Seria Dzieł Pisarzy Skandynawskich w Wydawnictwie Poznańskim ukazywała się w latach 1956–1990. Myślę, że wielu książko maniaków ma na swoich półkach książki z tradycyjnym statkiem. W ramach ponad 150 wydanych pozycji pojawiła się spora różnorodność bo były to powieści, poezja, dramaty, opowiadania, sagi oraz baśnie ludowe. W 2018 roku Wydawnictwo zdecydowało się na wznowienie serii – jest nowa szata graficzna, a statek z okładki przeszedł metamorfozę.
„Blizna”, której autorką jest Auður Ava Ólafsdóttir to siódma pozycja wznowionej serii. Ólafsdóttir to islandzka pisarka, poetka oraz autorka dramatów. Wielokrotnie nagradzana, a „Blizna” otrzymała Nagrodę Literacką Rady Nordyckiej oraz Islandzką Nagrodę Literacką.
„Blizna” nie mówi wprost o rzeczach ważnych, ale skupia się na tych wszystkich drobiazgach, które składają się na naszą codzienność. Prawie pięćdziesięcioletni Jonas Ebeneser jest rozwiedziony. Ma córkę - Lilię Wodną, która tak właściwie chyba nie jest jego córką. Matka przebywa w domu starców, coraz bardziej pogrąża się w demencji, traci poczucie rzeczywistości. Jonas codziennie realizuje swój plan i układa własną śmierć. Wyjeżdża do powojennego kurortu i zatrzymuje się w hotelu prowadzonego przez parę rodzeństwa. Czy wyjazd coś zmieni w życiu Jonasa? Czy uda mu się szczegółowo zaplanować swoja śmierć?
Powieść Ólafsdóttir okazała się jedynie… poprawną. Literatura skandynawska zawsze mnie nęci i interesuje. Przyciąga surowością i specyficznym klimatem. W „Bliźnie” tego zabrakło. Zabrakło mi tej skandynawskiej głębi. Tu jest zbyt prosto i stereotypowo. Auður Ava Ólafsdóttir snuje swoją opowieść wokół użyteczności współczesnego mężczyzny – takiej złotej rączki, majsterklepka, cieica, którego celem jest pomoc kobietom, które żyją samotnie i nie potrafią poradzić sobie ze stolarką, kanalizacją, większymi zakupami czy przenoszeniem ciężkich przedmiotów. Jonas przez całą historie wydaje się być nieszczęśliwy, nawet wtedy gdy wszystko układa się po jego myśli. Sama fabułą powieści jest zwięzła, pozbawiona męczących rozważań czy zbędnych opisów. Nie ma co czekać na zwrot akcji.
Tytułowa blizna to nie tylko ten znak na ciele. To też blizna w umyśle Jonasa, która wprost każe mu podjąć niechlubne działanie. Ludzie, których spotyka na swojej drodze są poorani na wskroś – ich ciało zdobią wojenne blizny, kaleczą ich myśli i uczucia, bolą blizny po odejściu najbliższych. Każdy z nas ma na sobie bliznę. Czy to z dzieciństwa, czy po operacji, po wypadku. O ile blizny na ciele z czasem zanikają, miękną, łagodnieją. O tyle te na psychice mogą zostać na dłużej. Każdy z nas ma w sobie bliznę.
„Blizna” Ólafsdóttir to opowieść o samotności i poszukiwaniu sensu życia. Tu człowiek zmaga się ze smutkiem i zagubieniem. „Blizna” niesie też pewną prawdę o nas – ludziach. Choćby tą o bliznach, niektóre nosi się z dumą, część skrzętnie ukrywa. Nie zżyłam się Jonasem, ani z żadnym innym bohaterem. Przeszkadzał mi wszechobecny patos i momentami pisanie dla pisania. Irytowała powolność i pewna przewidywalność. Tym razem – mówię NIE. Co nie oznacza, że nie sięgnę po kolejne książki wydawane w ramach Serii. Ciągle mam nadzieję, ze „Blizna” to aperitif, a Wydawnictwo Poznańskie wygrzebie ze skandynawskiej czeluści prawdziwe perły.
Na koniec fakt, z którym pewnie zgodzi się wielu bibliofilów. Uwielbiam książki ze Skandynawskiej Serii za okładki. Minimalne, z dbaniem o szczegóły. Zawsze w punkt, zawsze trafione.