Tak bardzo uwielbiam historie o aniołach. Opowieści o nich, to jeden z rodzaju fantastyki, który na zawsze będzie siedział głęboko w moim sercu.
"Dziecko Elizjum" to drugi tom serii "Aniołowie Elizjum". Pamiętam do dziś, jak bardzo spodobał mi się pierwszy, ale ten wprowadził te historie na jeszcze wyższy level.
Tym razem historia skupia się na Celeste, która od czterech lat spełnia się bardziej jako człowiek niż niebiańskia istota. Nowy Jork stał się jej domem, poznała ludzi, z którymi ma świetny kontakt. Co prawda, kosztowanie życia sprawiło, że utraciła coś cennego. Ubyło jej piór.
Sielanka kończy się w momencie, kiedy traci najbliższą sobie osobę, kobietę, która się nią zaopiekowała. To właśnie wtedy jej drogi ponownie krzyżują się z kimś, kogo nie darzy przyjemnymi uczuciami, najchętniej chciałaby, żeby się od niej odpiórkował... Serafin Asher (ale ja za nim tęskniłam!). Archanioł nie ma jednak tego w planach. Wręcz przeciwnie, jego namolność nie ma granic. Wszystko zmienia się, gdy Asher wyjawia Celeste swój największy sekret. Razem, ramię w ramię, będą dążyć do tego, aby ta skompletowała swoje skrzydła i mogła trafić do Elizjum.
Ponownie przepadłam dla stylu Autorki. Czytanie tej książki to czysta przyjemność również ze względu na jej przejrzystość. Mogłoby się wydawać, że łatwo jest pogubić się w świecie, który kreuje fantastyka, ale nic bardziej mylnego. Tu dokładnie wiadomo kto jest kim, ponieważ (oprócz dołączonego słowniczka) bohaterowie posługują się przy zwrotach również odnośnikiem do pozycji. To bardzo pomaga czytelnikowi.
Uwielbiam połączenie świata aniołów i ludzi, zwłaszcza gdy w tak ciekawy sposób została przedstawiona w nich walka o dusze, nawrócenie, walka ze złem.
Bardzo do gustu przypadła mi również fabuła dotyczaca bratnich, siostrzanych dusz oraz przeznaczonych drugich połówek. Odczuwałam ogromne emocje, kiedy mowa była o uczuciach. Asher zafascynował mnie już przy "Piórze", ale teraz wzniósł się na swoich skrzydłach na wyżyny, nie - najwyższe szczyty mojego uwielbienia.
Jego relacja z Celeste, z początku przypominająca tor przeszkód, które były niczym innym jak niechęcią bohaterki, zmieniała się na moich oczach w coś, z czym nie można walczyć. Anielska więź nabuzowa chemią to czysta gratka dla czytelniczego konesera.
Po drodze otrzymałam znakomite potyczki słowne pomiędzy dwiema niezłomnymi postaciami. Upór obojga powalał mnie na łopatki i tylko czekałam aż powyrywają sobie pióra albo wskoczą w swoje skrzydła.
To piękna opowieść o przeznaczonych sobie duszach. O wybaczaniu. O spełnianiu pragnień. O walce dotyczącej najważniejszych uczuć.
Tak ciężko było mi się oderwać od lektury, a kiedy już musiałam to zrobić, ciągle myślałam o tym, co wydarzy się dalej. Uważam, że to zawsze dobra rekomendacja, bo skoro coś tak bardzo zakorzenia się w naszych myślach, sprawia, że ciągle pamiętamy, całkowicie zawładnęło naszym umysłem, oznacza to, że musi być dobre. Takie właśnie było. Dlatego będę polecała, całą sobą.
Teraz pozostaje mi tylko niecierpliwie czekać na kolejny tom, zwłaszcza po takim fenomenalnym epilogu. Czuję w piórkach, że będzie się działo!