"Ludzie w dzisiejszych czasach całkowicie się pogubili. Patrzą na siebie wilkiem, rywalizują ze sobą, szukają najgorszych cech w sobie nawzajem. Chcąc przetrwać, musisz być mądrzejszy od nich. Zawsze patrz na drugiego człowieka tak, jakbyś chciał, aby on patrzył na ciebie."
"Indygo" podzielone zostało na trzy części. Pierwsza z nich opisuje pobyt Brayana w więzieniu, druga jego życie po wyjściu na wolność, trzecia zaś łączy oba okresy, daje odpowiedzi na pojawiające się wcześniej pytania i jednocześnie była tą najciekawszą.
Książka jest niejako spowiedzią głównego bohatera. Brayan otwiera się, dzieląc się z czytelnikiem swoimi myślami, rozterkami i wątpliwościami. W książce mamy liczne retrospekcje pozwalające zrozumieć położenie, w jakim się znalazł.
Agnieszka Antosik stworzyła interesujących, skomplikowanych bohaterów. Oczywiście najwięcej uwagi poświęciła Brayanowi. To osiemnastolatek, któremu (mimo iż wydawałoby się, że ma wszystko) brak normalnego, rodzinnego życia, uwagi, akceptacji i zrozumienia ze strony rodziców, zwłaszcza ojca, dla którego liczy się reputacja i stwarzanie pozorów. Jednakże zabrakło mi szerszego przedstawienia tej relacji. Kiedy chłopak trafia do więzienia, zaczyna dążyć do autodestrukcji. Uzależnia się od wszelkiego rodzaju używek. Wcześniej też nie stronił od papierosów, alkoholu i narkotyków, ale teraz będzie to coś znacznie większego kalibru...
"Jego rodzice zapoczątkowali proces jego autodestrukcji, a on go sumiennie kontynuował. Nie dając sobie choćby najmniejszej szansy na lepszą przyszłość."
Paula, jego "brata" nie polubiłam, bo i nie było za co go polubić. Z kolei inaczej przedstawiała się sprawa ze Stevenem. To człowiek, który też ma swoje za uszami, gdyż w więzieniu nie siedzi za niewinność, ale... sami zrozumiecie.
"Najzabawniejsze było to, że kłamca uczył kłamcę bycia ze sobą szczerym."
Historia Brayana uświadamia, że czasem jeden błąd czy chęć zemsty może zniszczyć komuś życie, pachnąć go do czynów, których tak naprawdę nigdy by się nie posunął. Każdemu z nas zdarza się popełniać błędy. I to one powinny nas czegoś uczyć. Ważne jest byśmy potrafili się do nich przyznać i spróbować je naprawić.
"Czasem przebiegły los sprawia, iż dostrzegamy prawdę dopiero wtedy, gdy przestajemy patrzeć..."
Parafrazując zaś hasło znajdujące się na okładce, że: "W każdym dobru jest trochę zła, w każdym złu znajduje się odrobina dobra" - po tej lekturze śmiało mogę się z tym stwierdzeniem zgodzić. Bo to, czy główny bohater był zły czy też dobry, można by roztrząsać wiele godzin i na wiele sposobów, i pewnie nigdy nie doszlibyśmy do porozumienia co do jego winy. Nie mogę Wam zdradzić w czym rzecz, ale zapewniam, że będziecie bardzo zaskoczeni. Ja takiego obrotu spraw się nie spodziewałam.
Nie do końca przekonał mnie styl, w jakim ta książka została napisana. Język, jakim posługują się bohaterowie, jak dla mnie momentami cechował się zbytnim patetyzmem, wydumaniem. Chodzi mi tu zwłaszcza o wypowiedzi kryminalistów. Drugą sprawą był brak opisu świata, w jakim żyją bohaterowie. W rezultacie stał się mało realny. Jednak nie zmienia to faktu, iż całość zainteresowała mnie na tyle, że chciałam poznać jak to wszystko się zakończy.
"Indygo" to smutna, gorzka, wstrząsająca, a przede wszystkim skłaniająca do refleksji powieść o konsekwencji złych wyborów, chęci zemsty, zaślepiającym ego, winie, wyrzutach sumienia. Czy Brayanowi uda się zrealizować swój wyniszczający plan? Sprawdźcie!