Im mroczniej tym lepiej recenzja

Horror w tle, życie na pierwszym planie – opowiadania Kinga

WYBÓR REDAKCJI
Autor: @noctislegere ·23 minuty
3 dni temu
Skomentuj
6 Polubień
Stephen King od dekad króluje na literackim tronie grozy, a jego najnowszy zbiór opowiadań udowadnia, że wciąż potrafi zaskakiwać i poruszać czytelnika. Dwanaście historii, które znalazły się w tej książce, to prawdziwa uczta – zarówno dla wiernych fanów pisarza, jak i dla tych, którzy dopiero wkraczają w jego literacki świat. To moje pierwsze spotkanie z twórczością Kinga, co może wydawać się zaskakujące, ale być może dobrze się złożyło. Zacząć od książki, która zwyciężyła w plebiscycie Lubimy Czytać w kategorii „Horror 2024” – to brzmi jak idealny sposób, by sprawdzić, czy jego tytuł „Króla Horroru” jest wciąż zasłużony.

King serwuje nam w tej obszernej książce dwanaście opowieści, które różnią się nie tylko długością, ale i gatunkową tonacją. Gdyż King nie ogranicza się do klasycznej grozy – w zbiorze pojawiają się historie o zabarwieniu kryminalnym, obyczajowym, czy science fiction. Znajdziemy tu zarówno krótkie, skondensowane opowieści, jak i bardziej rozbudowane narracje, które momentami ocierają się o mini powieści. Przenosimy się z mrocznych lasów Maine do upalnej Florydy, z małomiasteczkowego Castle Rock do zatłoczonego Central Parku. I zawsze, niezależnie od scenerii, King nie zawodzi.

***

Jak wspomniałam, każda historia to inny klimat, inna emocjonalna temperatura – ale wszystkie mają wspólny mianownik: wciągają od pierwszych zdań i nie pozwalają o sobie zapomnieć. King kreśli pełnokrwiste postaci i rzuca je w sytuacje balansujące na granicy rzeczywistości i koszmaru. Każda z tych opowieści ma swój unikalny wydźwięk – niektóre szokują, inne wzruszają, jeszcze inne wywołują dreszcz obrzydzenia czy autentyczny strach.

Wśród tych bardziej rozbudowanych opowieści znajdują się również krótsze perełki – surrealistyczne, groteskowe, balansujące na granicy jawy i snu. Wszystkie jednak mają w sobie tę wyjątkową iskrę, która od lat wyróżnia twórczość Kinga – tą, która sprawia, że opowiedziane historie pochłaniają bez reszty. To nie tylko świetna lektura dla fanów grozy, ale i doskonały dowód na to, że Stephen King to pisarz o niesłabnącej formie, który wciąż potrafi bawić się konwencją i angażować czytelnika na wielu poziomach.

Choć opowiadania te nie zawsze trzymają się sztywno gatunku horroru, to nie sposób odmówić im literackiej wartości. King – mimo iż sam w posłowiu przyznaje, że opowiadania to dla niego najtrudniejsza form – doskonale radzi sobie z krótką formą, łącząc refleksje o starości, żalu i nostalgii z elementami charakterystycznymi dla horroru. Co ważne, nawet słabsze opowiadania w tym zbiorze mają swój urok, głównie dzięki wciągającemu storytellingowi, który jest jednym z głównych atutów Kinga. Niezależnie od tego, czy czytamy historie o grzechotnikach, stenografii czy zmaganiach z organami władzy, King niezmiennie przyciąga nas do swoich bohaterów. Jego kunszt w tworzeniu atmosfery niepokoju i przenikania granic między rzeczywistością a fikcją jest niezrównany.

Stephen King w swoim zbiorze opowiadań stara się jak najwierniej oddać realia współczesnego świata, ukazując Amerykę, którą zna i kocha. Liczne odniesienia do amerykańskiej polityki oraz kluczowych momentów w historii sprawiają, że jego opowieści nabierają głębszego, niemal kronikarskiego wymiaru. King nie tylko opowiada historie, ale również analizuje społeczeństwo, kulturę i wartości, które kształtują rzeczywistość jego bohaterów. W zbiorze nie brakuje mocnych akcentów społecznych – tematów takich jak covid czy rosnąca rola technologii (zwłaszcza internetu). Te współczesne lęki i niepokoje splatają się z bardziej metafizycznymi motywami, jak parapsychologia czy psychiczne napięcia, tworząc intrygujące tło dla przedstawionych wydarzeń.

Wiele opowiadań przesiąkniętych jest atmosferą straty i przytłoczenia życiem, które toczy się w świecie pełnym nieznanych niebezpieczeństw. King przy tym doskonale operuje narracją pierwszoosobową (oczywiście nie we wszystkich opowiadaniach jest ona użyta), co pozwala mu tworzyć niezwykle wiarygodne i przejmujące portrety psychologiczne bohaterów. Jego sposób prowadzenia akcji jest nieszablonowy – nie odkrywa od razu wszystkich kart, lecz stopniowo wprowadza czytelnika w motywacje postaci i ich skomplikowane historie, dzięki czemu trudno oderwać się od lektury.

Nie znajdziemy tu jednoznacznych odpowiedzi, a opowieści częściej skłaniają do refleksji niż budzą strach. Choć w niektórych tekstach, jak „Grzechotniki” czy „Czerwony ekran”, pojawiają się mroczniejsze akcenty, to ich sedno tkwi nie tyle w grozie, co w dramatycznych zmaganiach bohaterów z własnymi lękami i ograniczeniami. King po raz kolejny udowadnia, że potrafi pisać o ludzkiej naturze w sposób zarówno przejmujący, jak i wnikliwy.

Wśród opowiadań, które szczególnie przypadły mi do gustu, można wyróżnić „Wszystkowiedzącego”, „Strzeżcie się snów” oraz „Grzechotniki”. „Grzechotniki” wciągnęły mnie bez reszty tak, że nie mogłam się oderwać, a „Strzeżcie się snów” zachwyciło mnie dogłębną analizą rysu psychologicznego weterana z Wietnamu. Kolejne opowiadanie, które szczególnie mnie poruszyło, to „Wszystkowidzący” – choć nie jest to typowy horror, udało mi się znaleźć w nim coś, co trafiło do mnie emocjonalnie i zmusiło do refleksji nad tym, co oznacza dorosłość i nad tym, jak trudne bywają wybory, z którymi przychodzi nam się zmierzyć.

Wada, o której trzeba jednak wspomnieć (choć to nie jest wina stricte Kinga, tylko raczej wydawnictwa), to fakt, że w wielu opowiadaniach trudno doszukać się klasycznego horroru, a tytuł zbioru w pewnym sensie myli. Często opowiadania te nie przypominają tradycyjnej literatury grozy, co może być nieco mylące, szczególnie jeśli ktoś sięga po książkę oczekując typowych horrorów.

***

W skrócie rzecz ujmując, „Im mroczniej, tym lepiej” to zbiór, który udowadnia, że King wciąż jest w szczytowej formie. To nie tylko zwykłe opowiadania – to także zbiór refleksyjnych historii, eksplorujących ludzką naturę, sztukę, obsesje i lęki. Niezależnie od tego, czy czytelnik jest fanem Kinga od lat, czy dopiero zaczyna przygodę z jego twórczością, znajdzie tutaj coś dla siebie. Każde z opowiadań to małe arcydzieło – niektóre budzą dreszcze, inne wzruszają, ale wszystkie łączy niezaprzeczalny kunszt narracyjny autora.

King w tym zbiorze bawi się formą, gatunkami i nastrojem. Jest tu horror, kryminał, sci-fi, dramat psychologiczny i wiele więcej. Choć nie każda historia przypadła mi do gustu w równym stopniu, jedno jest pewne: King ma w sobie ten niezwykły talent do opowiadania historii, które zostają w pamięci na długo.

Czy jest Królem Horroru? Po tej lekturze mogę powiedzieć jedno – może nie królem stricte horroru, ale jeśli królować, to tak, jak on.

----------------------------------------

O każdym opowiadaniu po kolei:

1) „Dwóch utalentowanych skubańców” – opowieść o talentach, które spadły z nieba

Nie wszystko w życiu da się wyjaśnić – a może nie wszystko powinno być wyjaśnione? King w opowiadaniu „Dwóch utalentowanych skubańców” snuje historię, która balansuje na granicy science fiction, horroru i egzystencjalnej refleksji. To historia dwóch mężczyzn – pisarza i malarza – którzy z przeciętnych twórców stają się geniuszami w swoich dziedzinach. Ale czy rzeczywiście jest to opowieść o artystycznym geniuszu, czy raczej o tajemnicy, którą najlepiej zabrać ze sobą do grobu?

Cała historia osnuta jest wokół artykułu dziennikarki Ruth Crawford, która postanawia zgłębić fenomen tych dwóch twórców z małego miasteczka. Ich droga do sławy wydaje się nagła i niemal mistyczna, a tajemnica tkwi w leśnej chacie nad jeziorem. King, jak ma to w zwyczaju, wplata tu tło historyczne – pojawia się nawiązanie do afery Watergate, smaczki z małomiasteczkowego życia oraz napięcie wynikające z niedopowiedzeń i spekulacji. Plotki, domysły, coś ukrytego w zamkniętej na klucz szufladzie – czy to tylko metaforyczne ujęcie tajemnicy sukcesu, czy może kryje się tu coś znacznie bardziej niepokojącego?

Opowiadanie momentami wydaje się typowe – dwoje facetów samotnie spędzających czas w leśnej głuszy, motyw opuszczenia i niepokojącej ciszy. Pojawia się tajemnicza istota – młody człowiek, który nie jest człowiekiem. Kim jest? Kosmitą? Jednak King nie byłby sobą, gdyby zostawił to opowiadanie jako prostą historię science fiction o spotkaniu z obcą cywilizacją. „Dwóch utalentowanych skubańców” to tak naprawdę refleksja o sztuce, inspiracji i tym, czym właściwie jest talent. Czy jest czymś wrodzonym, czy może tylko przypadkowym darem? A może to wszystko jest jednym wielkim oszustwem – dwóch przeciętnych ludzi, którzy skorzystali z czegoś, co nigdy nie powinno stać się ich udziałem?

King wplata tu także motyw przemijania – obaj bohaterowie chronią swoją leśną chatę przed deweloperami, wydając na to ogromne sumy, jakby broniąc nie tylko miejsca, ale i wspomnienia, które nie powinno ujrzeć światła dziennego. Starzeją się, wiedząc, że wszystko, co zdobyli, pochodzi z tamtej jednej nocy – nocy, o której nigdy nie będą mogli mówić otwarcie.

I tu pojawia się jeszcze jedna warstwa – autobiograficzna. „Dwóch utalentowanych skubańców” można czytać jako refleksję samego Kinga nad jego własnym talentem. Czy jego sukces to wyłącznie zasługa ciężkiej pracy, czy może coś więcej – coś, czego nie da się wytłumaczyć? Czy każdy artysta, spoglądając wstecz, nie zastanawia się czasem, skąd właściwie pochodzi jego dar?

To opowiadanie, choć na pierwszy rzut oka pełne wątków sci-fi, w gruncie rzeczy jest opowieścią o życiu, twórczości i tajemnicy, której czasem lepiej nie wyjaśniać. A King, jak to King – zadaje pytania, na które nie zawsze chcemy znać odpowiedzi.

2) „Piąty Krok” – zwyczajna rozmowa czy przerażająca spowiedź?

Nie zawsze strach musi czaić się w ciemności, pod łóżkiem czy w cieniu opuszczonego domu. Czasem przerażenie przychodzi niespodziewanie, w pełnym słońcu, na zwykłej parkowej ławce, w rozmowie dwóch przypadkowych mężczyzn. „Piąty Krok” to jedno z tych opowiadań, które udowadniają, że King nie potrzebuje nadprzyrodzonych zjawisk, by wywołać u czytelnika dreszcze.

Emerytowany inżynier wiedzie spokojne życie – jego dni wypełnia rutyna, której jednym z elementów jest poranna ławka w Central Parku. To jego mały rytuał, którego nie zamierza zakłócać. Aż pewnego dnia dosiada się do niego obcy mężczyzna. Nie wygląda groźnie – raczej jak ktoś zmęczony życiem, desperacko poszukujący zrozumienia. Jest alkoholikiem, próbuje przejść program Dwunastu Kroków, a emeryt – chcąc nie chcąc – zostaje jego powiernikiem w jednym z najtrudniejszych momentów terapii – Piątym Kroku, w którym trzeba szczerze wyznać swoje winy przed inną osobą.

I tak zaczyna się rozmowa. Z początku wydaje się zwyczajna – padają słowa o grzechach, o wierze, o popełnionych błędach i straconych szansach. King buduje napięcie subtelnie, niemal niezauważalnie. Czytelnik słucha tej spowiedzi razem z Haroldem (imię emeryta), może nawet czuje chwilową empatię dla mężczyzny, który próbuje się oczyścić. Ale im dalej w głąb zwierzeń, tym większy niepokój zaczyna kiełkować. W powietrzu wisi coś, co nie zostało powiedziane – coś, co w końcu musi wybrzmieć.

I kiedy przychodzi finał, jest jak cios w brzuch. Jest nagły, brutalny, ale nie w sposób dosłowny. King nie epatuje przemocą – zamiast tego daje nam moment, w którym rzeczywistość zapada się pod własnym ciężarem. To jedna z tych opowieści, gdzie ostatnie zdanie sprawia, że przewracasz stronę, szukając dalszego ciągu, mimo że wiesz, że go nie będzie. A potem łapiesz się na tym, że wstrzymałeś oddech.

Czy „Piąty Krok” jest najstraszniejszym opowiadaniem w tym zbiorze? Być może. Bo największy horror nie kryje się w potworach ani kosmitach – lecz w zwykłych ludziach i w ich najmroczniejszych tajemnicach.

3) „Willie Popapraniec” – śmierć oczami dziecka

Niektóre opowiadania Kinga uderzają w człowieka jak nagły podmuch lodowatego wiatru – nie spodziewasz się, a jednak czujesz je aż do kości. „Willie Popapraniec” to właśnie taka historia: krótka, dziwna, niepokojąca i wywołująca w czytelniku dziwną mieszankę dyskomfortu i obrzydzenia.

Willie to chłopiec uczęszczający do szkoły specjalnej – dziecko inne, odstające od rówieśników, zamknięte we własnym świecie. A świat ten obraca się wokół jednego tematu: śmierci. Fascynacja umieraniem, rozkładem i przemijaniem sprawia, że Willie z przerażającą ciekawością obserwuje gasnące świetliki czy martwego kreta. King kreśli tę postać z niemal kliniczną precyzją – bez przesadnych emocji, ale z wystarczającą dozą szczegółów, by sprawić, że czytelnik zaczyna czuć się nieswojo.

Akcja opowiadania osadzona jest w pandemicznej rzeczywistości – szkoły zostały zamknięte, dzieci pozostają w domach, a czas i rutyna rozmazują się w coś, co przypomina zawieszenie między normalnością a chaosem. W tym wszystkim Willie eksploruje swój mroczny świat, a my, jako czytelnicy, zaglądamy do jego głowy – miejsca, w którym śmierć jest czymś więcej niż tylko końcem. Jest niemal obiektem czci.

Nie da się ukryć, że „Willie Popapraniec” to jedno z bardziej niepokojących opowiadań w tym zbiorze. Nie horror w klasycznym sensie, a raczej psychologiczny nokaut – historia, po której pozostaje nieprzyjemny osad w myślach i lekkie mdłości na wspomnienie pewnych gestów. To King w swojej najbardziej surowej i instynktownej formie – niepokojący, obnażający najdziwniejsze zakamarki ludzkiej natury.

4) „Zły sen Danny’ego Coughlina” – kryminał w cieniu obsesji

Nie każda historia grozy musi ociekać krwią, by wywoływać w czytelniku napięcie. Czasem wystarczy sen, który okazuje się rzeczywistością, przypadkowe znalezisko i człowiek, który zaczyna dostrzegać, że znalazł się w sytuacji bez wyjścia. „Zły sen Danny’ego Coughlina” to najdłuższe opowiadanie w tym zbiorze i zdecydowanie jedno z tych, które angażują czytelnika w zupełnie inny sposób niż klasyczne horrory Kinga – bardziej jak rasowy thriller psychologiczny.

Danny to przeciętny człowiek, który pewnej nocy śni o opuszczonej stacji benzynowej, Księżycu w pierwszej kwadrze, bezpańskim psie i kobiecej dłoni ozdobionej bransoletką z zawieszkami. Brzmi jak typowy sen – chaotyczny, niepokojący, ale pozornie bez większego znaczenia. Problem zaczyna się, gdy następnego dnia odnajduje dokładnie to miejsce… i martwe ciało.

Zawieszenie między snem a rzeczywistością to klasyczny motyw u Kinga, ale tutaj autor prowadzi historię w stronę mrocznego kryminału. Danny nie chce mieć nic wspólnego z tą sprawą, unika policji, nie chce podawać swoich danych – i to sprawia, że nagle staje się podejrzany. Czy to rzeczywiście tylko zbieg okoliczności? Czy podświadomość wyłapała coś, czego on sam nie dostrzegł? A może wcale nie jest niewinny?

Atmosfera gęstnieje, gdy do gry wkracza Jalbert – detektyw, którego obsesja na punkcie liczb (arytmomania) oraz sztywne zasady moralne czynią go kimś na wzór Javerta z „Nędzników”. Dla niego wszystko jest proste: jeśli Danny nie ma twardego alibi, to musi być winny. Takie podejście zamienia śledztwo w polowanie – a obsesja Jalberta z każdą chwilą przybiera na sile.

King po raz kolejny udowadnia, że jego opowieści to coś więcej niż horror – to analiza ludzkiej psychiki, mechanizmów władzy i paranoi, które mogą prowadzić do katastrofy. W tle mamy też temat nawyków, które dają ludziom poczucie bezpieczeństwa, i motyw domniemania niewinności, które w tej historii zostaje brutalnie zakwestionowane.

Czy Danny jest winny? A może stał się ofiarą nie tylko przypadku, ale i obsesyjnej potrzeby znalezienia sprawcy za wszelką cenę? „Zły sen Danny’ego Coughlina” to opowieść, która nie tylko trzyma w napięciu, ale też zostawia czytelnika z pytaniem: jak cienka jest granica między winą a przypadkiem?

5) „Finn” – pechowiec w spirali koszmaru

Są ludzie, którym los rzuca kłody pod nogi, i jest Finn – bohater, dla którego samo istnienie wydaje się jednym wielkim pasmem nieszczęść. Od urodzenia żyje pod złą gwiazdą, prześladuje go pech, który kulminuje się pewnej nocy, gdy wracając od dziewczyny, zostaje porwany przez tajemniczą organizację.

To, co początkowo wygląda jak wciągający thriller sensacyjny, szybko skręca w kierunku psychodelicznego koszmaru. Finn staje się ofiarą brutalnych przesłuchań – torturowany, błędnie wzięty za kogoś, kto rzekomo posiada kluczowe informacje. King z wprawą buduje atmosferę paranoi, podsycając pytania: kim są jego oprawcy? Dlaczego uparcie wierzą, że coś wie? I co najważniejsze – czy ten obłęd ma w ogóle jakieś rozwiązanie?

Autor przemyca tu echa rzeczywistości po pandemii COVID-19 – poczucie osaczenia, chaosu, absurdalnych wydarzeń, które przestały zadziwiać, a stały się codziennością. Przez opowiadanie przewijają się nawiązania do teorii spiskowych, koncepcji kanibalizmu płodowego Elvisa (co samo w sobie brzmi tak groteskowo, że aż niepokojąco) oraz motywów apokalipsy. A wszystko to spięte jest „apokaliptyczną nawałnicą dźwięków” – jakby świat Finn’a z każdą minutą coraz bardziej osuwał się w szaleństwo.

Ale największy cios King serwuje na końcu. Co jeśli wszystko, cała rzeczywistość, to jedynie efekt śpiączki, w której się znajdujemy? Może Finn nigdy nie został porwany, a cała ta koszmarna podróż to jedynie szaleńcza projekcja uszkodzonego mózgu?

To jedno z tych opowiadań, które zostawia czytelnika w rozdarciu. Z jednej strony porywająca historia z wyrazistym bohaterem, z drugiej – absurdalność pewnych motywów może wywołać mieszane uczucia. King bawi się formą, miesza thriller z horrorem psychologicznym i surrealizmem, ale niekoniecznie daje odpowiedzi. „Finn” to opowieść o bezsilności wobec losu – pytanie tylko, czy to los okazał się dla bohatera bezlitosny, czy jego własny umysł?

6) „Droga do Zajazdu Zjazd” – podróż, która nie powinna się zdarzyć

Czasem złe decyzje podejmuje się w ułamku sekundy – czasem są one wymuszone przez okoliczności, a czasem prowadzą do sytuacji, które nigdy nie powinny się wydarzyć. Rodzina z dwójką dzieci, zgorzkniały ojciec, zmęczona matka i dziadek gubią się w drodze. Na odludnym objeździe spotykają dwóch mężczyzn, których intencje od początku wydają się złowrogie.

King, jak nikt inny, potrafi uchwycić ten specyficzny moment napięcia, gdy coś w powietrzu się zmienia – kiedy wiadomo, że coś jest nie tak, ale nie ma jeszcze dowodów. Buduje atmosferę grozy, nie przez tanie straszaki, ale przez subtelne szczegóły: zbyt długie spojrzenie, źle zadane pytanie, drobne gesty zdradzające, że coś zaraz pójdzie bardzo źle.

Historia opowiedziana jest z perspektywy Billy’ego – choć narracja jest trzecioosobowa, to właśnie jego dziecięce spojrzenie na świat nadaje całości szczególnego tonu. W końcu dzieci inaczej widzą rzeczywistość, nie do końca rozumieją zagrożenie, ale czują je podskórnie.

W tle przewija się historia ofensywy Tet, wojny w Korei, wspomnienia o szabrownikach i uciekinierach – King świetnie łączy osobiste traumy bohaterów z szerszym kontekstem historycznym. To nie tylko horror, ale i przypowieść o tym, jak przeszłość może uratować życie, jeśli tylko potrafi się z niej wyciągnąć właściwe lekcje.

Nie bez powodu pojawia się tu odniesienie do Flannery O’Connor – autorki literackiej grozy, która w swoich opowiadaniach często rozgrywała dramaty ludzi w sytuacjach bez wyjścia. „Droga do Zajazdu Zjazd” to historia o strachu, napięciu i mądrości, która nie bierze się z książek, a z przeżytego życia. A King po raz kolejny pokazuje, że nie potrzeba potworów, by stworzyć opowieść, która nie pozwala o sobie zapomnieć.

7) „Czerwony ekran” – kiedy rzeczywistość pęka na pół

Stephen King ma niezwykły talent do tego, by z rzeczy pozornie błahych wycisnąć maksimum niepokoju. W „Czerwonym ekranie” sięga po motywy science fiction i groteski, tworząc historię toczącą się wokół przesłuchania żonobójcy, który twierdzi, że wcale nie zabił swojej żony. Policjant prowadzący sprawę, roztargniony i niedbały Wilson, początkowo traktuje go jak kolejnego szaleńca próbującego wymigać się od odpowiedzialności. I rzeczywiście, poczytalność oskarżonego staje się jednym z kluczowych tematów tej historii – czy mamy tu do czynienia z obłąkanym mordercą, czy może z czymś znacznie bardziej niepokojącym?

King wplata tu satyryczne odniesienia do amerykańskiej polityki, a także refleksję na temat istnienia „złej karmy” – czegoś, co być może czeka na nas w najmniej spodziewanym momencie. Choć większą część opowiadania czyta się z lekkim dystansem, niemal z uśmiechem, to finał zmienia wszystko.

Dwa ostatnie zdania. Zwykłe, proste, informacyjne. Ale uderzają jak grom. „Przez moment, nie dłużej niż przez sekundę, ekran jego telefonu rozbłyskuje czerwienią. Sandi Wilson uśmiecha się w ciemności.” W kontekście całej historii te słowa zmieniają wydźwięk opowiadania i sprawiają, że chłodny dreszcz przebiega po plecach. Czy to tylko przypadek? Czy może jednak Wilson właśnie zobaczył coś, czego nie powinien?

King udowadnia, że czasem nie potrzeba rozbudowanej grozy, by wywołać autentyczny niepokój – wystarczy jedno zdanie. I to jest mistrzostwo.

8) „Ekspert od turbulencji” – kiedy lęk naprawdę unosi samolot

Stephen King od lat ma obsesję na punkcie lotów samolotowych i powtarzających się w nich katastroficznych wizji. W „Ekspercie od turbulencji” wreszcie przekuwa to w pełnoprawne opowiadanie – zabawne, sprawne i jednocześnie niepokojące.

Główna koncepcja? Samoloty nie utrzymują się w powietrzu dzięki aerodynamice, a… dzięki sile strachu pasażerów. King buduje wokół tego teorii historię trójki bohaterów: tajemniczego „eksperta od turbulencji”, Mary-bibliotekarki i facylitatora, którzy razem przemierzają kolejne niepokojące warstwy lotniczej rzeczywistości.

Jak zawsze u Kinga, wszystko brzmi niemal rozsądnie – do momentu, w którym nagle człowiek zdaje sobie sprawę, że może to wcale nie jest tylko absurdalna metafora?

Mistrzowskie w tym opowiadaniu jest to, jak King łączy humor z autentycznym strachem. Czytając opisy turbulencji i wiszącej w powietrzu katastrofy, człowiek naprawdę zaczyna się zastanawiać nad każdym swoim lotem.

Krótko mówiąc: King robi to, co potrafi najlepiej – zamienia zwykły lęk w coś, co nie opuści cię jeszcze długo po przeczytaniu ostatniego zdania.

9) „Laurie” – krótki sen w letnie popołudnie, który przekształca się w pełną napięcia przygodę

W opowiadaniu „Laurie” Stephen King nie tyle przeraża, ile wzrusza. Historia staje się jednym z tych przypadków, gdzie życie – to, które pozornie mogłoby być spokojne i pełne codziennych radości – nagle staje się pełne nieoczekiwanych wyzwań.

Główny bohater to stary wdowiec, któremu jego siostra daje psa, tytułową Laurie, by podniosła go na duchu. Początkowo niechętny, stopniowo zbliża się do szczeniaka, aż całkowicie się w nim zakochuje. Wydaje się, że historia będzie delikatnym opowiadaniem o relacjach człowieka z psem, o przyjaźni i potrzebie bliskości. Jednak jak to u Kinga, wszystko nieoczekiwanie się zmienia – historia z romantycznej i ciepłej zamienia się w pełną napięcia akcję, przygodę o walce o życie. King w bardzo naturalny sposób przekształca coś tak prozaicznego jak spacer z psem w dramatyczną konfrontację.

Choć „Laurie” nie jest klasycznym horrorem, zdecydowanie stanowi przykład Kinga na to, jak umiejętnie tworzyć przygodowe historie z nutą napięcia.

10) „Grzechotniki” – opowieść o obsesji przeszłością

„Grzechotniki” to opowieść, w której Stephen King mistrzowsko łączy mroczną atmosferę z elementami psychologicznego horroru. Głównym bohaterem jest wdowiec, pan Trenton, który tymczasowo zamieszkuje Wyspę Grzechotników na Florydzie. Wkrótce zaczyna go prześladować przeszłość – pojawiają się upiorne wizje bliźniaków, którzy zginęli tam czterdzieści lat wcześniej. Stopniowo jego obsesja na ich punkcie zaciera granice między rzeczywistością a majakami, a on sam pogrąża się w otchłani własnego umysłu.

Symbolika grzechotników w tej historii jest wielopoziomowa. Z jednej strony to realne zagrożenie – jadowite węże, których ukąszenie może być śmiertelne. Z drugiej jednak, King wykorzystuje je jako metaforę złowrogich myśli, które zatruwają bohatera. Niczym ukryte w trawie bestie, powracają w najmniej spodziewanych momentach, wywołując lęk, obsesję i poczucie utraty kontroli. To nie one same są największym zagrożeniem, lecz ich obecność w głowie Trentona.

Jednym z najbardziej niepokojących momentów opowiadania jest scena, w której bohater dostrzega urubusa – padlinożernego ptaka, który „trzęsie” ręką sąsiadki w sposób przypominający machanie. To właśnie w tej chwili granica między światem rzeczywistym a parapsychicznymi wizjami zaczyna się zacierać. King z niezwykłą precyzją buduje atmosferę, w której bohater przestaje rozróżniać prawdę od urojeń, a czytelnik wraz z nim zanurza się w klaustrofobicznym poczuciu niepewności.

„Grzechotniki” to nie tylko opowieść o nadprzyrodzonych zjawiskach, ale również głęboko poruszająca historia o demencji i stracie. Trenton jawi się jako postać szekspirowskiego „starowiny”, zagubionego w świecie, który kiedyś należał do niego, a teraz wymyka mu się z rąk. Nie potrafi oderwać się od przeszłości – umysł nie pozwala mu o niej zapomnieć. Proces psychicznej degradacji bohatera jest tu przedstawiony z przejmującą precyzją – to nie duchy nawiedzają Trentona, lecz on sam staje się więźniem własnych wspomnień i obsesji.

King wplata w fabułę także wątek pandemii koronawirusa, który nadaje opowiadaniu dodatkowy kontekst. Świat pogrążony w chaosie, wypełniony niepewnością i lękiem, odbija się w psychice bohatera, pogłębiając jego stan. Przerażenie nie pochodzi tu jedynie z nadnaturalnych elementów, lecz z samej rzeczywistości, w której człowiek może zostać sam na sam ze swoimi demonami.

„Grzechotniki” to hołd złożony zarówno klasycznym motywom grozy, jak i subtelnym niuansom psychologicznym. King ukazuje, że prawdziwe potwory nie zawsze kryją się w mroku – czasem to nasze własne myśli kąsają najboleśniej, zatruwając rzeczywistość i powoli wyniszczając umysł.

11) „Strzeżcie się snów” – czyli o stenografii i nie tylko

„Strzeżcie się snów” to opowiadanie, w którym Stephen King zręcznie łączy fikcję literacką z elementami psychologicznego horroru, jednocześnie czerpiąc inspirację z klasyków, takich jak H.P. Lovecraft. W tej historii autor bada cienką granicę między jawą a snem, tworząc mroczną i tajemniczą atmosferę, w której główny bohater musi zmierzyć się zarówno ze swoją przeszłością, jak i z niewyjaśnionymi zjawiskami.

Narratorem opowieści jest weteran wojny w Wietnamie – mężczyzna naznaczony traumą, emocjonalnie wyczerpany i niezdolny do odnalezienia spokoju. Po latach zmagań z własnymi demonami podejmuje pracę jako asystent naukowca badającego tajemnice snów. Eksperymenty, którym poddawani są uczestnicy, obejmują hipnozę i mają na celu odkrycie wpływu snów na percepcję rzeczywistości.

King snuje refleksję nad istotą snów, sugerując, że mogą one być czymś więcej niż tylko wytworem podświadomości. W pewnym momencie bohater mówi: „Sny są barierą między nami i tą niekończącą się macierzą istnienia”, podkreślając, że być może skrywają one prawdy, których ludzki umysł nie jest w stanie pojąć.

Cała opowieść przenika uczucie zatracenia i zagubienia – zarówno w wymiarze psychicznym, jak i fizycznym. Bohater zaczyna dostrzegać rzeczy, które dotąd pozostawały niewidzialne: wirujące, cuchnące włókna, wydające się częścią kosmicznego chaosu. Próba przekroczenia bariery snów staje się dla niego podróżą w nieznane, próbą odkrycia, co kryje się poza granicami ludzkiej percepcji. „Chce pan przejść nad murem snów, prawda?” – pada pytanie, które wydaje się zaproszeniem do świata, gdzie rzeczywistość przestaje mieć stałe kształty.

„Strzeżcie się snów” to historia pełna niepokoju i tajemnicy, w której King nie tylko kreśli fascynujący portret człowieka zmagającego się z przeszłością, ale także sięga do mrocznych zakamarków ludzkiej świadomości, stawiając pytania, na które nie ma prostych odpowiedzi.

12) „Wszystkowiedzący” – rozważania o dorosłości, wyborach i nieuchronności życia

Opowiadanie „Wszystkowiedzący” to przykład historii, która niekoniecznie koncentruje się na klasycznych elementach horroru, ale raczej na refleksjach dotyczących dorastania i wyborów życiowych. Nie znajdziemy tu nadprzyrodzonego zagrożenia – zamiast tego King koncentruje się na nieuchronnych pytaniach, które młody człowiek zadaje sobie na progu dorosłości.

Bohater trzykrotnie spotyka tajemniczą postać – Wszystkowiedzącego, osobę zdającą się posiadać pełną wiedzę o jego życiu i rozterkach. Jego słowa niosą ważne przesłanie: „Tacy młodzi mężczyźni jak ty… i dziewczęta, także dziewczęta… tak przywykli do zadawania pytań, że nie zastanawiają się nawet nad tym, o co pytają”. To kluczowa myśl przewijająca się przez całą historię – młodzi ludzie, pełni wątpliwości i niepokoju, często nie zdają sobie sprawy, jakie pytania są naprawdę istotne. Inteligencja, wykształcenie i pragnienie zdobywania wiedzy nie zawsze prowadzą do jasnych odpowiedzi – czasem tylko pogłębiają poczucie zagubienia.

Opowiadanie dotyka fundamentalnych kwestii związanych z dojrzewaniem i podejmowaniem decyzji, które mogą mieć wpływ na całe życie. Główny bohater zmaga się z typowymi dla młodości problemami: niepewnością co do przyszłości, poczuciem bezradności i świadomością, że świat dorosłych często wydaje się surowy i nieprzyjazny. Spotkania z Wszystkowiedzącym są dla niego próbą odnalezienia wskazówek i odpowiedzi – czy warto zaryzykować i wkroczyć w dorosłość, nie mając gwarancji sukcesu, czy może lepiej poczekać, aż odpowiedzi same się pojawią?

Choć fabularnym tłem opowieści jest atak Japończyków na Pearl Harbor, jej przekaz pozostaje uniwersalny. „Wszystkowiedzący” to historia o życiowych dylematach, które dotyczą każdego, kto choć raz stanął przed trudnym wyborem i zastanawiał się, czy w ogóle istnieje właściwa odpowiedź.

Moja ocena:

Data przeczytania: 2025-03-22
× 6 Polub, jeżeli recenzja Ci się spodobała!

Gdzie kupić

Księgarnie internetowe
Sprawdzam dostępność...
Ogłoszenia
Dodaj ogłoszenie
2 osoby szukają tej książki
Im mroczniej tym lepiej
2 wydania
Im mroczniej tym lepiej
Stephen King
8/10

12 prawdziwych rarytasów od króla horroru. Edycja limitowana – w oprawie zintegrowanej z ilustrowanymi krawędziami stron, tworzącymi efektowną kompozycję z okładką i odpowiadającymi klimatowi wnęt...

Komentarze
Im mroczniej tym lepiej
2 wydania
Im mroczniej tym lepiej
Stephen King
8/10
12 prawdziwych rarytasów od króla horroru. Edycja limitowana – w oprawie zintegrowanej z ilustrowanymi krawędziami stron, tworzącymi efektowną kompozycję z okładką i odpowiadającymi klimatowi wnęt...

Gdzie kupić

Księgarnie internetowe
Sprawdzam dostępność...
Ogłoszenia
Dodaj ogłoszenie
2 osoby szukają tej książki

Zobacz inne recenzje

Stephen King, nazywany przez wielu Królem Horroru, ponownie daje swoim czytelnikom możliwość zanurzenia się w świecie mrocznych opowieści poprzez swój najnowszy zbiór opowiadań „Im mroczniej, tym lep...

@Anna_Szymczak @Anna_Szymczak

Pozostałe recenzje @noctislegere

Pralnia serc Marigold
„Pralnia Serc jest miejscem, w którym niemożliwe staje się możliwym”

„Pralnia Serc jest miejscem, w którym niemożliwe staje się możliwym”. Tak brzmi jedno z pierwszych zdań tej powieści – i zarazem jej esencja. Yun Jung-eun zaprasza czyte...

Recenzja książki Pralnia serc Marigold
Diabelski młyn
Mroczne sekrety dorosłych i dziecięce lęki

Kristina Ohlsson, znana z mistrzowskiego operowania konwencją skandynawskiego kryminału, tym razem zabiera czytelników w świat grozy skierowanej do młodszych odbiorców. ...

Recenzja książki Diabelski młyn

Nowe recenzje

Zimna kalkulacja
Zimna kalkulacja
@iszmolda:

Co roku w każdym państwie zgłaszane są setki zaginięć dzieci. Większość w tych dzieci odnajduje się w ciągu najbliższyc...

Recenzja książki Zimna kalkulacja
Poradnik grzebania kotów
Edukacyjna rola podcastów kryminalnych
@whitedove8:

Stefania po rocznym pobycie w Kanadzie wraca do rodzinnej wsi, żeby zająć się domem rodziców pod ich nieobecność oraz z...

Recenzja książki Poradnik grzebania kotów
Bagno
Gone South
@Mackowy:

Powiedzieć, że Dan Lambert ma w życiu pecha, to nic nie powiedzieć. Dan młodość, zdrowie i rodzinę poświęcił krajowi na...

Recenzja książki Bagno
© 2007 - 2025 nakanapie.pl