Anne Applebaum jest amerykańsko-polską (podwójne obywatelstwo w związku ze ślubem z Radosławem Sikorskim) dziennikarką i historyczką. Pisała wiele o historii komunizmu i rozwoju społeczeństwa obywatelskiego w Europie Środkowej i Wschodniej. Zdobyła Nagrodę Pulitzera w kategorii literatury faktu. Jest starszym pracownikiem naukowym w The Agora Institute w Johns Hopkins University School of Advanced International Studies.
W pierwszych zdaniach wstępu do swojej najnowszej książki (z września 2024) autorka krótko i dosadnie informuje, jakiego tematu jej publikacja dotyczy:
Mamy pewne wspólne komiksowe wyobrażenie państwa autokratycznego. Na jego czele stoi złoczyńca, który kontroluje armię i policję. Wojsko i służby nieustannie grożą społeczeństwu zastosowaniem przemocy. Wśród obywateli są zarówno podli kolaboranci, jak i dzielni opozycjoniści. Tyle że w XXI wieku taki obrazek ma niewiele wspólnego z rzeczywistością. Dziś autokracjami nie rządzą pojedynczy źli ludzie, ale całe skomplikowane sieci władzy. Wykorzystują do tego kleptokratyczny system finansowy i złożony aparat bezpieczeństwa – wojsko, formacje paramilitarne i policyjne. Polegają także na wyspecjalizowanych ekspertach, którzy obsługują narzędzia do inwigilacji, budowania propagandy i siania dezinformacji. Członkowie takich struktur tworzą pajęczynę wzajemnych powiązań wykraczającą poza granice pojedynczych krajów. Reżimowcy są wpleceni w sieci, które powstają w innych państwach autorytarnych i niektórych demokratycznych. Siły porządkowe jednego kraju mogą uzbrajać, wyposażać i trenować analogiczne formacje wielu innych państw*.
Żeby nie zostać posądzoną o tworzenie jakiejś naiwnej teorii spiskowej, Anne Applebaum wyjaśnia na samym początku:
Nie oznacza to, że istnieje jakieś tajne miejsce spotkań, gdzie niczym w scenie z Jamesa Bonda schodzą się wszyscy złoczyńcy. Konflikt, w którym tkwimy, nie jest bynajmniej dwubiegunowy ani czarno-biały. Nie stanowi zimnej wojny 2.0. Wśród współczesnych autokratów są tacy, którzy zwą się i komunistami, i monarchistami, i nacjonalistami, i teokratami. Reżimy, którymi rządzą, mają historyczne korzenie w bardzo różnych zjawiskach, przyświecają im różne cele i hołdują różnym estetykom. Chiński komunizm i rosyjski nacjonalizm różnią się nie tylko między sobą, ale żaden z nich nie przypomina też boliwariańskiego socjalizmu w Wenezueli, północnokoreańskiej ideologii dżucze ani szyickiego radykalizmu Islamskiej Republiki Iranu. Wszystkie te systemy dają się z kolei odróżnić od arabskich monarchii i wielu innych krajów – Arabii Saudyjskiej, Zjednoczonych Emiratów Arabskich i Wietnamu – które w większości wypadków nie próbują szkodzić państwom demokratycznym. Istnieją wreszcie inne, łagodniejsze autokracje i demokracje hybrydowe, które czasami nazywa się demokracjami nieliberalnymi – Turcja, Singapur, Indie, Filipiny, Węgry*.
Wyjaśnia też, choć wydaje się to oczywiste:
Autokracja to ustrój polityczny, sposób urządzenia społeczeństwa i metoda sprawowania władzy, a nie cecha genetyczna. Żadne kultury, języki i religie nie są zdeterminowane, aby prowadzić do autokratyzmu. Żaden naród nie jest na to na wieki skazany, podobnie jak żadnemu narodowi nie da się zagwarantować demokracji. Ustroje polityczne się zmieniają*.
Powiedziałbym, że „Koncern autokracja” to niesamowicie wartościowa pozycja, choć nie dla każdego czytelnika w taki sam sposób. W moim przypadku jest to nazwanie i potwierdzenie oczywistości. Od dawna rozumiem, że wszechstronność to nie jest rozwiązanie optymalne. Optymalna jest specjalizacja. Rolnik, który ma krowy, konie, świcie, kury, kaczki, gęsi, perliczki, uprawia żyto, pszenicę, jęczmień, owies, ziemniaki, buraki, cebulę, krzewy owocowe, drzewa… może być najbogatszym chłopem we wsi, ale nic więcej. Bogatym, w powiecie lub województwie, będzie ten, który ma tylko świnie. Tak ze dwadzieścia tysięcy. Bo stare powiedzenie mówi, że jak coś jest do wszystkiego, to jest do niczego.
Trudno byłoby wygrać, w wymiarze globalnym, próbując realizować po trochu wszystkie opcje i możliwości. Więc autokracje czy reżimy nauczyły się współpracować. Wy nam pomożecie zbudować fabrykę dronów bojowych, a my wam zapewnimy sprzęt i specjalistów, aby pomóc w naprawach rafinerii. Wy nam dostarczycie amunicję i rakiety, a my wam zapewnimy wsparcie na forum ONZ. My wam wyślemy doświadczonych doradców wojskowych, a wy pomożecie nam uniknąć sankcji i importować maszyny dla przemysłu i elektronikę. Okazuje się, że autokracje państw lub organizacji bardzo odmiennych ideologicznie, nauczyły się współdziałać ponad tymi podziałami. Talibowie, komuniści, islamiści, monarchiści, nacjonaliści itd. itp. jakoś świetnie współpracują mimo pozornej wrogości doktryn. Mają bowiem zawsze jeden wspólny element: zdobyć władzę i utrzymać ją nawet kosztem własnego narodu, życia i dobrobytu obywateli. A to przypomina mi fragment innej książki:
Podobno człowiek jest zwierzęciem stadnym, więc nieustannie organizujemy sobie przeróżne formy działalności grupowej: kluby, stowarzyszenia, drużyny, zespoły, wspólnoty, grona, paczki, oddziały, towarzystwa itd. itd. itd. Dla przykładu weźmy drużynę pasjonatów uprawiania jakiegoś sportu. Co najzupełniej normalne, w drużynie tej będą gracze lepsi, gorsi i kilku najlepszych, którzy, jako liderzy, zajmują w drużynie uprzywilejowaną pozycję, a ich zdanie — mimo demokracji — jest odrobinę ważniejsze niż pozostałych. Mijają lata, nowi gracze stają się coraz lepsi, może równi liderom, a może nawet… To też proces najzupełniej naturalny. Jednak teraz chodzi o to, jaką postawę przyjmą starzy liderzy. Jeżeli dobro całej drużyny, jej miejsce w rankingu, jest dla nich najważniejsze, to będą wspierać nowych, pomagać im, ale sami powolutku i bez żalu zaczną usuwać się w cień. Jeżeli jednak w dupie mają pozycję drużyny, bo ważna jest dla nich tylko ich wyjątkowa rola, pozycja, po prostu władza, wtedy będą musieli podjąć działania zupełnie inne. Po pierwsze trzeba się pozbyć graczy zbyt dobrych. Jednych się zniechęci, innych zastraszy, jeszcze innych ośmieszy lub zgnoi — jest tu sporo możliwości. Po drugie, wyraźnie zbyt skuteczny system treningów trzeba koniecznie obniżyć, żeby za chwilę nie wyrośli znowu za dobrzy zawodnicy. Takie działania oczywiście powodują, że w tabelach pozycja drużyny spada na łeb, ale za to pozycja liderów staje się coraz mocniejsza i z czasem przydzielają sobie coraz większe prawa**.
Mocną stroną książki Applebaum są konkretne przykłady takiego współdziałania, na przykład: gdy uczciwi dziennikarze odmówili publikowania wiernopoddańczych zachwytów na temat sfałszowanych na Białorusi wyborów, Federacja Rosyjska błyskawicznie udostępniła autokracji Łukaszenki własnych propagandystów. „Koncern autokracja” bezwzględnie obnaża działanie takich właśnie mechanizmów, zależności, powiązań, współpracy.
Książka napisana prostym językiem, powiedziałbym, że momentami czyta się ją, jak powieść sensacyjno-polityczną. W ostatecznej wymowie jest przerażająca.
---
* Anne Applebaum, „Koncern autokracja”, przekład Michał Rogalski, Agora, 2024, konwersja publikacji do wersji elektronicznej Publio.
** „Alkoholicy i ludzie”, Ridero, 2024, s. 61-62.