Dora Rosłońska to pisarka, a kiedyś również dziennikarka i scenarzystka telewizyjna. Jest autorką trylogii „Emma wchodzi do lasu” i kultowej książki dla kobiet „Przebudzenie lisicy”. „Lisica z bagien” jest jej najnowszą powieścią. Zawarła w niej wszystko to, co kocha najbardziej: kontakt z naturą, język francuski, książki i codzienną magię szeptuch.
Opis wydawcy
O świcie w Biebrzańskim Parku Narodowym leśniczy Tomasz szukał wilczych tropów. Zamiast śladów zwierząt znalazł nieprzytomną, nagą kobietę. To zaskakujące spotkanie obudziło w nim niechciane wspomnienia z jednego z najtrudniejszych okresów życia. Nękające go demony utrudniają mu odkrycie tajemnicy nieznajomej. Weronika musi żyć ze skazą, pamiątką po nieudanym rytuale, która na zawsze zmieniła jej życie. Wstydliwa tajemnica pozbawia ją chęci nawiązywania bliskich relacji. Czym sobie zasłużyła na taką karę? Czy wreszcie odkupi swoje winy? A może w rzeczywistości rytuał okaże się błogosławieństwem i wyprostuje kręte drogi życiowe? Książka pełna tajemnic, codziennej magii, smaków podlaskiej kuchni i zapachów tamtejszych ziół. Doskonała uczta dla miłośników magii rodowej i kobiecych zaklęć wzmocnionych… nalewkami domowej roboty. Obok charakternych kobiet nie brakuje mężczyzn po przejściach, starej szeptuchy i biało-czarnego psa. Uważaj, w co wierzysz, bo to może stać się rzeczywistością.
Moja opinia
Sięgając po książkę, nie do końca wiedziałam, czego się spodziewać. Niby przeczytałam opis, a mimo to liczyłam na powieść podobną do „Paxa” Sary Pennypacker. Dlaczego? Nie wiem. Może trochę przez okładkę, która totalnie mnie oczarowała. I muszę przyznać, że to właśnie ona skłoniła mnie do sięgnięcia po tę powieść. Czego oczywiście nie żałuję, chociaż moje przewidywania co do zawartości nie okazały się słuszne. To nie jest historia podobna do „Paxa”. To coś zupełnie innego, chociaż pojawia się tu motyw lisa, niezbyt często spotykany w literaturze. Powieść ciężko jest zaklasyfikować do jakiegoś konkretnego gatunku, bo ma trochę z literatury obyczajowej, odrobinę z romansu i literatury pięknej. To opowieść o sile kobiet, o ich niezależności, o kobiecej solidarności. A także o tym, jak ważny jest bliski kontakt z naturą. Jak wiele potrafi dać człowiekowi, szczególnie temu pogubionemu w szaleńczym pędzie dzisiejszego świata. Przynosi ukojenie, spokój, wyciszenie, wytchnienie od codziennych problemów. Jest także dobry dla zdrowia. Oprócz kontaktu z naturą, który wybrzmiewa z kart powieści dość wyraźnie, w historii Weroniki, młodej dziewczyny po przejściach, znalazło się miejsce na słowiańskie motywy. Mamy tu szamanki, szeptuchy, ziołowe mikstury, nalewki, a nawet zaklęcia. Tło powieści stanowią przepiękne, malownicze krajobrazy Podlasia, co stanowi jej dodatkowy atut.
Oś fabuły powieści, podobnie jak jej poprzedniczki pt. „Przebudzenie lisicy” koncentruje się na silnych, wyrazistych kobietach – Weronice, jej matce, babce i innych paniach. Mężczyźni, chociaż również tutaj obecni, wydają się być ich tłem. To książka o kobietach dla kobiet, które chcą żyć odważnie. Pragną usłyszeć swój wewnętrzny głos, znaleźć swoją moc i przestrzeń dla siebie. Dla kobiet, które chcą żyć w zgodzie ze sobą. Jednym z czynników, który umożliwia odnalezienie siebie jest bliski kontakt z naturą, tak bardzo podkreślany w powieści. Książkę dobrze się czyta. Jest napisana przystępnym stylem i bardzo przyjemna. Przepełniona mnóstwem przemyśleń i nawet z morałem. Jednak akcja jest jak dla mnie za mało dynamiczna, a niektóre wątki zbyt słabo rozbudowane. Nie przeszkadza to jednak zbytnio w czerpaniu przyjemności z lektury, szczególnie jeśli potraktuje się powieść jako swego rodzaju inspirację. Mam jednak jedno „ale”, które miało wpływ na moją ocenę powieści. Bardzo lubię czytać w książkach o książkach. Lubię też powieści szkatułkowe. Nie lubię za to w książce reklam. A powtarzane przez bohaterki powieści fragmenty innej powieści autorki właśnie taką reklamę przypominały.
Książkę „Lisica z bagien” najlepiej chyba określa stwierdzenie, że jest to książka o duchowym rozwoju. Miała potencjał na dobrą obyczajówkę z delikatnym wątkiem romantycznym. Coś jednak nie do końca wyszło, jeśli o tą obyczajówkę z romansem chodzi. Powieść jest bardzo pozytywna, dobrze się czyta. Jeśli więc potrzebujecie pewnego rodzaju drogowskazu, jeśli nadal poszukujecie swojej ścieżki, drogi do wolności i wewnętrznego spokoju, ta książka może okazać się pomocna.
Recenzja pochodzi z bloga:
„Księga żywych sekretów” Madeleine Roux – recenzja przedpremierowa – maitiri_books (wordpress.com)