Olivia Wildenstein potrafi z łatwością pogruchotać czytelnikowi serce. Czytając pierwszy tom cyklu Aniołowie Elizjum nie mogłam uwierzyć, że właśnie tak chce rozegrać tą historię. Nie chciałam tego robić, miałam szczerą nadzieję, że trzyma w rękawie małego asa, którego będzie chciała użyć podczas kolejnej książki. „Dziecko Elizjum” to drugi tom cyklu Aniołowie Elizjum, bardzo długo na niego czekałam i za nic na świecie nie mogłam go odpuścić. „Pióro” wywołało we mnie tak wiele emocji, że nie mogłam sobie z nimi dać rady, miałam książkowego kaca. Bardzo lubię książki o aniołach, zawsze intryguje mnie podejście do tego tematu i kreacja stworzona przez autorów. Jeden motyw może zostać użyty i przedstawiony w tak różny sposób, że sprawi, że stanie się czymś zupełnie nowym. Intrygującym w odbiorze, odświeżającym i budzącym w nas emocje. Zabierając się za tą książkę zachęcam was do sięgnięcia w pierwszej kolejności po „Pióro”, aby lepiej zrozumieć historię i niczego nie pominąć.
Główną bohaterką książki autorstwa Olivii Wildenstein pod tytułem „Dziecko Elizjum” jest Celeste zerwała kontakt z aniołami po tym tragicznym wydarzeniu, które pozostawiło w jej sercu pustkę. Wypełniła się poczuciem winy i goryczą. Ostatnie cztery lata dziewczyna spędziła poza anielskimi obowiązkami, zapisała się na studia, robiła wszystko, aby wyrzec się swoich obowiązków. Celeste nie ma nic przeciwko osiedleniu się w przyziemnym stylu życia, którym się cieszyła, nawet, jeśli oznaczało to naznaczenie jej, jako upadłego anioła.
Kiedy kolejne tragiczne wydarzenie uderza i burzy jej pozornie poukładane życie, Celeste staje twarzą w twarz z mężczyzną, którym gardzi najbardziej na świecie, ten, który odpowiada za śmierć jej przyjaciółki. Ktoś, kogo nienawidzi każdym piórem na skrzydłach. Asher, w poczuciu obowiązku wobec pewnej osoby, jest zdeterminowany, aby Celeste zebrała swoje pióra i wstąpiła do Elizjum. Nie potrafi wyrzucić jej z głowy, ani z serca. Co się wydarzy między tą dwójką? Czy Asher ma wobec niej szczere zamiary? Czy Celeste zmieni zdanie i będzie zbierała pióra zamiast je tracić?
„Dziecko Elizjum” zabiera nas poza Nowy Jork i Elizjum, autorka ukazuje nam, że anielski świat jest znacznie większy niż z początku mogliśmy sądzić. Poszerzenie wykreowanego świata jest wspaniałe, jeszcze bardziej bujne, cieszę się, że mogliśmy dostrzec inne gildie anielskie. Z początku Asher budził we mnie skrajne emocje, ale im posuwałam się w lekturze dalej, tym lepiej mogłam go poznać. Stał się interesujący, okazuje się, że jest to bardzo złożona postać. Mogłam odczuć jego udrękę i ciężar poczucia winy, które dźwigał przez lata. Postrzegał swoje działania tak, jakby niszczył czcigodnego Anioła i budził w nim wadliwego człowieka. Celeste jest równie bystra i nadal dzieli się swoimi przemyśleniami, jednocześnie rzucając wyzwanie tradycjom i wartościom, które od dawna są niezmienne. Nie może się doczekać, kiedy straci skrzydła, w końcu pożegna się ze światem, którego nienawidziła i będzie kontynuować życie, które dla siebie zbudowała. Asher pomaga jej uświadomić sobie, że zamiast się poddawać, może pomóc zmienić tradycje i wartości, których od dawna nienawidziła. Olivia Wildenstein w swojej anielskiej wizji nie bała się ukazać, że nie są bez skazy. Anioł są uosobieniem dobroci i czystości, mają ambicje skażone chciwością i absurdalnym poczuciem wyższości. To ten system spowodował nieszczęście wielu ludzi, jak i ich samych. „Dziecko Elizjum” była zdecydowanie książką wartą przeczytania, to nastrojowa, szorstka i bolesna historia o stracie, nadziei, miłości.