Dobranoc, księżycu. Gwiazdki, dobranoc. Dobranoc, świetliki, przylećcie znów rano.
Tak piękny cytat, który tak wiele razy się przewijał, że nauczyłam się go na pamięć. Jednak za każdym razem gdy go czytałam niósł w sobie tak wiele emocji i tak ważne przesłanie, że miałam ochotę zalać się łzami i jednocześnie wykrzyczeć wszystkim o miłości jaka emanuje z tych kilku zdań.
Kupiłam tą książkę, nie wiedząc do końca o czym będzie, zachęciła mnie okładka i opis z tyłu, lecz nie za dużo mówił on o treści. Ale z jednym muszę się zgodzić, ta książka nie jest baśniowym romansem. Jest czymś o wiele więcej. Teraz po przeczytaniu nadal czuję wszystkie emocje wywołane tą historią , i to jak dławią mnie od środka, chcąc się wydostać na zewnątrz. Zaczynając pierwsze strony, myślałam czy jednak nie odłożyć tej książki na inny czas. Okazało się, że jest to historia o dorosłych już ludziach, małżeństwie i ich problemach. Spodziewałam się historii o nastolatkach lub opowieści o rodzącej się miłości, a przecież ta książka zaczynała się już w sumie w połowie ich życia, kilkanaście lat odkąd wzięli ślub. Przez pierwszy rozdział, a nawet trochę dalej miałam cały czas w głowie czy czytać ją dalej. Ale dobrze, że tego nie zrobiłam. To czego doświadczyłam, nie równa się z żadnym romansem. Jest to coś co przeszywa i porusza naszą duszę i ciało do szpiku kości. Historia tak piękna a tak druzgocąca.
Małżeństwo od lat starające się o dziecko z nikłym rezultatem. Ona pielęgniarka pełna miłości, współczucia i bólu po stracie ojca i siostry w młodym wieku. On bankowiec, bezkreśnie oddany i kochający. Ich życie było pełne miłości, wsparcia, zrozumienia i wyjątkowej więzi, która łączyła ich od pierwszego spotkania. Poznajemy ich w momencie, gdy postanawiają wyruszyć w podróż po Europie. Jednak ich piękne chwile i bezcenne wspomnienia przyćmiewa czarna chmura i bezlitosny czas. Czas- on jest ich największym wrogiem, lecz mimo wszystko doświadczają cudu, dzięki któremu ich światło nigdy nie zgaśnie.
Poruszająca opowieść o poświęceniu w imię bezkresnej miłości, o cierpieniu w imię tego co piękne i wieczne, o dostrzeganiu piękna w codziennym życiu i o tym by celebrować każdą daną nam chwilę.
Nie wiem co jeszcze mogę powiedzieć na temat tej książki. Brak mi słów by opisać to co czułam poznając historię Nate’a i Leny. Całość pokazuję nam jak silni są ludzie, i jak wiele mogą osiągnąć wbrew wszystkiemu. Głowę mam cały czas pełną kolejnych etapów ich życia i tego jaką walkę toczyli.
Teraz za każdym razem gdy usłyszę o świetlikach przed oczami stanie mi ta książkę.