Zastanawiam się często, co takiego ma w sobie Marcel Moss, dlaczego od jego książek nie sposób się uwolnić. Im dłużej o tym myślę, tym więcej argumentów przychodzi mi do głowy, ale tak naprawdę nie wiem, czy chodzi o to, by znaleźć jeden konkretny, bo może jego sukces bierze się właśnie z połączenia tak wielu elementów...
Jest jednym z tych autorów, którzy do perfekcji opanowali sztukę pisania prologów. Nie boję się nazwać tego sztuką, bo potrzeba wyjątkowego kunsztu, by na pierwszych stronach złożyć czytelnikowi obietnicę, zaszokować, pozbawić tchu, sprawić, że tętno zwolni dopiero w okolicach zakończenia, gdy sceny opisane w prologu trafią na właściwe miejsce. Z małym zastrzeżeniem, że skoro zaczęło się z przytupem, to nie może się skończyć po cichu. Nieważne, że wszystkie wydarzenia opisane w powieści poskładały się w całość, pisarz ma jeszcze do dyspozycji epilog - doskonałe narzędzie, by zadbać o to, żeby jego dzieło nie zostało zapomniane.
"Idealna para" nie jest pod tym względem wyjątkiem. Marcel serwuje kolejną jazdę bez trzymanki i bardzo dobrze, bo właśnie adrenalina podczas czytania sprawiała, że nie zwracałam uwagi na to, że tematyka tym razem mi nie leżała. Świat celebrytów to dla mnie czarna magia, przestałam się tym interesować mniej więcej w okresie rozstania Dody z Nergalem, a przy okazji straciłam szansę na całkiem sporo znajomości, bo o czym można było ze mną rozmawiać skoro nie byłam na bieżąco z Króliczkami Playboya puszczanymi na MTV. Dla mnie istniał i istnieje do dziś zupełnie inny temat, który ku mojemu zaskoczeniu i radości także pojawił się w tej książce. Tak, tak, o żużel mi chodzi. Co prawda Marcelowi przydałyby się korepetycje, bo jak od prawie dwudziestu lat w tej dyscyplinie siedzę, to nie słyszałam o żadnych znaczących zawodach odbywających się w Lipsku, choć rzeczywiście tor się tam znajduje. Poza tym stwierdzenie, że bohater "postanowił odejść z klubu żużlowego" jest mocno nieadekwatne, bo zawodnicy jeżdżą w więcej niż jednej drużynie, w takich przypadkach mówi się, że ktoś kończy karierę albo odwiesza kevlar na kołek. Koniec wykładu.
Powieść może wzbudzać mieszane uczucia, nie tylko ze względu na to, że jest przeznaczona dla dorosłych. Moss pokazuje wielki świat od kuchni, pisze o tym, co kryje się za wieloma karierami i jak niewiele trzeba, by zgasić najjaśniejszą z gwiazd. Mocno ironizuję, bo niestety wciąż jeszcze są ludzie, którzy wierzą, że influencerka naprawdę jest zachwycona robotem kuchennym, choć nie potrafi go nawet włączyć.
Naiwność głównej bohaterki doprowadzała mnie do szału, powodując jednocześnie, że na całą akcję patrzyłam z lekkim przymrużeniem oka, a myślę, że tak być nie powinno, bo Marcel jak zawsze poruszył wiele ważnych, społecznych tematów.
Trudno jednoznacznie ocenić "Idealną parę". Pochłonęłam ją w jedno popołudnie, nie potrafiłam oderwać się od lektury, ale mam wrażenia, że autora stać na więcej. Zdaję sobie sprawę z tego, że fabuła wymagała wejścia na salony, a to po prostu nie moje klimaty. Mimo to doceniam po raz kolejny, że oprócz rozrywki, dostajemy od Mossa coś więcej. Przytoczone przez niego statystyki są zatrważające, tym większe brawa za pokazanie na przykładzie Anety, że kobieta ma prawo powiedzieć głośne "nie", gdy ktoś przekracza jej granice.
Moje 7/10.