Czasami zerkasz na okładkę książki i już wiesz, że to nie może być dobre. Nie chciałabym kierować się wrażeniami estetycznymi, bo te wcale nie świadczą o jakości tekstu, ale tutaj po prostu nie czuję się przekonana. Na książkowym rynku jest dużo cudownych, klimatycznych okładek, które wywołują w czytelniku ciarki i zachęcają do jak najszybszego rozpoczęcia lektury. Tutaj efektu wow nie było, ale nie obrazek z napisem są najważniejsze.
Niestety - im dalej w las, tym gorzej. Nie jestem pewna, kto bardziej mnie w tej historii irytował - Łucja czy Aleksander. Ona to młodziutka postać, praworządna, trzymająca się zasad i szanująca reguły. On to beztroski facet, który z chęcią korzysta z rodzinnej fortuny. Ich losy przecinają się, kiedy rodzina mężczyzny zakręca kurek z pieniędzmi, a kobieta zaczyna piastować stanowisko prokuratora regionalnego. Dwie skrajności, których wzajemnej fascynacji nie potrafiłam zrozumieć w ani jednym momencie lektury. Łucja raz sprawia wrażenie kruchej i bezbronnej, w innym momencie staje się rozstawiającą po kątach prawniczką, przed którą drżą wszyscy współpracownicy. Miałam wrażenie, że autorka nie do końca potrafiła zdecydować się na konkretną drogę dla tej bohaterki. Aleksander to z kolei typowy playboy, który lubi wygodne życie i który niekoniecznie chętnie ima się jakiejkolwiek pracy. Tej postaci nie definiowało nic poza chęcią wygodnego życia i przekonaniem, że wszystkie kobiety oraz cały świat znajdują się u jego stóp. Nie mam pojęcia, jakim cudem się sobą zainteresowali na poważnie, ale za to wiem, że Łucja to prawdopodobnie jedna z tych głupszych bohaterek w historii mafijnych romansów; ręce opadły mi już w momencie, w którym świadomie podaje mu niewłaściwy numer telefonu, a przez kilka kolejnych rozdziałów przeżywa to, że facet się nie postarał, nie zdobył prawdziwego kontaktu i nie zadzwonił. Podobał mi się za to motyw wymiany wiadomości między panią prokurator a przestępcą, ale była to zaledwie kropla w morzu.
Sama fabuła nie była specjalnie oryginalna czy wciągająca. Wielu rzeczy można się domyślić, inne są po prostu schematyczne, niektóre rozwiązania fabularne to ogromny skrótowiec. Samo miejsce wydarzeń jest bliskie mojemu sercu i było to ciekawe doświadczenie, biorąc pod uwagę to, że spędziłam we Wrocławiu kilka lat życia. Z jednej strony czułam się fajnie, wiedząc, w jakich miejscach znajdują się bohaterowie, z drugiej zaś wciąż nie przepadam za książkami osadzonymi w polskich realiach. Nie twierdzę, że lektura sama w sobie była zła. Styl autorki jest mega przyjemny, czytanie to niemal maraton, bo robi się to szybko i sprawnie, ale to trochę za mało, by książka mnie zachwyciła. Czasami nawet się zaśmiałam, niestety najczęściej nie był to wyraz szczerego rozbawienia.
Książka to lektura na jeden wieczór, historia jest nieskomplikowana, bohaterowie raczej bez wyrazu - albo prowadzeni niekonsekwentnie, albo pokazani karykaturalnie. Jeżeli szukacie czegoś lekkiego, to jak najbardziej polecam. Jeżeli jednak wymagacie od tekstu czegoś więcej, to tutaj możecie poczuć się rozczarowani.