Coraz większy mrok recenzja

Czy w ogóle ktoś jeszcze taki się uchował w tej naszej książkowej społeczności kto nie zna autorki Colleen Hoover?

Jeśli tak, to czas naprawdę nadrobić jej twórczość, bo autorka ta pisze genialne książki ❤️ Jeszcze na żadnej z nich się nie zawiodłam! Przy okazji #gusiolecmaratonkolorów, który odbył się w weekend, chwyciłam za tę książkę bo idealnie się wpasowała 😁 Tym razem Hoover postanowiła spróbować swoich sił w thrillerze. Strasznie się bałam czy autorka udźwignie tą tematykę. Niepotrzebnie, gdyż książka okazała się świetna! Czuć tutaj styl Tarryn Fisher z którą Hoover się przyjaźni. Jest naprawdę mroczne. Na serio. Czułam to podczas całego czytania. Zarysujmy delikatnie fabułę. Niszowa pisarka Lowen, zmierzając na spotkanie, jest świadkiem wypadku na jednym ze skrzyżowań w Nowym Jorku. Poznaje Jeremiego który okazuje się zmierza na to samo spotkanie co Lowen. Ona dostaje propozycje nie do odrzucenia. Ma napisać kolejne dwa tomy z serii którą napisała żona Jeremiego, która doznała wypadku i nie jest w stanie jej dokończyć. Lowen przystaje po namowach na tą propozycję. Niestety, niedawno zmarła jej matka i grozi jej eksmisja więc nie ma za bardzo wyboru. Pojawia się w domu Jeremiego by poznać styl Verity. Zapoznać się z jej notatkami oraz poznać jej sposób myślenia. Przypadkiem odkrywa autobiografie Verity. To co Lowen w niej odkrywa mrozi krew w żyłach. Jak naprawdę zginęły bliźniaczki? Czy Verity naprawdę jest tak mocno chora? Jak daleko można się posunąć by wymierzyć sprawiedliwość? Co jest prawdą?
Po skończeniu książki totalnie zgłupiałam. Myślę, że czytelnik sam musi sobie odpowiedzieć jakie naprawdę ta powieść ma zakończenie. A naprawdę wbija w fotel. Bardzo mi się podobała i chcę jeszcze! Bardzo udany debiut w kategorii thrillerów. Za co ta kobieta się nie weźmie to zamienia w arcydzieło 😁