„Historyk” Elizabeth Kostova jest kolejną pozycją, czerpiącą inspirację z mitu Draculi. W przeciwieństwie do wielu książek o Władcy Wołoszczyzny, ta została ogłoszona bestsellerem. Nie wzbudziła tak ogromnych owacji jak „Kod Leonarda Da Vinci”, jednak jest z nią utożsamiana, gdyż łączy historie z „niesamowitą, wartką akcją”. Dana Browna powinno spalić się na stosie, ponieważ jego „wybitne dzieło” rozpoczęło modę na pisanie książek pseudo historycznych o fabule, która przyciąga masy, a tak naprawdę, pod płaszczem „wybitnej intrygi”, kryje się najgorsza choroba współczesnej literatury, magnes na klientów – kontrowersyjność.
Czy Elizabeth Kostovie powinno się urządzić prywatne auto – da – fe z wyrokiem ostatecznym? Być może stos byłby zbyt poważną karą, ale parę lat w lochach Hiszpańskiej Inkwizycji przydałoby się autorce. Choć „Historyk” nie wzbudza w trzewiach zmysłu estetycznego odruchów wymiotnych, to z pewnością sprawi bolesny zawód fanom horroru, a w szczególności miłośnikom Vlada Tepesa.
W czasach „Zimnej Wojny” Paul, student Uniwersytetu w Oxfordzie, znajduje na swoim biurku tajemniczą książkę, liczącą sobie ponad pięćset lat, ozdobioną symbolem smoka, ściskającym w szponach sztandar z napisem „Draculya”. Zaintrygowany otwiera prastary manuskrypt, którego strony okazują się puste. Młody student, szukając właściciela, zwraca się do profesora Rossiego, który tak samo jak Paul został „wybrańcem” – przed wieloma laty otrzymał, a raczej podrzucono mu, księga identyczną z tą, jaką znalazł jego uczeń. Ku zaskoczeniu studenta Rossi oznajmia mu, że prowadził badania dotyczące pochodzenia manuskryptu, z których jasno wynika, że Dracula żyje.
Autorka miała ciekawy pomysł – niestety na tym się skończyło. Jego realizacja psuje się już na samym początku – Elisabeth, popełniła duży błąd, zdradzając ustami Rossiego, że Vlad Tepes nie zginął w 1476 roku. Akcja książki straciła przez to na tajemniczości, cel planowanej intrygi stał się dla czytelnika jasny. Poza tym fabuła jest kompletnie pozbawiona barwności, przez liczne dłużyzny. Gdyby zredukować ilość zbędnych opisów i rozmów ,książka zmniejszyłaby się co najmniej o połowę. Rozwlekłe dialogi, przemyślenia oraz powtarzalność sytuacji (bohaterowie niemal co chwilę zwiedzają jakąś bibliotekę w poszukiwaniu manuskryptów) odbierają przyjemność czytania: książka zaczyna nudzić, a sceny, które powinny straszyć, irytują ilością detalicznych opisów.
Wydaje się, że postacie „Historyka” znajdują przyjemność wypełnianiu swoich wypowiedzi zbędnymi szczegółami i dygresjami. Bardzo dobrym przykładem jest scena w Stambule: bibliotekarz, pogryziony przez wampira, leży nieprzytomny na ziemi, a jego przyjaciel produkuje się na temat tureckich potraw narodowych.
W oczach czytelnika postacie prawie się od siebie nie różnią. W większości są to osoby wykształcone, znające kilka języków i posiadające wybitną wiedzę historyczną.
Zaskakuje również ich nielogiczność w działaniu. Helen i Paul, po rozmowie o tym, że w komunistycznych Węgrzech muszą uchodzić jedynie za współpracujących ze sobą historyków, nagle wyznają sobie uczucia i całują się namiętnie na samym środku ulicy, świadomi tego, że mogą być obserwowani. Poza tym łatwość z jaką uczeń Rossiego – Amerykanin oraz jego towarzyszka, studentka zachodniej uczelni, podróżują po krajach komunistycznych (są to czasy „Zimnej Wojny” jest tłumaczona bardzo naiwnie.
W książce są motywy, które bardzo kojarzą się z „Kodem Leonarda Da Vinci”: tajne organizacje, potomkowie legendarnych postaci. Miały one urozmaicać i ubarwiać akcję, lecz z powodu tendencyjności tych wątków, skutek był zgoła odwrotny.
Książka nie jest ani straszna ani wciągająca. Wydaje się, że autorka chciała powalić czytelnika erudycją historyczną i literacką, lecz poprzez takie działanie, posłała go skutecznie w objęcia Morfeusza.