O tytule „Insygnia. Wojny światów” z pewnością większość czytelników zdążyła już wielokrotnie usłyszeć. W ostatnim czasie pojawiło się sporo opinii na jej temat, gdzie przeważały te pozytywne słowa. Moja opina raczej nie będzie różnić się od pozostałych pochlebnych recenzji – książka S.J. Kincaid z miejsca przypadła mi do gustu. Jest to ciekawy tytuł z gatunku fantasty, science fiction, nawet przygody, można nawet dopowiedzieć, że napisana została z przeznaczeniem głównie dla młodzieży, choć w tym wypadku nie wypada mówić o ograniczeniach wiekowych. Książka ta zapewnia wiele interesujących momentów, które umilą czas nie tylko czytelnikom młodego pokolenia.
Tom Rains to nastolatek, który w życiu ma nieźle pod górkę. Chciałby w końcu być „kimś”, jednak rzeczywistość wygląda szaro: tułaczka od kasyna do kasyna z ojcem hazardzistą nie daje mu na to szans. Aż do czasu, gdy na Toma czeka propozycja nie do odrzucenia – może zostać bohaterem wirtualnych potyczek, a co więcej, ma szansę zostać członkiem Sił Układu Słonecznego i wziąć udział w III wojnie pozaziemskiej. Ale czy młody chłopak podejmie ogromne ryzyko z tym związane?
„Insygnia. Wojny światów” należą do tytułów, które czyta się gładko i bez przeszkód. Choć posiada wiele informacji, które pomagają czytelnikowi w zrozumieniu idei istnienia niektórych rzeczy, są naprawdę ciekawie przedstawione i można z łatwością przyswoić nie tylko tą wiedzę, ale również z ogromnym zainteresowaniem śledzić poczynania bohaterów. Autorka stworzyła naprawdę coś ciekawego – powieść zawiera w sobie wiele ciekawych elementów fantasy, ale również zwykłe, przyziemne wątki, które łączą się ze sobą w spójną całość, tworząc historię wciągającą i niezwykle pasjonującą. Można zaryzykować stwierdzenie, że w kwestii oryginalności powieść S.J. Kincaid plasuje się niezwykle wysoko, a tytuł ten z pewnością zyska przychylność wielu odbiorców.
Generalnie można odebrać tą historię jako typową młodzieżówkę. Na pewno tak jest, wiele osób się zgodzi, jednak styl, jakim się posługuje pisarka, można nazwać bardziej elastycznym – choć jest to opowieść młodzieżowa, w jej kartach odnajdzie się każdy czytelnik, czy młody czy starszy. To właśnie jest fajne w tego typu przypadkach. Nawet bardziej zaawansowani wiekowo czytelnicy mogą zaczytać się w tej historii. I z pewnością im się spodoba, bowiem ukazana fabuła ciekawi nie tylko młodszych, jest równie dobra dla każdego innego.
Co jeszcze przykuwa uwagę czytelnika do tego tytułu? Z pewnością cała ta technologia i idea wojny pozaziemskiej. Muszę przyznać, że bardzo ciekawie to wszystko wygląda. Z nieskrywaną ciekawością można śledzić cały proces „tworzenia” nowych rekrutów (wszczepianie tych wszystkich danych, szkolenia, symulacje). Na przykładzie głównego bohatera mamy wgląd od podstaw w sam środek tego chaosu. Dodatkowo dochodzą do tego losy samego bohatera i jego losy, toczące się jakby z boku. Nie za dużo, nie za mało tej fantastyki, co wpływa na ogólny wyraz książki. Ogólnie rzecz biorąc, pod względem gatunkowym, elementy ‘trzymają się kupy’ i tworzą interesującą powieść fantastyczną.
Jeśli ktoś do tej pory miał wątpliwości, czy ten tytuł jest dla niego, powinien odrzucić swoje uprzedzenia i zaopatrzyć się w ten tytuł. „Insygnia. Wojny światów” to nic innego, jak kawał świetnej literatury młodzieżowej, fantastycznej i przygodowej, łączącej w sobie dobry obyczaj i niezłą dawkę kosmicznej technologii. Zapewnia wiele godzin dobrej rozrywki, na którą składają się odkrywanie nowych zasobów technologicznych oraz dawka dobrego humoru, który towarzyszy bohaterom. Już od pierwszej strony intryguje, a to i tak tylko przedsmak tego, co wydarzy się później. Naprawdę ciekawa pozycja. Serdecznie polecam.