Dzieci, chociaż jeszcze nie potrafią odcyfrować tajemniczych znaków, które w magiczny sposób w ustach dorosłych układają się w słowa, a następnie w niesamowite historie, lubią otaczać się książkami. Oprócz tego, że czytanie to dla nich czas spędzony z kimś bliskim na poznawaniu świata, to także wspaniała zabawa, kopalnia pomysłów i treściwa pożywka dla żywej wyobraźni. Książki pomagają lepiej zrozumieć otaczającą rzeczywistość, rządzące nią prawa, zachowania i emocje innych ludzi, a także – przede wszystkim – siebie. Na dokładkę pełno w nich, cieszących oko, barwnych ilustracji, które również nie pozostają bez wypływu na chłonny dziecięcy umysł, tak pod kątem kształtowania się zmysłu artystycznego, wrażliwości na sztukę, jak i wzbogacania słownictwa (wszak trzeba wiedzieć, co jest na obrazku i potrafić to nazwać). Pojmując jaką wagę mają książki w rozwoju dziecka i jak wiele rocznie wydaje się tytułów, wybór tego co czytać, nie jest wcale łatwym zadaniem. W tym miejscu warto się na chwilkę zatrzymać i zastanowić, co sprawia, że konkretnie ta a nie inna książka przemawia do malucha bardziej? I dlaczego czasami nie jest to wcale ta, którą wybralibyśmy my, dorośli?
Zacznijmy od tego, że dziecko, to wyjątkowy odbiorca. Nie potrafi udawać, że coś mu się podoba, jeśli jest dla niego nudne albo nieciekawe. Jeśli więc reaguje na coś entuzjastycznie – to szczerze. I moim skromnym zdaniem w wyścigu o uwagę młodszego czytelnika wygrywają książki napisane bardziej Z SERCA niż dydaktycznie „pod odbiorcę”. Dzieci po prostu to czują. Z moją przedszkolaczką, zgodnie uznałyśmy (jej zdanie oczywiście było ważniejsze), że „PiMPcia” Małgorzaty Roman-Zakrzewskiej zaliczymy do tej pierwszej grupy. Z radością do niego wracamy. Młoda upodobała sobie szczególnie kilka fragmentów. A mnie jeden z nich totalnie rozczulił.
Pimpcio to fajny i całkiem zwyczajny przedszkolak. Jest ciągle głodny, głównie na słodkości, zdarza mu się broić, ale bardziej z ciekawości i przypadku niż celowo, wszędzie go (za)pełno i ma skłonność do zarażania innych swoją żywiołową radością. Dzieciom bardzo łatwo odnaleźć się w jego świecie, mają bowiem takie same jak on WIELKIE MAŁE problemy. Każdy może wdepnąć w kupę i sprawić tym, że tata spóźni się do pracy, zjeść całe ciasto i zapomnieć się podzielić, zalać kuchnię wodą gasząc pożar, którego nie ma lub zrobić gołą pupą dżem z moreli. Brzmi zaskakująco znajomo, prawda? Przyjemnie jest znaleźć w książce trochę siebie i móc się z dystansem z pewnych sytuacji pośmiać.
„PiMPcio”, to pełna ciepłego humoru i życiowych scenek historia pokazująca co jest naprawdę ważne w relacjach dzieci z dorosłymi. Podkreśla także siłę wyobraźni oraz moc bezwarunkowych uczuć. Można wyciągnąć z niej także kilka ciekawych lekcji o tym, że warto sobie pomagać, cieszyć się chwilą, że nikt nie jest idealny, a pech może przydarzyć się każdemu i że nie przestaje się kogoś kochać, za jedno „nie lubię cię”. Ponadto, że śmierdzący ser pleśniowy jest jadalny i trudno zdrapuje się go z puchatego dywanu. Co jest dodatkowym atutem „PiMPcia”: lekcje te nie są przeznaczone tylko dla najmłodszych. Także dorośli powinni sobie wziąć parę spraw pod rozwagę. Np. to, że dzieci są nieprzewidywalne i trzeba się z tym pogodzić, że i im zdarza się niechcący nabroić i np. rozorać traktorem czyjeś grządki. Powinni także raz na zawsze zapamiętać sobie jedno: dzieci nie są grzeczne ani niegrzeczne, są po prostu dziećmi. Czasami za bardzo spontanicznymi i ciekawskimi (ale to tylko w naszej ocenie), ale nadal dziećmi! Małymi ludźmi, którzy zasługują na szacunek, tak samo zresztą jak ich problemy.
Jak widać, chociaż lektura skierowana jest głównie do przedszkolaków, to napisana została także dla dorosłych. Tym drugim niektóre zdania i wywołane nimi refleksje długo będą wybrzmiewać w głowach, tym pierwszym do gustu przypadną nie tylko przygody Pimpcia, ale także pełne dynamizmu i nieskrępowanej niczym radości ilustracje Patrycji Pawlik.
P.S. Moja córka chce teraz żeby ją zabrać na przejażdżkę traktorem. Aż się boję co nawywijamy, jeśli się uda.
[współpraca reklamowa]