„Ida po prostu wciąż miała Pecha. Chociaż nie, to nawet nie było tak.
To Pech miał Idę.
I byli na siebie skazani przez kolejne trzy do pięciu lat."
Pochopne decyzje nie jednemu człowiekowi odbiły się czkawką i Ida z rosnącym przerażeniem coraz bardziej uświadamia sobie to życiowe prawidło. Tylko no wiecie, mądra szamanka po szkodzie… czy jakoś tak…
Dusza Mikołaja utknęła w piekłach Kusiciela uniemożliwiając szamance przeprawienie jej w zaświaty, złożona Karolinie przysięga i pamiętnik umarlaka powolutku acz sprawnie wywierają presje i destabilizują życie dziewczynie, a niebyt czai się w każdym ciemnym kącie, chciwie wyciągając ręce po jej własną duszę. Czy młodziutkiej szamance od umarlaków uda się dotrzymać obietnicy? Czy lustrzane światy staną w końcu dla niej otworem?
Mogłoby się wydawać, że po pierwszym tomie sprawa jest zamknięta, Ida musi tylko odnaleźć i odprowadzić w zaświaty Kwiatkowskiego i fajrant. Potem z błogością będzie mogła wrócić do wcześniejszego życia i szamankowania, zdać sesję, iść na piwo, przespać całą noc – ot, takie „zwykłe przyjemności, codzienne radości”.
Pech jednak wydaje się mieć inne plany…
Jestem zachwycona tym jak Martyna Raduchowska podchodzi do ciągu przyczynowo skutkowego. W całej serii nic nie dzieje się bez przyczyny, a wszystkie problemy Idy i jej przygody niejako wynikają jedna z drugiej. W Demonie Luster autorka wciąga czytelnika w misternie utkaną kontynuację mrocznej tajemnicy, której konsekwencje mogliśmy oglądać w Szamance od umarlaków. Jednak niczym góra lodowa, która pod powierzchnią wody skrywa swój ogrom, tak paskudne sekrety sięgają znacznie głębiej; brutalne morderstwa, zaginieni magowie, wyczyszczone umysły i fałszywe wspomnienia, a jakby tego było mało, na Kruchego, który usilnie stara się Idzie pomóc, czyhają jego własne demony i wrogowie, którzy tylko czekają na okazje, by go pogrążyć.
Cała powieść jest dość mroczna i nieco przytłacza poczuciem beznadziei, które towarzyszy Szamance na każdym kroku. Ida przechodzi od ataków paniki do cichego pogodzenia się z losem, po drodze zaliczając nadzieję, frustrację i gniew. Autorka nie oszczędza jej pomyłek i kłód pod nogami, jednocześnie podrzucając jej wszelkie wskazówki, których dziewczyna potrzebuje, by rozwiązać sprawę morderstw sprzed lat i ocalić dusze – tak Mikołajową jak i swoją własną.
Ponowne spotkanie z Idą było niezwykle przyjemne. Z czasem nie tylko stała się bardziej świadoma swego daru i powinności ale nabrała również charakteru, to już nie jest to samo zagubione dziewczątko, które poznaliśmy w Szamance od umarlaków, to konsultantka WON’u, Szamanka i opiekunka dusz. A jakby tego było mało, przepiękne Miętowe wydanie z barwionymi brzegami ma też coś ekstra. W tej wersji książki możemy przeczytać także opowiadanie „Gdy zapłacze rajski ptak” o trudnej relacji Idy i harpii Joanny.
Samo opowiadanie trzyma bardzo wysoki poziom, jedynym co nie do końca mi pasowało to nastawienie Idy do sytuacji. Opowiadanie na linii czasu dzieje się przed akcją Demona Luster i wywołuje znaczną zmianę w nastroju głównej bohaterki, jednak gdy sięgamy po książkę cała ta zmiana wyparowuje. Zgrzytnęło mi to, ponieważ jak wcześniej wspominałam opowieść Martyny Raduchowskiej jest napisana niezwykle konsekwentnie i taka dziura rzuca się w oczy.
Jakby nie było, jestem niezmiennie zachwycona Idowymi przygodami, to jedna z moich ulubionych polskich serii urbanfantasy i powrót do jej świata traktuje jak spotkanie ze starym przyjacielem. Choć ta seria ma swoje drobne wady, to jednak zalet ma znacznie więcej i jak już kiedyś napisałam: duża doza humoru i złośliwości losu skutecznie maskują niedociągnięcia. Oceniam ją na (moim zdaniem całkowicie zasłużone) 9/10 i już nie mogę się doczekać kolejnego tomu w tym pięknym, ozdobnym wydaniu.
Za egzemplarz recenzencki dziękuję
Wydawnictwu Mięta
#współpracabarterowa
#współpracareklamowa
#współpracarecenzencka