"Najlepszy wspomnieniem, jakie mam o Titanicu, było to, że był taki duży. Tak niewiarygodnie ogromny.
Nigdy nie czułam jakiegokolwiek kołysania, uderzeń fal czy turbulencji, które by zakłócały moje posiłki, mój nadwrażliwy apetyt czy płytki sen. Nigdy nie czułam się bezbronna na pokładzie tego liniowca, aż do samego końca."
Każdy ma jakiegoś bzika. Jeden z wielu moich objawia się bezgranicznym uwielbieniem dla filmu Jamesa Camerona "Titanic". Oglądałam go chyba z milion razy. W dalszym ciągu szlocham na tych samych fragmentach, tak samo przeżywam i trzymam kciuki żeby parze głównych bohaterów, Jackowi i Rose udało się ocaleć.
Tym bardziej ucieszyłam się, kiedy w moje ręce trafiła książka Shany Abe "Dziewczyna z Titanica". Romantyczna historia z wielką katastrofą najsłynniejszego liniowca w tle rozpaliła moją wyobraźnię. Po obejrzeniu filmu przeczytałam kilkanaście książek dotyczących powstania Titanica, jego dziewiczego rejsu a nawet pokusiłam się o przeczytanie i obejrzenie wywiadów z ocalałymi. Mając to wszystko w głowie zasiadłam do czytania.
Teraz mała przestroga - nie róbcie tego co ja. Nie podchodźcie do niej mając w głowie słynny film, bo (przepraszam za spoiler) srogo się rozczarujecie.
"Kiedy ona jeszcze nosiła dziecięce fartuszki, pułkownik Astor sfinansował cały pułk w wojnie hiszpańsko-amerykańskiej, a potem pojechał walczyć o niepodległość Kuby. Był potomkiem rodziny o najbardziej błękitnej krwi w Ameryce, spadkobiercą ogromnej fortuny i dalekim kuzynem samego prezydenta Roosevelta."
Siedemnastoletnia Madelinie Talamage Force zwraca na siebie uwagę pułkownika Jacka Jacoba Astora IV. Dziewczyna pochodzi z wyższej klasy jednak Astorowie są o wiele wyżej w hierarchii. Zupełnie inna liga i nie te progi. Astor, niewiarygodnie bogaty i wpływowy człowiek zaczyna zalecać się do o trzydzieści lat młodszej nastolatki. Mimo przeciwności losu i na przekór wszystkiemu i wszystkim zakochują się w sobie bez pamięci.
Kiedy miesiąc po publicznych zaręczynach para bierze ślub, panuje spory sprzeciw społeczeństwa związany nie tylko z dużą różnicą wieku ale także, a może przede wszystkim z niedawnym rozwodem Jacka Astora z pierwszą żoną Avą. Mimo to zakochanym udaje się znaleźć pastora, który pobłogosławi ich związek.
Nowożeńcy wypływają w podróż poślubną. Drogę powrotną mieli odbyć na siostrzanym statku, Titanicu.
"Titanic był statkiem pełnym owiec, zaganianych jak stado. Nie trzeba było prawie w ogóle myśleć. Wystarczyło cieszyć się swoją niewolą i wierzyć, że wszystko będzie dobrze."
Przyznam, że początkowo strasznie mnie czytanie męczyło. Rozwlekłe opisy otoczenia, sal, kwiatowe zalecanie się Astora do Madeline. Czekałam na Titanica. Przecież w polskim tytule miałam to obiecane.
Tytuł oryginału brzmi "The second Mrs. Astor" i według mnie jest dużo bardziej trafiony. Titanic, to tylko jedno wydarzenie w życiu Madeline i wcale jej jakoś nie definiuje. Na jej życie dużo większy wpływ niż niezatapialny statek miało małżeństwo ze starszym od siebie, majętnym i wpływowym Astorem. Kiedy uświadomiłam sobie ten fakt i zmieniłam podejście do książki od razu poczułam przyjemność z czytania.
Madeline i Jack stanowili pożywkę dla plotkarzy i paarazzich. Czy w dzisiejszych czasach, ponad sto lat później inaczej byśmy spojrzeli na taki związek? Czy w dalszym ciągu byłby to dla nas mezalians?
Początkowo czułam znużenie ale kiedy dotarłam do ostatniej strony poczułam... niedosyt. Miałam wrażenie, że historia Madeline nie została opowiedziana do końca. Powodowana ciekawością wyszukałam sobie, co się działo z panią Astor i już wiem, jak potoczyły się dalsze jej losy. Myślę, że patrząc na to, jak ułożyła, albo próbowała ułożyć sobie tę nową rzeczywistość, była to czysta i prawdziwa miłość, którą brutalnie przerwała najsłynniejsza morska katastrofa.
Polecam, ale nie oczekujcie w niej Leo DiCaprio i Kate Winslet. Naprawdę wzrusza i wciąga.