Sylwetki autora nie trzeba zapewne przedstawiać. Wiemy, z jakimi emocjami możemy się mierzyć przy jego twórczości. Czym może nas zaskoczyć i czy potrafi być nieprzewidywalny? Ciekawe, gdzie tym razem nas zabierze i czym skończy się ta wspólna wyprawa? Ja już wiem, właśnie z niej przed chwilą wróciłam. Ciałem jestem w domu, ale wrażeniami nadal pozostałam w Ziemi Świętej …
Eric-Emmanuel Schmitt zabiera nas w bardzo osobistą i intymną podróż śladami Jezusa. Wędrujemy przez miejsca, w których narodziło się chrześcijaństwo. Odwiedzamy Betlejem, Nazaret, aż docieramy do Jerozolimy – punktu kulminacyjnego. A zważając, że autor to znakomity i otwarty na przeżycia filozof, będziemy się pławić w oceanie zagadnień i przemyśleń filozoficznych, nie pozbawionych emocji. Przeciwnie, one się silnie udzielają autorowi, czego jesteśmy w pewnych chwilach naocznymi świadkami. Niespotykane, że aż tak mocno pewne sytuacje wstrząsną autorem, odbiją taki ślad i piętno na jego psychice. Ale taka głęboka radość i nagroda może spotkać tylko wybranych, do których niewątpliwe autor należy. Trzeba zasłużyć sobie na takie emocje, na taką intymną i osobistą chwilę …
„Nagle w mojej wyobraźni zwracasz się do mnie, Jezu, i pytasz mnie: A czy ty pomożesz mi nieść mój krzyż?”. Co mogę Ci odpowiedzieć? Pytanie całego mojego życia …”
Rodzina autora, jak i sam autor nie ukrywali, że są ateistami. Daleko im było do okazywania wiary, do bycia blisko Pana. Jednak chwila, jeden nieoczekiwany moment zmienia postrzeganie autora i daje mu pretekst do rewizji swoich poglądów. Zmienia postrzeganie znaków wiary, stara się je interpretować po nowemu i we właściwy sobie sposób. Delikatnie nam wyjaśnia znaczenie faktów i znaków zawartych w Ewangelii, wskazuje drogę, ale robi to bardzo miękko, bez jakiejkolwiek nachalności. Zobaczcie, spróbujcie i sami zinterpretujcie, jesteście wolni i niczym nie ograniczeni. Jaj tylko pokazuję wam, na co warto zwrócić uwagę. Takie jest podejście Schmitta do sprawy wiary …
„… jedyną kolebką tego, co nadzwyczajne, jest zwyczajność”
Ta książka jest pełna refleksyjnych myśli, twierdzeń i spostrzeżeń. Każdy znajdzie w niej coś dla siebie. Jestem przekonana, że nasze wyobrażenie o początkach chrześcijaństwa nabierze innego wymiaru, zostanie odebranie w innej perspektywie. Będzie mocne i głębokie, bo raczej po takiej podróży nie może być inne. Nie trzeba wiele, aby dotknąć, poczuć, zasmakować dar, jakim jest możliwość stąpania po śladach Jezusa, cieszenia wzroku miejscami, w których był, nauczał i umarł. Bardzo wrażliwa lektura, docierająca do każdego zakątka naszej duszy, ociera się o miejsca bardzo delikatne i wybudzone z marazmu.
„Sen jest stanem, który nie ma teraźniejszości. Spostrzegamy go w chwili, gdy się kończy”
Niezwłocznie po powrocie z tej duchowej pielgrzymki pojawiają i mnożą się pytania. Czym dla mnie jest wiara? Czy miałam świadomość, jak Jezus cierpiał, abym ja była wolna i szczęśliwa? Czy wiem, jak się dla mnie poświęcił? Dawno nie zadawałam sobie tak odważnych i trudnych pytań. Może nie miałam odwagi, bałam się swoich odpowiedzi? Trudno mi jednoznacznie się do tego odnieść.
Ale teraz moja świadomość wzrosła, moje wyobrażenie o kolebce mojej wiary nabrało realnych i namacalnych kształtów. Jestem bogatsza o przeżycia i wiedzę, o pewność, że On jest obok. Zawsze, w każdej chwili, czy to radości czy smutku. Czuję Jego obecność. Jestem bezpieczniejsza. I nigdy nie jestem sama.
Znakomita, mądra i wrażliwa lektura. Zarówno dla wierzących, jak i dla tych, którzy się boją kochać Pana. Na miłość nigdy nie jest za późno, może warto spróbować. Przekonajcie się, jak wiele możecie zyskać … Niewyobrażalnie wiele …