Ozzy Osbourne. Czy jest ktoś kto nie słyszał o tym panu? Jeśli tak, to pewnie nieliczne jednostki. Jeśli nie jest on komuś znany dzięki swoim muzycznym dokonaniom, to będzie znany dzięki programowi MTV „The Osbournes”, czy choćby tylko z tego, że odgryzł głowę nietoperzowi. Człowiek legenda, przynajmniej dla mnie. Zawsze lubiłam Ozzy’ego i jego muzykę, chociaż wiedziałam, że nigdy nie był grzecznym chłopcem. Pierwszy kubeł zimnej wody został mi wylany na głowę kilka lat temu, kiedy przeczytałam biografię jego żony, Sharon. Wtedy poczułam wielki szacunek do tej kobiety, a szacunek do Ozzy’ego znacząco zmalał. Tym razem miałam okazję zobaczyć, jak to wszystko wyglądało z jego perspektywy. Chociaż ciężko tu mówić o wspomnieniach, w momencie kiedy większość życia spędziło się w stanie upojenia alkoholowego, a przy tym jeszcze pod wpływem każdego narkotyku, jaki ludzkość wymyśliła. Ale muszę Wam powiedzieć, że odważny człowiek z tego Ozzy’ego. Nawet nie próbuje ukrywać tego, co w życiu wyprawiał, a przy opowiadaniu o grzechach swojej młodości jest rozbrajająco szczery. Potrafi przyznać się do błędu i powiedzieć, że żałuje wielu rzeczy, które zrobił.
John Osbourne, urodzony w 1948 roku i wychowany w Aston, w Birmingham. Niezbyt zdolny dzieciak, który dość wcześnie zaczął rozrabiać. A to wszystko dlatego, że za żadne skarby nie chciał być taki, jak ludzie w okolicy. Przepracować całe życie w fabryce i umrzeć. Co to za życie? No właśnie, Ozzy’emu też się ta perspektywa nie podobała. Dlatego zawsze szukał rozrywek, aż w czasie rodzinnych występów dotarło do niego, że muzyka to jest to, co chce w życiu robić. Długą drogę musiał przejść, żeby dotrzeć do miejsca, w którym jest teraz. Od pobytu w więzieniu, do legendy muzyki. Jeśli ktoś jest ciekawy, jak można tego dokonać, koniecznie powinien zapoznać się z historią jego życia.
Od razu zaznaczę, że to nie jest taka biografia, gdzie znajdziecie życiorys artysty i kilka zabawnych anegdotek związanych z muzycznym światkiem. To czterysta stron i sześćdziesiąt lat życia człowieka, naznaczone oceanem alkoholu i kilometrami ścieżek kokainy, a przy okazji wszystkimi narkotykami świata. Podziwiam go, że miał odwagę tak po prostu opisać wszystkie złe rzeczy, które zrobił. I przy tym jeszcze bardziej podziwiam jego żonę, za jej siłę, charakter, a najbardziej za to, że z nim została. Jak się nad tym zastanowić, to naprawdę bardzo dziwne, że on jeszcze żyje. W każdym razie, jeśli ktoś miał Ozzy’ego za niegroźnego świra, to ta książka diametralnie zmieni opinię o nim. Oczywiście okazji do śmiechu też nie zabraknie. Ja na przykład nie potrafiłam przestać się śmiać, kiedy czytałam jak i ile razy Ozzy oświadczał się Sharon. Naprawdę, aż ciężko uwierzyć, że te wydarzenia miały miejsce. Ale jednak ta biografia to o wiele więcej niż opisy wygłupów gwiazdy rocka.
Pomijając permanentne odurzenie, są też opisy wydarzeń, przy których łza się w oku kręci. Na przykład wypadek, w którym zginął gitarzysta Randy Rhoads i jeżdżąca z nimi w trasy fryzjerka Rachel. Albo choroba Sharon, która ściągnęła czarne chmury nad rodzinę Osbourne’ów. To są wydarzenia, o których wiedziałam już wcześniej, a jednak widziane z perspektywy Ozzy’ego, który mówi o swoich uczuciach w tych chwilach, odbierane są zupełnie inaczej i sprawiają, że czytelnik też podchodzi do tego emocjonalnie.
Jest to genialna książka, nie mam co do tego najmniejszych wątpliwości. Pełna humoru, szczera do bólu, na przekleństwach też Ozzy nie oszczędza. Ale taki właśnie jest ten człowiek, wieczny świr który wiele w życiu przeszedł i popełnił wiele błędów. I mimo, że teraz wiedzie o wiele spokojniejsze życie, to świrem pozostanie chyba już na zawsze.
Pozycja obowiązkowa dla każdego fana, ale wydaje mi się, że jeśli ktoś lubi po prostu przeczytać dobrą biografię, to też będzie w pełni usatysfakcjonowany.