Jakiś czas temu zainteresowałem się literaturą na tematy dietetyczne, olbrzymi rynek, masa książek, a schemat jest taki: otwieram książkę twórcy diety A, pisze on, że jego dieta wspaniała jest, podaje masę przykładów grubasów, którzy błyskawicznie schudli w wyniku jej stosowania; poza tym twierdzi, że wszystkie inne diety są do kitu. Otwieram potem książkę twórcy diety B i mam dokładnie ten sam schemat, w szczególności pisze on, że dieta A jest do bani. I bądź tu mądry....
Dlatego sięgnąłem do pozycji prof. Konarzewskiego, bo nie jest on twórcą żadnej diety, nie ma interesu w ich propagowaniu, przygląda się jedynie ludzkim zwyczajom żywieniowym. Jego książka jest propozycją spojrzenia na zmiany, jakie zaszły w diecie człowieka, oczami biologa-ewolucjonisty. Co ważne, autor informacje czerpał wyłącznie z publikacji w najbardziej prestiżowych czasopismach naukowych, daje to pewną rękojmię metodologicznej rzetelności prezentowanych wyników. Najnowsze dane, jakie udało mu się uwzględnić, pochodzą z 2004 roku, więc książka się trochę zestarzała, bo przecież w tej dziedzinie wciąż prowadzi się intensywne badania. Niemniej poważne podejście autora, i jego brak związków z lobby twórców diet, pozwala mieć nadzieję, że dostajemy porcję rzetelnej wiedzy.
Książka jest świetna, ma wiele fascynujących wątków, przytoczę tylko niektóre, żeby dać przedsmak treści.
Pod względem biologicznym nieznacznie różnimy się od łowców-zbieraczy, będących bezpośrednimi przodkami pierwszych rolników. Nasza fizjologia odżywiania jest więc w dalszym ciągu bardziej dostosowana do menu paleolitycznego niż do produktów z półek supermarketów. To ważne stwierdzenie stanowi, według autora, klucz do zrozumienia wielu problemów żywieniowych współczesnych społeczeństw. Notabene, w tym kontekście ciekawiłaby mnie opinia autora na temat ostatnio popularnej diety paleo, niestety nic o niej nie pisze.
Odnosząc się do gorącej dyskusji czy jedzenie mięsa jest szkodliwe, autor twierdzi, że badania pokazują, iż prawie dwie trzecie kalorii konsumowanych przez przeciętnego łowcę-zbieracza pochodzi z pokarmów mięsnych, co stanowi niemal dokładne odwrócenie proporcji w stosunku do składu diety mieszkańców krajów uprzemysłowionych, dla których głównym źródłem energii są rafinowane węglowodany i tłuszcze pochodzenia roślinnego. Czy jest to argument przeciw wegetarianizmowi, autor nie pisze, ale wyczuwam, że skłania się ku poglądowi, że mięso jest naturalnym składnikiem naszej diety.
Fascynująca jest historia mieszkańców wyspy Nauru na Pacyfiku. Wiedli oni przez wieki ciężkie życie, często przymierając głodem. W 1916 r. odkryto na Nauru olbrzymie złoża fosfatów stosowanych do wyrobu nawozów sztucznych. Z dnia na dzień ubodzy i szczupli wyspiarze stali się bogaci. Sytuacja ta doprowadziła do epidemii otyłości na wyspie, dziś mieszkańcy gustują w słodyczach, ponad połowa ich cierpi na cukrzycę; stanowi ona główną przyczynę zgonów. W ogóle, według autora, obecne rozpowszechnienie otyłości i cukrzycy jest mocnym dowodem na zasadniczy rozdźwięk między bardzo dużym udziałem węglowodanów we współczesnej diecie a ich małą zawartością w pożywieniu, do którego jesteśmy ewolucyjnie przystosowani.
Autor pisze też o doświadczeniu, w którym myszy i szczury przez dłuższy czas przetrzymywane były na znacząco ograniczonej ilości pokarmu, czyli po prostu miały głodową dietę. Jakie były efekty tej diety? Zwierzęta znacznie rzadziej chorowały na choroby serca, cukrzycę i nowotwory. Ale najbardziej spektakularnym efektem było fantastyczne wydłużenie życia przegładzanych zwierząt. O ile najadająca się do syta mysz nie żyje dłużej niż 3 lata, o tyle jej niedojadające współtowarzyszki żyły średnio o półtora roku dłużej! Czy z tego wynika, że aby żyć zdrowiej i dłużej mamy nie dojadać? Nie wiadomo, o ile wiem w czasie pisania książki, trwał duży eksperyment z udziałem ludzi, w którym badano efekty długotrwałego stosowania diety niskokalorycznej, wyników nie znam.
Książka jest bardzo przystępnie i logicznie napisana, ale to nie jest łatwa lektura, bo autor formułuje swoje tezy i twierdzenia bardzo ostrożnie, unika kategoryczności, pokazuje raczej, że w dziedzinie żywienia wiemy bardzo mało, wciąż toczą się intensywne badania i dyskusje. Zatem, zamiast ślepo wierzyć różnym guru od diet, lepiej chyba kierować się własnym rozumem i zdrowym rozsądkiem.
Polecam wszystkim zainteresowanym dietami, i nie tylko.