Im dalej w las... tym więcej niuansów – w zasadzie można tak podsumować drugi tom „Ery pięciorga” pt.: „Ostatnia z Dzikich” pióra Trudi Canavan. Na powieść składa się splot czterech wątków: dalszych losów Aurai, przygód Leiarda i Emerahl, opisu tarapatów, w które udało się wpaść Imi – księżniczce z ludu Elai oraz pentadriańskiej kariery Reivan – mieszkanki Ithanii Południowej i Myślicielki. Choć historie przedstawione w poszczególnych wątkach opierają się na znanych i wielokrotnie wykorzystywanych schematach fabularnych (niespodziewana kariera „zawodowa” bohatera, samotna uzdrowicielka wobec epidemii czy ratowanie królewskiego dziedzica), to jednak autorka kilkakrotnie zaskakuje – czasem konstrukcją postaci, a czasem implikacjami, jakie z poszczególnych zdarzeń wynikają.
Na szczególną pochwałę w moich oczach zasługuje wyjaśnienie kłopotów Leiarda ze wspomnieniami Mirara – widać, że z góry zaplanowane i przemyślane, dobrze opisane, eleganckie. Portrety psychologiczne pozostałych bohaterów również są przedstawione wiarygodnie, żadna z powieściowych postaci nie została przerysowana, od żadnej z nich autorka nie wymaga czynów, wykraczających poza ich możliwości. Wprawdzie wyrażałam zaniepokojenie koniecznością towarzyszenia Aurai w powojennych koszmarach i rozpamiętywania pojawiającego się u niej poczucia winy. Miło mi stwierdzić, że były to zdecydowanie obawy na wyrost – autorka nie eksploatowała nadmiernie tego wątku. Chociaż główna bohaterka faktycznie zdradza objawy stresu pourazowego, to czytelnik ani przez moment nie ma wrażenia, że przerodzą się one w trwałą, destrukcyjną zmianę osobowości. Przeciwnie – stanowią one element dojrzewania psychicznego postaci i jeden z powodów wyjaśniających decyzje podejmowane przez Aurayę.
Pozostali bohaterowie również dorośleją – doświadczenia życiowe kształtują w naturalny sposób ich psychikę. Nowo wprowadzona na karty powieści postać pentadrianki Reivan prezentuje się obiecująco – jako pozbawiona zdolności magicznych członkini Myślicieli (a więc uczona), na wszystko spogląda z dużą dozą iście naukowego sceptycyzmu, będącego przeciwwagą dla religijnego punktu widzenia. Właśnie dzięki Reivan autorka ma możliwość przedstawić bliżej pentadrian i rozwiać mit o Czarnym, czającym się na południu, siedlisku wszelkiego Zła. Dokładniejsze przyjrzenie się mieszkańcom obu kontynentów ujawnia, że w istocie oba społeczeństwa niczym się nie różnią – poza postaciami wyznawanych bogów.
Obraz powieściowej rzeczywistości przestał być tak denerwująco spolaryzowany, jak w pierwszym tomie cyklu, gdzie Biel oznaczała bezwzględne dobro, a Czerń – zło. Ten wyidealizowany i dwubiegunowy świat znika za zasłoną szarości, bohaterowie okazują się być po prostu ludźmi, ze wszystkimi ich wadami i zaletami, a motywacje bogów zdradzają, że nieobce im są takie uczucia, jak gniew, uraza, zemsta... Pod tym względem bogowie z trylogii Trudi Canavan przypominają postaci bogów greckich – istoty potężne, patrzące z wyżyn Olimpu na ludzi, bawiące się ich losem; ale jednocześnie obdarzone całkowicie ludzkimi charakterami – nierzadko ukrywające niewygodne fakty z przeszłości, czasem zawistne i mściwe, niezdolne do wybaczania doznanych uraz – zarówno ze strony swoich boskich kolegów, jak i przedstawicieli świata ludzi. Zastanawiające w tym ontologicznym obrazie jest miejsce Dzikich Czarodziejów: ludzi praktycznie nieśmiertelnych, obdarzonych magią niemal dorównującą boskim zdolnościom – czyżby w udziale przypadła im rola odpowiedników greckich Herosów? Być może wyjaśnienie tej zagadki znajdzie się w ostatnim tomie trylogii, przy okazji odkrywania przyczyn i przebiegu konfliktu między bogami. Bo akurat w tej kwestii autorka trzyma czytelników w niepewności – wprawdzie zdradza niektóre szczegóły, ale to są drobiazgi dotyczące pojedynczych bóstw, zaś cała historia wojny i przede wszystkim odpowiedź na zasadnicze pytanie: czy bogowie meblujący życie mieszkańcom Ithanii Północnej są faktycznie przedstawicielami Dobra, czy jedynie tymi, którzy wygrali pradawne starcie – pozostaje kwestią otwartą.
Podsumowując, „Ostatnia z Dzikich” jako drugi tom powieściowego cyklu, prezentuje się całkiem nieźle. Choć bazuje na znanych schematach fabularnych i zakończenia niektórych wątków nie zaskakują, to tempo akcji jest utrzymane, kreacja bohaterów i ich wizerunek psychologiczny – prawdopodobna, a ontologiczne tło świata – na tyle frapująco przedstawione, że pobudza zainteresowanie czytelnika i skłania do zastanowienia. W powieści brak bitew wielkich armii – opisywane wydarzenia mają kameralny charakter, ale z łatwością wyczuwa się, że nawet pozornie nieistotne poczynania bohaterów są obdarzone dużym potencjałem i mają szansę nabrać znaczenia w dalszej części opowieści, a nawet zyskać status punktów przełomowych. Bo wydaje się, że globalny konflikt w powieściowym świecie jest nieunikniony. A przynajmniej bogowie nie sprawiają wrażenia, że wyobrażają sobie inne rozwiązanie...
Recenzja ukazała się 2009-12-31 na portalu katedra.nast.pl