Tej jesieni w Linköping panuje wyjątkowo paskudna pogoda. Strugi deszczu zalewają ulice i chodniki. Błoto i martwe gryzonie zalegają w kanałach ściekowych. W tej mało sprzyjającej aurze, biznesmen Jerry Perersson, wybiera się na przegląd niedawno zakupionej posiadłości – zamku Skogsa. Cisza i spokój budzącego się dnia nastrajają nowego właściciela do rozmyślań, niestety w tym mokrym klimacie czai się zło... kilka godzin później w fosie zamku, dwaj mężczyźni odnajdują pływające zwłoki Peterssona. Zabójstwem zajmuje się Malin Fors, która oprócz zagadkowej sprawy ma na głowie swój sypiący się związek, problemy alkoholowe i fatalną relację z córką.
Mons Kallentoft w „Jesiennej sonacie” po raz trzeci przybliża postać Malin Fors, genialnej pani detektyw. Niestety dla mnie jest to pierwsze spotkanie, nad czym ubolewam, bo autor pisze z wielką pasją, a swoim stylem porusza wszystkie emocje. Pisarza okrzyknięto nowym królem powieści skandynawskiej, („Ofiara w środku„” Śmierć letnią porą”). Ciekawostką jest, że umieszczony w powieści Linköping, jest miasteczkiem w którym autor dorastał. Autentyczne miejsca sprawiają, że książka zabiera czytelnika w realną podróż, lepiej ubierzcie się w płaszcze przeciwdeszczowe, bo pogoda nikogo nie oszczędzi.
W książce panuje ziąb, mało tego deszczowa pogoda wprowadza nostalgię, do której też, przyczyniają się problemy osobiste Malin. Ustalmy jedno, „Jesienna sonata” jest powieścią kryminalną i to nie ulega wątpliwości, ale gdyby jakiś magik, ewentualnie złośliwy korektor wymazał kilka krwistych kawałków, to mielibyśmy doskonałą powieść psychologiczną. Postacie to nie tylko plamy tuszu, ale ludzie piękni w niedoskonały sposób, nie znajdziemy tam ideałów, są tylko charaktery naznaczone wielką ilością wad.
„Mons Kallentoft po mistrzowsku prowadzi czytelnika przez meandry ludzkiej duszy....”
Cosmopolitan
Nie mogę się z tym nie zgodzić. Autor ukazuje wewnętrzne rozterki bohaterów, w szczególności dość obszernie przedstawia relację Malin z córką. Alkoholizm matki, bardzo źle wpływa na jej kontakty z Tove, do tego dochodzi tajemnica rodzina, która podejrzewam będzie miała kontynuację na stronach kolejnej powieści „Zło budzi się wiosną”. Gdyby ktoś zastanawiał się gdzie w tym wszystkim jest kryminał, to już to wyjaśniam. Jest ofiara, jest przestępstwo, są kłamstwa, podejrzani, wypadki, zawiść i nienawiść. Taka mieszanka nie zwiastuje niczego dobrego. Intryga kryminalna jest wyśmienicie poprowadzona, zmienna narracja sprawia, że co chwile znajdujemy się w innym miejscu, a mroczna, błotnista aura potęguje niesamowite wrażenia. Trzeba też dodać, że lekkie pióro autora, które porównam do połączenia, zmysłowości skrzypka z obscenicznym zachowaniem kobiety lekkich obyczajów czyli subtelne, delikatne, a momentami ordynarne sprawia, że tekst chłonie się całym sobą.
Na koniec mała uwaga. Jeśli czytam kryminał, to szukam w nim adrenaliny, zawrotnego tępa i akcji, cóż, tego powieści brakuje. Nie wiem czy to typowy urok skandynawskich klimatów, podejrzewam że tak, ale w książce jest za spokojne, kilka zaskakujących akcji powoduje lekkie przyśpieszenie pulsu, jednak nie aż tak duże, żeby spowodować wysokie skoki ciśnienia.
„Jesienna sonata” jest bardzo dobrą lekturą, przemyślaną i skonstruowaną z wielkim smakiem, bark w niej przesady, a opisy oddają ponury nastrój zabójstwa, które wstrząsnęło całym miasteczkiem. Książkę polecam każdemu pasjonatowi kryminału, nawet miłośnicy wysokiego napięcie odnajdą w powieści ekscytujące wrażenia.