Karen Schaler to autorka bestsellerowych świątecznych powieści i scenarzystka Świątecznego księcia – gwiazdkowego hitu Netflixa. Autorka zyskała przydomek „Christmas Karen”. Jej świąteczne książki są ciepłe, rodzinne, pełne magii. Mają moc otulania serc i podnoszenia na duchu. W Polsce do tej pory ukazały się dwie powieści autorki. Pierwsza z nich to Pierwsza taka Gwiazdka, której nie miałam przyjemności czytać, o drugiej książce za chwilę opowiem trochę więcej.
Powieściopisarka Riley od dawna nie obchodzi już tradycyjnie Świąt, woli w tym czasie wygrzewać się na Hawajach. Zrządzenie losu sprawia jednak, a właściwie nakazuje jej tak wydawca, że musi zmierzyć się z napisaniem świątecznej powieści. Jako autorka romansów nieco ostatnio zawaliła, czytelnicy uznali bowiem, że w jej ostatniej książce brakuje miłości. Jedynym ratunkiem okazuje się bożonarodzeniowa powieść. To jednak nie jest jedyne zmartwienie Riley. Kobieta musi wystąpić w telewizyjnym talk shaw i opowiedzieć tam o swojej powieści. Zapytana o inspirację, opowiada o swojej wielkiej miłości, co błędnie interpretuje jej trzech byłych partnerów, sądząc, że chodzi właśnie o niego. Każdy z nich chce ją odzyskać i każdy wyrusza za kobietą do górskiego pensjonatu, gdzie Riley ma promować swoją książkę. Żaden nie ma zamiaru przebierać w środkach. Co z tego wyniknie?
Tak się składa, że miałam w życiu wielkie szczęście dowiedzieć się, czym jest prawdziwa miłość, co to znaczy kochać i być kochaną. Jak zapewne wiesz, nie wszystkie szczęśliwe zakończenia są jednak takie same. Nie trzeba brać ślubu, aby wiedzieć, czym jest miłość. Piszę o miłości, ponieważ uważam, że jest to najpotężniejsza z ludzkich emocji, która łączy nas wszystkich.
Uwielbiam komedie romantyczne, szczególnie te w świątecznym klimacie i ta książka była jedną z lepszych powieści z tego gatunku, jakie miałam okazję czytać. Autorka po mistrzowsku wprowadza czytelnika w świąteczny klimat. Opisuje w swojej powieści wiele przedświątecznych tradycji, które przywodzą na myśl wszystko to, czego większość z nas mogła doświadczyć w rodzinnym domu. Tworzy ciepły, rodzinny nastrój, który otula serce i pozwala zanurzyć się we wspomnieniach. Książka jest zabawna, przez co wywołuje szeroki uśmiech na twarzy, który utrzymuje się na niej jeszcze przez długi czas. Nic dziwnego w sumie, w końcu jest to komedia romantyczna. Momentami jednak wzrusza i skłania do refleksji nad tym, co w życiu jest najważniejsze. Zwraca też uwagę na fakt, że nie dla każdego jest to cudowny, wypełniony świąteczną magią czas. Często zostaje on z tej magii odarty przez osoby nam najbliższe. Często są to kłótnie, ludzkie dramaty, napięcie i stres. Ciężko wtedy odczuwać radość z nadchodzących Świąt. Cieszę się, że i ten aspekt pojawił się w książce, bo po pierwsze nie jest przesłodzona, po drugie, ktoś może mieć właśnie takie wspomnienia z tego okresu i może go ta powieść nieco podnieść na duchu.
Riley jest trochę jak Grinch, który nienawidzi Świąt Bożego Narodzenia. Dość sporym wyzwaniem jest dla niej już samo napisanie świątecznej powieści, a co dopiero cały bałagan, który pojawia się w wyniku nieprzemyślanej uwagi wypowiedzianej przez nią na wizji. Wyjazd do górskiego pensjonatu, gdzieś w zaśnieżonych górach, na uboczu, w miejscu przesyconym świątecznym klimatem doprowadza ją niemal do szału. Zawsze próbowała trzymać się od tego z daleka, a tu proszę.. Nic, tylko się pochlastać. Seria niefortunnych zdarzeń, które w konsekwencji jej niewyparzonego języka mają miejsce, sprawia, że Riley zaczyna trochę inaczej patrzeć na Święta i wszystko, co z nimi związane. Nigdy nie sądziła, że ten okres może być taki piękny, że przyniesie jej tak dużo radości i okaże się tak wyjątkowym, magicznym czasem. Nie zabraknie na tym odludziu romantycznych kolacji, świątecznych randek, dziecięcych zabaw na śniegu i nie zabraknie miłości. Kiedy Riley zajrzy w głąb własnego serca, okaże się, że miłość już tam na nią czeka. Czy w jej życiu będzie miejsce na szczęśliwe gwiazdkowe zakończenie? O tym musicie przekonać się już sami, sięgając po tę urokliwą powieść.
Książka „I żyli długo i… świątecznie” pokazuje, że prawdziwa magia dzieje się, kiedy z życzliwością, otwartością i ciekawością zajrzymy w głąb naszych serc. Dopiero wtedy dzieją się prawdziwe cuda. Święta, ze względu na wyjątkowy klimat, są w stanie wiele ułatwić, ale i tak najwięcej zależy od nas. Warto po tę powieść sięgnąć, dlatego ją Wam gorąco i świątecznie polecam.
Recenzja pochodzi z bloga:
„I żyli długo i… świątecznie” Karen Schaler – maitiri_books (wordpress.com)