Kobiety czuły się zmęczone, ale nie pracą zawodową czy domowymi obowiązkami, ale zepchnięciem na margines i zamknięciem im drogi do rozwoju. Studia tylko po to by załapać się na męża, potem dom i tworzenie rodziny - istnienie dla zaspakajania potrzeb innych, ale nie własnych. Wmawianie kobietom, że ich rolą jest dbałość o własne stadko, wyzbycie się egoizmu i podążanie drogą kariery dla własnych ambicji. To nie do tego jest stworzona kobieta. W takim razie do czego? Ma studiować , rozwijać się, ale do czasu i pod kątem mężczyzny, by jemu było dobrze, by mógł się realizować w życiowych celach. Celem kobiet ma być dom, wychowanie dzieci i dogadzanie mężom. Zadaniem kobiet było wpasowywanie się w role wyznaczone przez naturę i społeczeństwo.
Rozumiem, że Fiedan mówi tu o jedynym możliwym modelu, który był popierany w latach 50-60-tych, co mogło być dla mnóstwa kobiet frustrującą codziennością, bo wtedy te, które pracowały zawodowo nie były wysoko cenione. Robiono wszystko, żeby wmówić kobietom, że na tym polega ich rola w społeczeństwie, że mogą spełnić się właśnie w macierzyństwie i miłości do bliskich. Nikt nie brał pod uwagę, że nie każda z kobiet ma tak wysoce rozwinięty instynkt, iż potrzebuje do zapewnienia sobie szczęścia 3-6 dzieci lub chce mieć w ogóle dzieci. Psychika nie każdej kobiety jest zaprogramowana na spełnianie się w roli gospodyni domowej, bo zupełnie inna aktywność jest dla niej ważna.
Wszystko to łatwo zrozumieć, a nawet zgodzić się z Autorką, bo właśnie taka jest nasza przeszłość, tyle że może przeszkadzać w odbiorze ten rozległy opis czegoś, co można było ująć w sposób zwięzły, acz dający dobitnie do zrozumienia wszelkie punkty tej pracy.
I, mimo iż, mamy w kalendarzu datę jaką mamy, kobiety nadal zamiast dobierać ubrania do swojej sylwetki próbują się - za namową wszelkich porad z czasopism, programów telewizyjnych i nachalnej reklamie - wpasować w stworzony dla nich wzorzec. Owszem, mamy dziś wolny wybór i możemy mieć jedno i drugie, ale czasem przychodzi płacić nam za to wysoką cenę, bo np mąż stwierdzi, iż skoro chcemy się realizować w pracy to róbmy to, ale nie kosztem dzieci. Czytaj: to on może wrócić z firmy po 20-tej, ale ty musisz myśleć o dzieciach (jakby tylko twoje były!) i powinnaś być w domu zanim one przyjdą ze szkoły. Teściowa dołoży coś w stylu: jesteś przede wszystkim żoną i matką, a resztę to sobie zostaw na potem, może jak dzieci dorosną i pójdą w świat.
Z jednej strony mężczyźni chcą mieć w domu partnerki do rozmów, osoby zorientowane w rożnych tematach, takie które nad sobą pracują i rozwijają własne zainteresowania, a z drugiej wypominają im przy każdej okazji, że z czymś zawiodły, nie zdążyły, zapomniały o potrzebach jego bądź dzieci. Z której strony by nie spojrzeć wpędza się kobietę w poczucie winy.
Są takie które chcą realizować się na poziomie żony i matki, dbając głownie o domową atmosferę? Świetnie! Tylko nie wypominajmy takim kobietom (panowie!), że nic nie robią całymi dniami i jeszcze są nie wiadomo z czego niezadowolone po przyjściu zmęczonych partnerów do domu. To tylko doprowadza do frustracji i braku chęci w podejmowaniu jakichkolwiek działań, bo i po co skoro nic z tego co zrobiły nie jest doceniane.
Są też takie panie, które bez pracy zawodowej nie widzą swojego życia. Nie chcą mieć dzieci, bo tego nie czują, wystarczy im mąż. Dlatego nie bądźmy nadmiernie życzliwi i nie wmawiajmy im, że dziecko to podstawa związku i wyznacznik ich szczęścia!
Wiele jest też takich, które pragną mieć jedno i drugie, starając się na co dzień wyważyć swój czas pomiędzy oba plany. Dobrze byłoby im nie skakać do gardeł, bo z czymś nie wyrabiają, nie podstawiać nogi w akcie odegrania się za własne frustracje i nie odbierać im satysfakcji, gdy im ze wszystkim idzie gładko, po ich własnej myśli.
Możemy mieć żal do autorki o przeładowany słowami elaborat, bo przecież cały sens tego można było podać w skromniejszej formie, ale trzeba pamiętać o historycznym wymiarze tej pracy, o tym kiedy i w jakich warunkach powstawał. Dziś możemy utyskiwać na feministki, tylko czy aby na pewno te panie, które zarzekają się, że nimi nie są i nic je z tym nie wiąże mówią szczerze? Czy dziś miałybyśmy takie szanse rozwoju, gdyby kiedyś kobiety nie walczyły o nasze prawa? Bynajmniej nie o to przecież chodzi, żeby każda z nas podejmowała prace zarobkową, jeśli tego nie czuje i pragnie realizować się właśnie w domu u boku bliskich. Ale musi pamiętać, że ma do tego stworzone warunki, by się rozwijać również na zajęciach poza domem, jeśli zechce może podjąć jakąś pracę, a tego nie miały kobiety 60 lat temu.