To niezła książka, takie 7/10 we w miarę zobiektywizowanej, dziesięciostopniowej skali. Wielu recenzentów daje książce 10/10, niestety muszę zgłosić kilka zdań odrębnych. Dlaczego? Dowiecie się w recenzji. Uwaga - niniejszy post to spoiler, czytacie na własną odpowiedzialność.
O czymże więc jest „Inspiracja” Adriana Bednarka?
W 50-tysięcznym mieście giną młode, piękne dziewczyny i wiadomo, że w okolicy grasuje seryjny morderca. Kolejny, ponieważ jeden już w tym mieście zabijał.
Oskar, 23-letni pisarz, jest zafascynowany zbrodniami i jest przekonany, że wie, kim jest morderca. Poznaje go przypadkiem i zaczyna koło niego krążyć. Sytuację komplikuje fakt, że Oskar się zakochuje w dziewczynie, która zdecydowanie „gra o dwie ligi wyżej” niż on sam i ma związki z psychopatycznym zabójcą. Piękna, pochodząca z pozornie dobrej rodziny, popularna Luiza, jest… a nie, za dużo szczegółów już teraz to byłoby okrucieństwo, nie jakiś zwykły spoiler.
Oskar, którego krótkie życie już jest pełne tragedii i dramatów staje w obliczu kolejnych. I kolejnych. I kolejnych. I wychodzi z nich, owszem, ale jak? Przeczytajcie. Przekonacie się.
„Inspiracja” Adriana Bednarka to pisany przeważnie w pierwszej osobie opis polowania na seryjnego mordercę, na „Łowcę Nimfetek”. Książka jest drastyczna, paskudna, brudna - taka, jaka powinna być każda tego typu pozycja.
Narracja pierwszoosobowa, prowadzona z perspektywy Oskara jest - jak bohater - miejscami irytująca. Bednarek pisze tak, jak mówiłby chłopak z ambicjami literackimi, którego język i styl są niebywale niedojrzałe, nieco pompatyczne, z niewielkimi, ale irytującymi błędami stylistycznymi i składniowymi.
Wtręty narracyjne w trzeciej osobie są napisane klinicznym i czystym językiem, prawie reporterskim stylem.
Bednarek nie zapomina o tym, że w stresie nie mówi się długimi okresami retorycznymi, tylko wyrzuca się z siebie słowa w równoważnikach zdań. W większości scen (jest wyjątek), w których Oskar jest w dużym stresie, narracja jest prowadzona krótkimi, urywanymi zdaniami. Prawie widać, jak przeskakują impulsy nerwowe w mózgu bohatera. Ładnie zrobione, bardzo ładnie.
„Inspiracja” Adriana Bednarka to książka z natury swojej pozbawiona humoru. No, chyba że uznamy, że zdanie „wszystkie włosy na moich plecach i rękach stanęły dęba”. [s. 83] za jego przejaw. 🙄
Plusy „Inspiracji” Adriana Bednarka
1. Akcja.
Cokolwiek by nie mówić - „Inspiracja” wciąga. Mimo minusów, na które oczywiście się doczekacie, to dobra książka. Polowanie na seryjnego mordercę to sport, który zawsze wciąga. Zawsze. Jest w ludziach, którzy zabijają jedną istotę po drugiej, coś, co fascynuje w sposób wręcz niezdrowy i „Inspiracja” na tym pociągu bazuje.
2. Psychologia
Jest coś niesamowitego w podążaniu za Oskarem, Luizą i „Łowcą”. To jak schodzenie do bardzo ciemnej, bardzo zimnej i śmierdzącej piwnicy. Idziesz i wiesz, że z każdym krokiem w dół będzie tylko i wyłącznie gorzej. Robisz ten krok i wiesz, że miałeś rację - jest gorzej. I co robisz? Leziesz dalej w głąb dusz skręconych bardziej niż łańcuch DNA. Co decyzja to początek nowej tragedii. Czytam kolejne zdania, kolejne uzasadnienie i jest mi niedobrze, ale czytam dalej i obserwuję, jak ludzie zwijają się w trąbkę i pogrążają się w studni zła.
Żaden z bohaterów nie jest fajny, żadnego nie da cie lubić. Niektórzy są niebywale przerysowani, ale ta podróż i odkrywanie ran, blizn na duszy, urazów, śledzenie odcisków, jakie zostawia przeszłości - wow. Paskudne, ale wow.
3. Obrazowość
Adrian Bednarek nie ucieka przed opisywaniem drastycznych szczegółów. To świetnie, dzięki temu książka jest mroczniejsza, trudniejsza do zniesienia i bardziej uwierająca. Zło widać lepiej, nie jest symboliczne, ale otacza i przytłacza, budzi odrazę i fascynację.
4. Język
O nim pisałam powyżej, powtórek zatem nie będzie 😎
5. „Łowca Nimfetek”
Powiedziałabym, że rozwiązanie narracyjne związane z seryjnym mordercą jest naprawdę niezłe, naprawdę. Daruję to, że jest mocno deux ex machina, ale sam twist akcji jest smakowity.
Przeczytajcie, będziecie wiedzieć, do czego robię aluzję.
Dobrze, to teraz czas na przyznanie się, czemu odebrałam „Inspiracji” Adriana Bednarka gwiazdki. Innymi słowy:
Minusy książki
Zacznę od czegoś nieewidentnego, ale irytującego.
1. Fatalne sceny seksu
Tak, wiem, że opisuje je Oskar i że od dwudziestotrzylatków za dużo wymagać nie można (w kwestii opisu takich czynności), jednak - kurcze no - nie. Nie. Nie. Strony 168-169 nie zapiszą się w historii literatury.
Zresztą niezależnie od tego, kto opisuje daną scenę, seks u Bednarka jest napisany źle.
2. Oskar
Na szczęście zapomniałam już, jak to jest być dwudziestotrzyletnim młodzieńcem. I dobrze, bo jak patrzę na Oskara, to wydaje mi się, że bycie takowym jest straszne. Jest się irytującym, aroganckim, skupionym na sobie, świętoszkowatym chłopczykiem, udającym dojrzałość, a podejmującym dziecinne decyzje.
Nie żeby starsi od Oskara (i w książce, i w życiu) lepsze decyzje podejmowali, ale… Wkurza mnie gość niebywale. NIEBYWALE.
3. Policja
Kryminały, thrillery, książki szpiegowskie podobno dzielą się na dwie grupy. W pierwszej policja i siły porządku to idioci, którzy nic nie potrafią, na niczym się nie znają i bez pomocy ze strony ludności cywilnej nie są w stanie złapać gangu Olsena (starsi wiedzą, o kim mówię, młodsi sprawdzą).
W drugiej z kolei moc i inteligencja policji i innych takich organów są niezmierzone i żaden przestępca nie ma z nimi szans. „Inspiracja” Adriana Bednarka, a raczej Oskar, to wyznawcy pierwszego podejścia. To dzięki Oskarowi w ręce stróżów prawa wpada pierwszy seryjny morderca, on także wkłada im w łapy „Łowcę Nimfetek”. Geniusz zbrodni i jej wykrywania, jak pragnę zakwitnąć.
A policja, to po prostu nie ogarniające rzeczywistości ludziki, które Oskarowi do pięt nie dorastają.
4. Szczegóły! Detale!
Jestem upierdliwcem. Lubię detale, bo są jak przyprawy. Nieodpowiednie, brakujące, źle użyte psują smak.
Krew szybko zasycha i bluzka ofiary po kilku godzinach nie ma prawa lśnić szkarłatem, tylko jest po prostu nieprzyjemnie brązowa. Trup świeży nie śmierdzi trupem, tylko ekskrementami, sorry, taka jest fizjologia. Deszcz nie zmywa szminki, bo szminka to nie akwarelka. Tłuszcz (w ciele człowieka) jest żółtawy, nie biały i nie spływa, bo to nie olej kokosowy. Pierwsza jazda samochodem z automatem i wyjście bez zadrapania z groźnej sytuacji, kiedy opona robi bum? Sure, why not???
I tak dalej i tak dalej, o procedurach, planowaniu zbrodni nawet nie wspomnę.
Mimo rzeczy, które mnie drażniły, uważam, że „Inspiracja” Adriana Bednarka to książka, po którą warto sięgnąć. Zachęcam!