“Przyjaźnie są ważne, ale tak samo ważne jest przebywanie w zdrowym otoczeniu. Wszyscy mają swoje problemy”.
[ współpraca reklamowa: @zysk_wydawnictwo ]
Anastasia Allen jest łyżwiarką figurową. Ciężko pracuje na swój sukces. Rygorystyczna dieta i harmonogram pomagają jej przejść przez dzień. Wykończyło by to nawet najbardziej zdeterminowaną osobę, ale ona się nie poddaje i trzyma postanowień.
Przez awarię sprzętu na lodowisku, na którym trenuje, zmuszona będzie dzielić z hokeistami jedną przestrzeń. Jest skazana na ich bardzo upierdliwego kapitana – Nathana Hawkinsa. Choć początkowo się nie znoszą, to jednak są zmuszeni do przebywania razem. Stassie nienawidzi hokeistów, tak jej się przynajmniej wydawało…
Cóż mogę powiedzieć, byłam do niej nastawiona nie do końca pozytywnie. Dlaczego? Już spieszę z wyjaśnieniem. W okolicach premiery pojawiło się wiele negatywnych opinii co do tłumaczenia. Finalnie nie odczuwałam żadnego związanego z tym dyskomfortu. Moim zdaniem było dobrze. Faktycznie pojawiło się kilka słówek, które mogły zostać inaczej przedstawione, ale czy to wpłynęło jakkolwiek z mojej strony na odbiór historii? Absolutnie nie. Były jak najbardziej dopasowane do sytuacji, chociażby “bejba” było użyte w tak żartobliwym dialogu, że dodawało to wręcz komizmu całej sytuacji.
Jedyne co mi się nie spodobało, to używanie skrótów typu “cb, sb, tb”, jednak zostały one użyte w wiadomościach SMS. O zgrozo, też tak czasem robię.
Więc nie rozumiem oburzenia innych pod tym względem. Są gorzej przetłumaczone książki, z bardziej popularnych wydawnictw, ale się o tym po prostu nie mówi. Chociażby pozycje Mariany Zapaty, czy również “Falls Boys” od Penelope Douglas – mimo, że kocham tę powieść, tłumaczenie jej absolutnie mnie wymęczyło.
Przechodząc do przyjemniejszej części. “Icebreaker” mnie zachwycił. Uwielbiam książki ze sportami na lodzie, jak jest hokej albo łyżwiarstwo figurowe, to jestem kupiona. W połączeniu bezapelacyjnie składam pokłony. Wątek sportowy został poprowadzony w naprawdę przyjemny sposób. Szczególnie gdy hokeista próbował tymczasowo stać się łyżwiarzem figurowym, ogromnie się przy tym uśmiałam. Nathan w leginsach to coś czego potrzebowałam.
Relacja głównych bohaterów to takie hate-love zmiksowane z grumpy x sunshine. Tylko z tą różnicą, że Stassie była tym przysłowiowym gburkiem, a Nathan chodzącym słoneczkiem. On starał się zdobyć jej uwagę, zapunktować u niej, a ona na niego stale warczała i odpychała. Określił ją również jako związkofobkę, bo Anastasia nie akceptowała związków. Twierdziła, że jest to jej nie potrzebne i może tylko zaburzać harmonogram, a nie mogła pozwolić sobie na rozproszenie się w postaci chłopaka. Nathan stopniowo przebijał się przez mury, które zbudowała wokół serca. Tak samo jak jego drużyna. Całkowicie pokochali Anastasie.
Przyznam szczerze, że spodziewałam się iż będzie to lekka pozycja. Taka pełna spicy scen, z humorem, w sam raz na wyluzowanie – tu się bardzo zdziwiłam, gdy autorka spuściła na mnie jedną bombę, potem kolejną i znowu kolejną… Wszelkie zwroty akcji, których się absolutnie nie spodziewałam, czy też zawirowania w historii, które przyprawiały je o szybsze, nerwowe bicie. Przeżywałam tę historię każdą komórką ciała.
Znajdziecie w niej również dużo spicy scen, które nie są przeznaczone dla osób poniżej osiemnastego roku życia. Matko, jakie one były dobre i gorące. Przez niektóre robiło się naprawdę duszno… Wystąpiło też sporo dirty talk. Autorka niesamowicie lawirowała pomiędzy trudniejszymi tematami i tymi grzesznie rozkosznymi. Sposób w jaki płynnie to zostało połączone może wręcz zadziwić.
Nie podobał mi się epilog, był wręcz za oklepany dla tej historii. Oczekiwałam większego zaskoczenia. Niestety zaważyło to na ocenie.