Dawno nie miałam aż tak ciężkiego wyboru w kwestii czy książka podobała mi się czy nie. Ta książka sprawiła, że nawet kilka dni po jej przeczytaniu mam niezły dylemat w głowie, a czemu? Już śpieszę z wyjaśnieniem.
Hiszpański smyczek autorstwa Andromedy Romano-Lax przenosi nas do dziewiętnastowiecznej Hiszpanii. Naszą podróż zaczynamy w Campo Seco, gdzie urodził się nasz narrator, Feliu Delargo. Początkowo miał on mieć na imię Feliz, co znaczy szczęście, ale notariusz zrobił błąd w akcie zgonu i tak oto zostało Feliu. Jednak nikt się nie spodziewał, że dziecko początkowo uznane za zmarłe, w przyszłości będzie słynnym wiolonczelistą.
Początek całej historii był naprawdę intrygujący i tajemniczy. I nie mogłam się doczekać, aż odkryje kim jest Wilhelm, któremu Feliu postanowił opowiedzieć historię swojego życia. I już sam narrator zapowiedział nam, że jako klasycysta nie zamierza przejść do tego o czym on chce najbardziej usłyszeć, a musi rozpocząć swoją historię od samego początku. To wzbudziło moją ekscytacje i czytało mi się bardzo dobrze, ale do czasu.
Z biegiem lat, które Feli nam przedstawiał, jego historia zaczęła mi się niemiłosiernie dłużyć. Była ona pełna szczegółów czy to chodziło o jego życie, czy sytuacje polityczną panującą w kraju. Jednak właśnie te momenty, gdy nakreślał on tło historyczne, najbardziej mnie nudziły, gdyż nie mogłam się wczuć. Odebrałam to, jakby mówił to beznamiętnie, jak stary nauczyciel do historii, który jest już znudzony swoją pracą. Za to gdy mówił o muzyce... Symfonia dźwięków rozbrzmiewała w mojej głowie, było widać, że kocha on muzykę i swoją wiolonczelę. Moment, gdy po raz pierwszy zakochał się w instrumencie jakim jest wiolonczela był niesamowicie magiczny.
Jednak później znowu się wciągnęłam w tę powieść, gdy została ukazana postać Avivy, która bardzo dobrze została z kreowana przez autorkę. Przy czytaniu o niej towarzyszyły mi naprawdę mocne uczucia, czasami nawet mi się chciało płakać, ponieważ tak mi jej było szkoda. Jej historia była bardzo przejmująca i wpływ tego wszystkiego było widać do samego końca. Ale gdy ona zniknęła z pola widzenia na pewien czas, znowu książka zaczęła mnie nudzić, chociaż wydarzenia które się w niej działy nie powinny na to wskazywać.
Gdy już się zbliżałam do końca lektury została zrzucona na mnie taka bomba, że aż się nie spodziewałam, że los bohaterów obierze taki tor. Wyjaśniło się kim jest tajemniczy Wilhelm i tak naprawdę po raz pierwszy poczułam jakieś emocje ze strony Feliu, gdy opowiadał on te wszystkie wydarzenia. Wtedy zrozumiałam, że przez tą całą książkę, bał się tego co tak naprawdę w nim siedziało.
Jeśli już mówię o bohaterach, to nie mogę pominąć Justo Al-Cerraza. Jest to kluczowa postać, a śmiem nawet rzecz, że Hiszpański smyczek jest bardziej opowiedzeniem historii Al-Cerraza, który sławę zyskał jaki El Nene, niż historii życia Feliu Delargo. Bardzo polubiłam się z tą postacią, gdyż była ona dość złożona. Raz mówił jedno, raz drugie i człowiek do końca nie wiedział co jest prawdą. Nie da się ukryć, że był wybitnym muzykiem, ale miał problemy.
Bardzo spodobała mi się forma w jakiej ta książka została napisana. Na początku wiemy, że Feliu opowiada Wilhelmowi swoją historię, a dopiero na samym końcu wyjaśnia się kim jest ów człowiek. Okazuje się, że Wilhelm jest dziennikarzem i pragnie poznać pewną historię, która jest dla niego szczególnie ważna. Taka forma przypadła mi do gustu, ponieważ rozjaśniła mi wiele rzeczy.
Hiszpański smyczek jest to debiutancka powieść Andromedy Romano-Lax. Autorka na co dzień jest dziennikarką oraz pisze książki podróżnicze, a w wolnym czasie gra właśnie na wiolonczeli. Jako, że nie znam zbyt wielu nazwisk należących do muzyki klasycznej, a już tym bardziej specjalizujących się w wiolonczeli, postanowiłam trochę poszperać, bo byłam ciekawa czy postać Feliu Delargo jest prawdziwa czy fikcyjna. Okazało się, że muzykiem, który był inspiracją dla autorki był wiolonczelista Pablo Casals.
Nadal mam mieszane uczucia wobec tej książki. Rysując wykres tego jak ją odbierałam, musiałabym narysować sinusoidę. Raz mi się podobało, później nudziła, później znowu podobała itd. Nie mogę jednak powiedzieć, że jest to zła książka. Ja wobec niej również miałam trochę inne oczekiwania, ponieważ myślałam, że będzie to w całości historia miłosna opleciona muzyką. A mamy w niej bardzo dobrze zarysowane tło historyczne od końca dziewiętnastego wieku po drugą wojnę światową. Postacie, które są bogate w doświadczenia. Napisana jest prostym językiem, a jeśli już pojawią się jakieś nieznane słowa, tłumacz spieszył z wyjaśnieniem. Dlatego jeśli jesteś uwielbiasz Hiszpanię, muzykę klasyczną, historię, ta książka będzie dla Ciebie.