Ponownie wracamy do Korszakowa, gdzie spotykamy bohaterów znanych w Korszakowa, pierwszej części opowieści o zwyczajnym ludziach. Bohaterami opowieści są młodzi ludzie, znudzeni życiem, bez perspektyw, bez marzeń, żyjący z dnia na dzień. Mają małe i bardzo przyziemne potrzeby. Zabawić się, wypić, wciągnąć trawkę, zrobić psikusa sąsiadowi czy nauczycielowi. Młodzi, zdani sami na siebie. Nikt im nie pokazał, że można żyć ciekawiej, inaczej, lepiej, mieć plany i marzenia, realizować się. Smutek, ból i żal przebija się z każdej strony tej opowieści. Żyją w latach 90 – tych, czasie przemian, upadków PGR-ów i dużego bezrobocia.
Jakub Michalczenia jest znakomitym obserwatorem, żaden szczegół czy detal nie umknął jego uwadze. Przedstawił nam zwyczajnych, normalnych ludzi, którzy walczą z szarą i smutną codziennością. Te miniaturowe opowiadania mają swój sens i zamysł, ale nie każde ma puentę, nie z każdego można wysnuć ciekawe wnioski. Ale może o to właśnie chodziło autorowi, zostawić nas samych z niedokończoną opowieścią, sami kontynuujmy losy bohaterów. Jestem pewna, że nie każdy z nas w identyczny sposób będzie realizował plany bohaterów, wszystko zależy od naszego podejścia do życia, do istotnych spraw życiowych.
Gigusie obdzierają z intymności mieszkańców Korszakowa, ukazują ich zmarnowane życie, pozbawione nadziei, nie rokujące zmian. Bo przecież im często wystarczyła butelka taniego wina i pełnia szczęścia na wyciągnięcie ręki. Dzieci nie miały żadnych wzorców w rodzicach, widziały ich zmagania z brutalną rzeczywistością, nieustannym brakiem pieniędzy, brakiem pracy, brakiem perspektyw na lepszą przyszłość. Ale są też zauważalne w tych miniaturowych obrazach pojawiające się wówczas zmiany, fascynacja młodzieży grami komputerowymi, pierwsze komputery czy konsole. Obraz dla nas często zapomniany.
Wszystko nabiera zdecydowanego realizmy głównie dzięki wulgarnemu i dosadnemu słownictwu, jakim nas raczy Jakub Michalczenia. Mocne i brutalne stwierdzenia w ustach młodych ludzi nabierają innego wymiaru i znaczenia, ukazują nie tylko ich zepsucie, ale wyraźnie wskazują, że tak jest w takich porzuconych, oddalonych od dużych miast „zadupiach”. Język, którym posługuje się autor nie jest łatwy, nie pozwala zbyt szybko biec przez kolejne strony, on wręcz często spowalnia czytanie, zmusza nas do zatrzymania się, przetrawienia treści.
Tak naprawdę za tymi prostymi obrazami kryje się smutek, żal, ból i rozpacz młodych ludzi. Częste spotkania z wymiarem sprawiedliwości, zmaganie się z obowiązkiem szkolnym, odrzucenie przez lokalną społeczność, nuda i brak pomysłu na życie są dramatami w ich życiu. Jaka czeka ich perspektywa? Czy oni potrafią być szczęśliwi? Czy są nauczeni pracy?
Ja w tej lekturze widzę drugie dno. Pewnego rodzaju ostrzeżenie dla młodego pokolenia. Nie bądźcie tacy jak bohaterowie tej lektury, zmarnujecie tylko swoje życie, nic istotnego nie osiągniecie. Dlatego też idźcie przez życie odważnie, nie patrzcie na innych, nie bierzcie z nich przykładu.
Polecam te krótkie opowiadania, na pewno każdy znajdzie w nich coś dla siebie. Niektórym otworzą oczy i przypomną dawne czasy, dla innych będą utopią i czymś niewyobrażalnym.
Ciekawa lektura, niecodziennie mamy okazję sięgać po tak prawdziwe i realne obrazy.