Kristina Ohlsson, znana z mistrzowskiego operowania konwencją skandynawskiego kryminału, tym razem zabiera czytelników w świat grozy skierowanej do młodszych odbiorców. „Diabelski młyn”, pierwszy tom planowanej trylogii, opowiada historię trójki przyjaciół – Heidi, Alvy i Harry’ego – którzy muszą zmierzyć się z tajemnicami przeszłości, niepokojącymi zjawiskami i własnymi lękami.
Autorka umiejętnie buduje napięcie, sięgając po klasyczne motywy horroru: zaginione dziecięce przedmioty, niepokojące dźwięki w nocy, złowieszcze przepowiednie starszych mieszkańców. W tle nieustannie wybrzmiewa zdanie, które elektryzuje od pierwszej chwili: „Gdy karuzela się kręci, jakieś dziecko płonie.” Czy Heidi i jej przyjaciele zdołają odkryć, co naprawdę wydarzyło się w ich miasteczku? I czy uda im się powstrzymać to, co nieuchronnie nadciąga?
***
Akcja rozgrywa się w Hovenäset – malowniczym nadmorskim miasteczku, które z jednej strony urzeka widokami, z drugiej – przytłacza duszną, klaustrofobiczną atmosferą. Stałych mieszkańców jest tam niespełna dwustu, co sprawia, że każda nowa twarz wzbudza ciekawość, a tajemnice nie mają zbyt wielu miejsc do ukrycia. Choć czasem – jak się okazuje – potrafią przetrwać w niedopowiedzianych historiach i milczeniu starszych pokoleń.
Ohlsson splata wiele wątków, tworząc historię, która łączy grozę z rzeczywistością. Centralnym motywem jest tajemnica przeszłości – coś, co nie zostało do końca wyjaśnione, a wciąż rzuca cień na współczesność. Starsi mieszkańcy miasteczka wolą unikać rozmów o dawnych tragediach, ale ich echa wciąż są obecne w codziennym życiu.
Co ważne, autorka nie ogranicza się jedynie do budowania napięcia wokół zjawisk nadprzyrodzonych. Ukazuje również bardziej przyziemne problemy – kwestie finansowe, zawodowe niepokoje, czy trudne relacje rodzinne. Dzięki temu groza w „Diabelskim młynie” zyskuje dodatkowy wymiar – staje się nie tylko efektem tajemniczych wydarzeń, ale i odbiciem ludzkich, codziennych lęków.
Niepokojący klimat książki potęgują sugestywne obrazy: żółta gondola z czarną gwiazdą, samotnie kołysząca się kołyska, czy szelest plandeki przypominający drapanie. Całości dopełnia burza – niemal stały element krajobrazu – która zdaje się być niemym zwiastunem nadciągającej katastrofy.
Styl powieści jest prosty, dostosowany do młodszych czytelników. Opisy są oszczędne, a akcja toczy się dynamicznie. Dla młodego odbiorcy to zdecydowany atut, jednak starszy czytelnik może odczuć pewien niedosyt – zwłaszcza jeśli oczekuje głębszej analizy postaci czy bardziej rozbudowanego tła psychologicznego.
Choć groza jest obecna niemal na każdej stronie, nie jest to strach, który przyprawia o dreszcze. Raczej niepokój – delikatny, narastający, ale nigdy nie przybierający naprawdę przerażającej formy. Podobnie rzecz się ma z bohaterami – ich historie, choć momentami poruszające, nie zostały w pełni rozwinięte. Przykładowo, Heidi mierzy się z lękiem przed odrzuceniem przez ojca i jego nową rodzinę, jednak jej emocje przedstawiono dość powierzchownie. Jej relacja z matką nagle się poprawia – bez wyraźnej przyczyny, i to na kilku ostatnich stronach książki. Taki zabieg sprawia wrażenie pośpiechu – jakby autorka nie dała bohaterom przestrzeni na naturalny rozwój.
***
Choć to dopiero pierwszy tom trylogii, nie czuję silnej potrzeby sięgania po kolejne części. Być może po prostu nie jestem docelowym odbiorcą tej opowieści. Niemniej – oczekiwałem czegoś więcej.