Kim jest Pimpcio? Właściwe to zwykły przedszkolak. Wesoły chłopczyk z głową pełna pomysłów, który uwielbia zabawę i psoty. Skoro nie wyróżnia się niczym nadzwyczajnym to dlaczego Małgorzata Roman-Zakrzewska napisała książkę z jego przygodami? Bo o fajnych dzieciakach zawsze warto opowiadać. Zerknijmy do wnętrza publikacji i dowiedzmy się więcej o jej bohaterze.
Pimpcio ma mamę, tatę, starszą siostrę Jankę. No i ma dziadka. Dziadek to jest cudowna postać, przy której na moment się zatrzymam. Małgorzata Roman-Zakrzewska pokazuje, jak ważna jest rola dziadków w wychowaniu dzieci i jaką wspaniałą więź te dwa pokolenia mogą nawiązać. Dziadek Pimpcia jest zaangażowany w opiekę nad wnukami. Zabiera ich na wycieczki, pilnuje ich pod nieobecność rodziców. A przy tym jest sobą. Potrafi zachęcić dzieci do zbierania owoców w sadzie, albo zabrać je do swoich przyjaciół. Dzięki temu poznają one różne aktywności. Rozwijają się i socjalizują.
Wróćmy jednak do przygód Pimpcia. Książka przypomina zbiór opowiadań, bo każdy rozdział to jedna historia i można je czytać w dowolnej kolejności. A czego one dotyczą? Życia przedszkolaka. Małgorzata Roman-Zakrzewska z nutką humoru opisuje codzienność np. drogę do przedszkola (czy Pimpcio sprawnie szykuje się do wyjścia?), albo wizytę w lunaparku (jakie atrakcje wpadną mu w oko?). Zwraca uwagę na fascynacje małego chłopca np. wóz strażacki. Niektóre opowieści są dość szalone jak ta o pożarze, czy miniprzedszkolu, ale wszystkie oscylują w ramach opowieści obyczajowych dla dzieci.
Generalnie opowiadania bardzo nam się podobały. Szczególnie młodszy syn, który za chwilę zostanie przedszkolakiem złapał z Pimpciem nic porozumienia – chyba przez wóz strażacki, który pojawia się na stronach książki. Słuchał z zainteresowaniem, śmiał się, a dodać muszę, że ta książka ma prawie 80 stron, na których jest sporo tekstu. Nawet próbował nauczyć się imienia głównego bohatera, co jest dobrym znakiem, bo to typ dziecka, które mówi chętnie, ale tylko na tematy, które je interesuje.
Jak widzicie, „Pimpcio” wypada treściowo bardzo fajnie. Dziecko zainteresowane, a mama zadowolona. Jednak muszę wypomnieć zakończenie ostatniego opowiadania o wizycie w parku rozrywki, gdzie zmęczony Pimpcio wyprawia istne „hocki-klocki”, łącznie z krzyczeniem na dziadka, zamiast odpocząć. Wydaje mi się, że większość rodziców to zna. Przebodźcowane, zmęczone dziecko to dramat. Dziadek pięknie okazał wnuczkowi wsparcie i nie obraził się za przykre słowa, ale pamiętajmy, że książka ta skierowana jest do dzieci. Tolerować to nie to samo, co dawać przyzwolenie. Zmierzam do tego, że zabrakło mi komentarza wyjaśniającego zachowanie Pimpcia. Wskazówki dla dziecka, która pomoże mu zrozumieć, co się z nim dzieje. A te wskazówki są bardzo ważne. Przekonałam się o tym podczas buntu czterolatki u mojej starszej córki. Ona wtedy wręcz chłonęła wszelkie treści o tym, dlaczego dzieci są niegrzeczne. To jej bardzo pomogło uporać się z targającymi nią emocjami.
„Pimpcio” został bardzo pozytywnie przyjęty w moim domu. Junior polubił wesołego przedszkolaka z wozem strażackim u boku i zaciekawiony wysłuchał jego przygód. Opowiadania o Pimpciu dotykają codziennych spraw, dzięki czemu dziecko czuje się bezpiecznie w przestrzeni jaką tworzy ta książka. Jest w niej dużo miłości i radości, więc po prostu chce się tam przebywać.