Casey Watson podobnie, jak znana mi już z jednej publikacji Cathy Glass, prowadzi dom zastępczy dla skrzywdzonych dzieci. Obie panie na co dzień obcują z patologią, tą najtrudniejszą do zrozumienia zdradą, jaką rodzic dopuszcza się względem dziecka i albo totalnie zaniedbuje jego potrzeby, albo krzywdzi i wykorzystuje małoletniego.
Pamiętam jakie wrażenie wywarła na mnie spisana przez Cathy Glass historia czteroletniej Alice, dlatego w przypadku przyjęcia dwóch chłopców przez Casey Watson brałam pod uwagę podwójne emocje. Chłopcy z różnych rodzin, o odmiennych potrzebach, za to z ogromnym, jak na ich wiek, bagażem doświadczeń. Jenson i Georgiego, dwaj chłopcy, gdzie jeden porzucony przez matkę, a drugi autystyczny bez rodziców wymagają sporego nakładu cierpliwości i miłości by mogli zaufać i powierzyć dorosłym swoje sekrety.
Oprócz trudnych historii dzieci Autorka próbuje uświadomić na czym polega rola zastępczych rodziców, jak to wszystko, z czym przychodzi się zmagać opiekunom, wygląda realnie. Jednakże sam sposób prowadzenia narracji, jak i prezentowania bohaterów jest pobieżny. Mam odczucie, jakbym przeczytała nie historię dotyczącą prawdziwych zdarzeń, ale.. No właśnie, co to było? Nie o to chodzi, żeby przy takich relacjach czytelnik się popłakał. Autorka nie ma robić dobrze odbiorcy (irytuje mnie nieznośnie pisanie pod publikę), ale zajmująco przedstawić temat, by oprócz emocji stworzyć podłoże do refleksji. A tymczasem jedyne nad czym się zastanawiałam, to postawa Watsonów względem chłopców, w której brak zrozumienia dla ich przeżyć i motywów działania. Osoba kompetentna do objęcia kurateli nad dziećmi skrzywdzonymi ujawnia niechętny stosunek do jednego z podopiecznych, nie potrafiąc zrozumieć z czego wynika, takie a nie inne zachowanie dziecka opuszczonego, przeniesionego na siłę do obcego domu? To śmiem zapytać, jakie ta Pani ma doświadczenie w opiece nad dziećmi z patologicznych środowisk, skoro w tym wypadku dochodzi do pójścia utartą ścieżką, tak jak najczęściej zdarza się rodzicom wybrać jedno z dzieci, które jest najbliższe ich sercu, a w drugim upatruje się głównie wad. Wcześniej matka wybrała siostrę zamiast Jensona, teraz w środowisku, które miało mu zapewnić optymalne warunki wychowawcze okazuje się, ze znów nie spełnia określonych kryteriów by go zaakceptować. Mylne odczytanie postawy chłopca bierze się za jego złe chęci, nieodpowiednie nastawienie itd.
Pojawia się pewien motyw, który mnie niesamowicie drażni w treści, że ktoś tak mocno pragnie kreować siebie na wspaniałą opiekunkę, iż przyjmuje pod swój dach pokrzywdzone dzieci. Jakby liczył się tylko ten jeden fakt: przygarniamy dzieci. Odczytując to pełniej: jesteśmy lepsi od ich biologicznych rodziców, którzy ich porzucają. Nic nie poradzę, ale to właśnie przez prowadzoną narrację, aż mi krzyczy z kartek "Milczenie chłopców". A tak poza tym? A tak poza tym, to niewiele w treści się dzieje. Albo mnie ów wyżej wymieniony element przysłania wszystko inne i nie potrafię dostrzec w tej opowieści żadnej cudownej historii. Trudno mi zignorować postawę dorosłych, którzy powinni być nastawienie przede wszystkim na młodego, trudnego człowieka, a tu przy lada problemie (i to czyim problemie?) natrafia się na niezrozumienie.
Dla mnie to nie była łatwa lektura i bynajmniej nie ze względu na przeszłość chłopców. Pozostawia mieszane uczucia.