„Spotykamy kogoś na swojej drodze, zupełnie przypadkowo, jak przechodnia w parku lub na ulicy, przeważnie darujemy mu tylko spojrzenie, ale nie raz całe życie.”
Właśnie skończyłam czytać „Bikini” Janusza L. Wiśniewskiego. Nie róbcie tego… jeśli nie chcecie mieć miliona myśli w głowie, które wymagają gruntownego przemyślenia, choć serce buntuje się przeciwko jakimkolwiek racjonalnym analizom. Jednak, mimo że właśnie tego typu stany właśnie przeżywam, jestem wdzięczna za to, że mogłam przeczytać tę książkę, za to, że tak wiele mnie nauczyła i że tak wiele może nauczyć innych ludzi.
Janusz L.Wiśniewski to człowiek renesansu. Rybak, magister fizyki, doktor informatyki, doktor habilitowany chemii, naukowiec, ale dla mnie przede wszystkim genialny pisarz. Już jego debiutancka powieść „Samotność w sieci” stała się kultowym bestsellerem. Natomiast „Bikini” właśnie uplasowała się na bardzo wysokiej pozycji moich prywatnych „hitów książkowych”.
Losy dwóch osób, pochodzących z zupełnie innych światów, nagle przypadkiem splatają się na najwyższej wieży katedry w Kolonii. Amerykanin o imieniu Stanley, który jest fotografem „Times’a” i młoda dziewczyna, Anna Marta Bleibtreu - Niemka z antyfaszystowskiej rodziny, która straciła wszystko podczas bombardowania Drezna. Dzięki swojemu niebywałemu talentowi fotograficznemu Ania znajduje w postaci Stanley'a wybawienie od okrucieństw wojny, zyskuje nadzieję na lepsze życie. W Ameryce. Jako kolejny fotograf „Times’a”. Jej historia obfituje w niebywałe przypadki, szczęście splata się z okrucieństwem, radość z ogromnym, głęboko zakorzenionym strachem, wspomnienia z teraźniejszością. Te dwa ostatnie wymiary, można nawet powiedzieć dwa życia Anny, to z Niemiec i to z Ameryki, są nierozerwalnie ze sobą złączone. Wspomnienia, szczególnie te okrutne powracają i zadają ból, ale także pozwalają bardziej docenić bieżącą chwilę…
Chwila. Moment. Teraz. To jedyna pewna rzeczywistość ludzi podczas wojny. Wiśniewski idealnie opisuje psychikę udręczonych, przestraszonych osób, wędrujących po zgliszczach własnego życia i szukających jakichkolwiek śladów, że naprawdę je mieli. Anna owe momenty utrwala w postaci zdjęć. My również, czytając, możemy je zobaczyć, chwilami akcja powieści jawi nam się w głowach, jako przerażający album, którego karty boimy się przewracać.
„Bikini” to powieść o wielu historiach. O tej wielkiej, światowej, w dodatku tak bolesnej, tragicznej i niesprawiedliwej, jaką są czasy drugiej wojny światowej. O tych małych historiach zwykłych ludzi, które ją budowały. O tych najmniejszych, którymi są epizody, spotkania, rozmowy i oczywiście miłość. Wiele jej rodzajów, ale każdy opisany z wyjątkową wrażliwością i uczuciem, które udzieli się każdemu czytelnikowi.
Inność. To najbardziej rzuca się w oczy w powieści Wiśniewskiego. Inność punktu widzenia. Nie patrzymy tu na historię globalnie, jak zazwyczaj, gdy czytamy o niej w książkach, gazetach. Dowiadujemy się tutaj o niej z pierwszej reki, od tych, którzy tam byli, widzieli i zarejestrowali w swoich sercach i na zdjęciach. W dodatku ci, którzy nam ją opowiadają też są „inni”.
Anna Marta Bleibtreu. Antyfaszystowska Niemka. Brzmi jak oksymoron prawda? Ileż to razy słyszałam już, że Niemcy to faszyści, fani Hitlera, zabójcy. Wszyscy Niemcy. A tymczasem, jak w każdym narodzie, są różni ludzie. Tacy jak my. Walczący o życie, walczący o swoich bliskich, o przyszłość, o marzenia. Jak to jest wstydzić się za własny naród? Walczyć z niesprawiedliwie skierowaną w naszą stronę nienawiścią? Jak tłumaczyć siebie, swoich rodaków? I czy w ogóle ma to jakiś sens?
Janusz L. Wiśniewski patrzy na świat przez pryzmat jednostki. Pokazuje, że za wielkimi wydarzeniami stoją konkretni ludzie, których mogliśmy znać. To nie „kraj”, nie „urząd”, nie „wojna”. To ten konkretny człowiek. Czyjś przyjaciel, brat, ukochany. Wiśniewski mało, że doskonale to rozumie i przekazuje, on daje tym osobom głos, pozwala im wyjaśnić swoje motywy, wytłumaczyć się, wyspowiadać.
Przeczytajcie. Pozwólcie pokazać sobie świat z innej strony. Pozwólcie zadać sobie pytania i na nie odpowiedzieć.