych inscenizacji. To napędza ciekawość czytelnika i być może niejednego skłoni do dokończenia lektury. Za to ostateczne wyjaśnienia padające z ust samego kreatora zbrodni można odebrać jako nieprzemyślane przy tej konstrukcji zdarzeń. Po części stanowi zaprzeczenie podjętego przez żandarmerię dochodzenia. W tym przypadku morderca sobie zakpił nie tylko z prowadzących śledztwo, ale również z czytelnika i na przekór trafnych analiz oraz wniosków robi "coś takiego".
Tym razem zbyt wiele rozważań dotyczących kondycji natury ludzkiej, pierwotnych instynktów oraz oddawania się popędom. "Drapieżcy" oscylują wokół idei, a sama zbrodnia jest tego odzwierciedleniem. Filozoficzne wynurzenia na temat zła rodzącego się w człowieku i przejmującego nad nim kontrolę, a prowadzone przez porucznika żandarmerii wojskowej oraz towarzyszącej w tej akcji pielęgniarki stanowią lwią część fabuły i - co tu kryć - nie tylko odciągają uwagę od morderczego procederu, ale w pewnym momencie powtarzane formuły zaczynają irytować. Po lekturze tej książki Maxima odnoszę wrażenie jakby Autor dopiero wprawiał się w pisaniu o okropnościach i ludzkim okrucieństwie. Analizy prowadzone przez bohaterów z całą pewnością nie są w "Drapieżcach" tak przekonywujące, jak w Trylogii Zła. I ze względu na przekierowanie uwagi na rozmyślania, budowa postaci oraz świata, w którym przychodzi im działać jest mniej istotna. Chattam mało uwagi poświęcił również dialogom, bo te są szablonowe i na tyle sztucznie wplatane w treść, że czytający odnosi wrażenie, iż bohaterowie nie prowadzą dialogu chociaż mówią do siebie. Ta wymiana zdań jakby nie odbywała się w czasie rzeczywistym. Czy za to już winić tłumacza?
Ostatecznie: Maxime Chattam próbuje unaocznić jaką postać przyjmuje Zło, jednak w tym wypadku wychodzi nieudolnie i czytelnik ma prawo nie wierzyć w całą tą makabrę jak i ostateczne przesłanie.
*Wyzwanie naKanapie'2023 - 9.Książka kupiona za mniej niż 9,99zł.