Ocenię publikacje niezbyt wysoko ze względu na pobieżne podejście do tematu. Chociaż Autor spędził pięć lat nad dociekaniem i rozpracowywaniem funkcjonowania czerwonego rynku książka nie wzbogaciła zasadniczo mojej wiedzy. Swego czasu nawet Martyna Wojciechowska, podczas podróży na koniec świata, poświeciła jeden program indyjskim kobietom-inkubatorom. Wmawia się tym kobietom swego rodzaju misję, a do tego zapewnia, iż mają darmową opiekę lekarską i mogą jeszcze odłożyć pieniądze, by wspomóc rodzinny dochód. Tylko nic się nie mówi, o ryzykowaniu zdrowia, a nawet życia, o tym, że po spełnieniu swojego zadania po wyjściu z kliniki mogą się wykrwawić i wtedy ów wspaniałomyślny personel nawet nie kiwnie palcem. Obojętne czy ten temat zobaczymy w relacji rodzimej dziennikarki, czy Scotta Carney'a problem jest ten sam - wykorzystuje się biednych płacąc marne grosze za ich poświecenie. Kobiety, które oddają swoje embriony, te, które noszą w swoim łonie czyjeś dziecko, czy ci, którzy oddają nerki, bądź krew, są zwyczajnie okradani. Są cenni dopóki godzą się na to, potem traktowani jak zużyty towar nieomal wyrzucani na śmietnik. Jeśli byli więźniami, to nawet dosłownie, po ograbieniu z każdego możliwego organu, tkanki, kości, ich resztki poddawane są "utylizacji".
Kolejne rozdziały to zasygnalizowanie problemu dotyczącego: kradzieży zwłok dla otrzymania kości do badań, do tworzenia szkieletów dla uczelni medycznych; pozyskiwania wszelkimi możliwymi sposobami organów do przeszczepu; przymuszania ludzi do oddawania krwi; zamiast stworzenia możliwości adopcji dzieciom z sierocińcom porywa się cudze, tak by w pełni odpowiadały oczekiwaniom przyszłych rodziców. Wszystko na indywidualne zamówienie. Wydaje się, że dziś Indie czy Chiny są jak ogromne fabryki produkujące pożądane części zamienne do człowieka. Wszystkiego jest pod dostatkiem , wystarczy mieć zasobny portfel i spełniać marzenie o własnej nieśmiertelności. Nieostająca dilerka ludzkim - martwym bądź żywym - ciałem kwitnie i nikomu nawet nie przyjdzie do głowy pytać, jakiego pochodzenia jest organ, który ma być mu przydzielony.
Dla mnie najciekawszym rozdziałem był ten traktujący o zawodowych testerach. Carney podaje w nim przykłady, jak wygląda na kolejnych etapach testowanie leków przed dopuszczeniem na rynek. To chyba może zaniepokoić już każdego z nas, bo przecież nie ma człowieka w Europie, który nie zażywa leków czy to stale czy choćby sporadycznie. Każdy z nas jest wykorzystywany. Ja to wiedzę tak: pierwsze testy odbywają się na zgłaszających uczestnikach, ale dziś okazuje się, że te badania wcale nie są pełne i co jakiś czas trafiają na światowe rynki pigułki, które zamiast pomagać mogą doprowadzić do udar, jak choćby sławne tabletki na potencje. Niewiarygodne, że takie środki są testowane na młodych zdrowych osobnikach, zamiast na docelowych odbiorcach. Dowiemy się też, iż wiele antybiotyków testuje się na osobach, które nigdy wcześniej nie były poddawane leczeniu, bo zwyczajnie nie było ich na to stać. Za to u takich testerów wyniki są bardziej niż obiecujące. Za to leki na raka czy aids testuje się na skrajnie chorych, którym i tak nie pomogą, ale też bardziej zaszkodzić nie mogą, jednak dostarczą niezbędnych wniosków do dalszych prac nad lekami.
Jednak co z lekami, które wstępnie zostaną zaklasyfikowane jako wartościowe, a tak na prawdę firmy ograniczając koszty mają zaplanowane już dalsze testy? Odbywają się one już bezpośrednio przez kupujących, bądź leczących się na astmę, czy też chcących zaledwie uśmierzyć ból. Czasami nie wiadomo: czytać informacje o możliwych skutkach ubocznych, czy darować sobie i czytanie, i zażywanie tabletek.
Poza pobieżnością przedstawionego tematu, nie przypadło mi do gustu, sugerowanie przez Autora jego zdania na dany temat. Uważam, że reportaż ma większą wartość, gdy przedstawia analizę problematyki, a czytelnikowi pozostawia jej osąd. Publikację Carney'a odbieram jako szkic do większej pracy, popartej rzetelnymi badaniami, a nie suchymi, wybiórczymi danymi. To co jest na plus, to przedstawianie przy danej problematyce postaci, ich dylematów, tego, co skłoniło ich np do oddania nerki. Wtedy najlepiej widać mechanizm wykorzystania ludzi naiwnie ufających na uczciwą transakcję.