Hipnotyzująca okładka i ciekawy opis to gwarancja, że zechcę przeczytać daną powieść. Obok "Instytutu" K.C. Archer nie mogłam przejść obojętnie i choć książka odczekała dość długi czas nim wzięłam je w czytelnicze obroty sprawiła mi całkiem sporo frajdy.
Główną bohaterką jest dwudziestokilkuletnia Teddy Cannon, dziewczyna, która nie radzi sobie w życiu ani w relacjach międzyludzkich. W dodatku cierpi na epilepsję, a przynajmniej tak zdiagnozowano dolegliwości, które jej towarzyszą. Ma jednak swój sekret: czyta ludzi, wie kiedy kłamią. Nie chroni jej to jednak przed narobieniem sobie poważnych kłopotów. Kłopotów tak poważnych, że jedynym ratunkiem wydaje się jej skorzystanie z oferty tajemniczego Clinta Corbetta, który proponuje jej czystą kartę i wstęp do Instytutu Szkoleń i Rozwoju Egzekwowania Prawa im. Whitfielda. Informuje również dziewczynę, że nie cierpi na żadną epilepsję, ale jest najprawdziwszym medium, a jej organizm w ten sposób radzi sobie z przeciążeniami umysłu. A to zaledwie wierzchołek góry lodowej… Potem robi się jeszcze bardziej interesująco.
Będąc jeszcze na początku i poznając początki Teddy w Whitfield, zawiódł mnie odrobinę powielony schemat (szkoła dla czarodziejów… tfu, tfu dla mediów; grupa popularnych uczniów i freaków), tym bardziej, że zaczęło się całkiem ciekawie, a to zaledwie niektóre. Schematy nie są złe, na czymś trzeba oprzeć fabułę, a wymyślić coś całkowicie oryginalnego jest bardzo trudno. Wszystko zależy od tego jak autor rozegra fabułę, jakich stworzy bohaterów, relacje i wątki. Z "Instytutem" mam ten problem, że czytało się sprawnie i szybko, jest napisana bardzo przyzwoicie, ale czegoś mi w nim zabrakło. Kiedy odkładałam książkę, nie czułam wewnętrznego przymusu by jak najszybciej zacząć czytać dalej. Owszem intrygowała mnie tajemnica pochodzenia Teddy, ale przyciąganie do "Instytutu" było znikome.
Teddy Cannon nie jest jedną z tych milusińskich bohaterek, które zyskują sympatię czytelnika od pierwszego zdania. Działa pod wpływem impulsu, skupia się w głównej mierze na sobie, jest ogólnie zagubiona i nie za bardzo potrafi docenić to co ma. A już najbardziej mierziło mnie, że nie umie docenić ludzi, którzy ją otaczają. Traktuje ich jako drogę do celu. To się, oczywiście zmienia, bohaterka, jak na takową przystało, przechodzi wewnętrzną przemianę, co okupione jest - niestety- krzywdą innych.
Wielka szkoda, że autorka poskąpiła namgłębszego wglądu w przeżycia wewnętrzne bohaterki, podobnie jak w pozostałych, co czyni ich nieco płytkich. Pozostaje mi wierzyć, iż w kolejnych tomach bliżej poznamy pozostałe postaci, a także samą Teddy. Cóż… świadomość, że w tym tomie nie poznam wszystkich sekretów odrobinkę mnie zasmuciła, bo w jakiś sposób obliguje mnie to do sięgnięcia po następną część, gdy ta ujrzy wydawnicze światło dzienne.
Styl jest bardzo przyjemny, duża ilość dialogów pozwala na szybkie czytanie. Opisów nie doświadczymy tu zbyt dużo i wiele zależy od naszej wyobraźni. Co przeszkadzało mi o tyle, iż nie pozwalało wgłębić się w świat wewnętrzny Teddy. Sporo jednak dzieje się w "Instytucie", a takie prowadzenie narracji sprzyja opisom akcji.
Wątek romantyczny pojawia się, a jakże. Wpleciony cieniutką nitką w warkocz fabuły, nie jest dominujący, uzupełnia całość o łagodniejsze wątki. Nastręczające bohaterce międzyludzkich zawirowań, których rozwiązanie nie dane czytelnikowi poznać.
"Instytut" K.C. Archer to powieść skierowana w głównej mierze do młodego czytelnika. Obdarzenie bohaterów nadprzyrodzonymi mocami czyni tę pozycję interesującą. Umiejscowienie głównego miejsca akcji w tajemniczym Instytucie, wplecione w fabułę intrygi i tajemnice z przeszłości sprawiają, że można mieć silne skojarzenia z pewnym młodym czarodziejem i jego szkołą magii. Otrzymujemy jednak coś podobnego, ale skupionego na świecie rzeczywistym (pomimo zdolności mediumicznych).
Spędziłam z powieścią K.C. Archer kilka dni, bawiłam się całkiem dobrze i z czystym sumieniem polecam tę pozycję, pod warunkiem, że nie oczekujecie efektu wow i psychologicznej głębi.