Pan Przemysław zaskarbił sobie rzeszę fanów książkami o Igorze Brudnym i jak wiecie należę do tego teamu. Niedawno sięgnęłam po tzw. skok w bok Autora. "Matnia" kurczę, ale mam słabe wieści.
W "Matni" poznajemy Zuzę. Kobietę, która spodziewa się bliźniaczek. Do tego kobietę, która w życiu bardzo wiele przeszła. Wychowywała się w bidulu, wielokrotnie była raniona przez mężczyzn, a jej uroda wcale jej nie pomagała, a wręcz przeciwnie. Jedyną osobą, na którą może liczyć jest jej przyjaciółka, z którą wychowała się w domu dziecka. Oraz Marek - mężczyzna jej życia, który spadł na nią z nieba. Z nim pragnie stworzyć rodzinę dla swoich córek. Po paru miesiącach wspólnego życia przeprowadzają się wspólnie do małej wioski - Toporzyce. Tam nad jeziorem, Marek ma swój stary dom. Wioska jest mała i dziwna. Mieszkają w niej trudni, patologiczni ludzie. Zuza nie ma z kim rozmawiać, czuje się tam obco. Sama wyczuwa, że w tej wiosce dzieje się coś złego. Coś złego, bo nie ma w niej dzieci. Do tego trafia na policjanta, który bada sprawę zaginięcia Ukrainki. Zuza zaczyna patrzeć każdemu mieszkańcowi na ręce, przez co zaczyna popadać w obłęd.
Ta książka mocno podzieliła fanów. Nie ma się co oszukiwać, ale jest to najsłabsza książka Autora, którą było dane mi przeczytać. Tematycznie powieść ma się genialnie. Ale wykonanie leży i kwiczy. Głównie przez Zuzę. Jest to bardzo ciężka w odbiorze pierwszoplanowa postać kobieca. Miałam ochotę ją udusić! Wzbudzała we mnie skraje emocje. Teoretycznie jej zachowania możemy sobie wytłumaczyć i zrzucić na karb życia w bidulu, braku wzorców do naśladowania etc. Jednak jej naiwność i brak instynktu samozachowawczego mocno mnie uwierało. Bo niby mieliśmy kobietę, która wie czego w życiu chce, a tak naprawdę mieliśmy wyrośniętą dziewczynkę w dodatku próżną. Naiwnie dała się podejść złym ludziom. Do tego prócz samej Zuzy mamy niezłe kwiatki w treści, chociażby jak seksy bohaterki z Markiem, robienie loda, czy jeżdżenie rowerem w zaawansowanej bliźniaczej ciąży na wioskowych wertepach. No kurde, nie! Nic to nie wnosiło do fabuły, a irytowało. I wiece boli mnie to, że miał to być thriller, a była to obyczajówka. Nie czułam się osaczona, nie było dusznego klimatu. Gdy już myślałam, że może coś z tego będzie, to jednak nie było nic. Do tego bardzo szybko domyśliłam się o co chodzi i nie zaskoczyłam się finałowymi rozdziałami. Czuć było też czym/kim Autor się inspirował. W trakcie czytania doszukiwałam się w myślach gdzie ja już o czymś takim czytałam w internetach. Powieść ta mimo wielu wad, ma też dwie ogromne zalety: tematykę jak i zamkniętą społeczność, która robi jeden wielki proceder łamiąc wszelkie zasady bycia człowiekiem. Są to bestie, dla których liczy się zysk.
Gdyby był to debiut Autora to byłby on niestety bardzo słaby. Sama nie wiedziałabym czy sięgać wtedy po dalsze książki. I tutaj nowi Czytelnicy sięgający akurat po tą książkę mogą się naciąć. Wydaje mi się też, że Autor z pewnością wie, że nie każdemu akurat ta książka mogła podpasować. Jako, że lubię Brudnego, to po krwawe kryminały Pana Piotrowskiego będę sięgać z zamkniętymi oczami. Natomiast po thrillery, to no niestety nie wiem.