Po przeczytaniu "Czasu ucieczki" - drugiej części cyklu "Matki Rzeszy" - trudno mi jednoznacznie ocenić tę powieść. Długo czekałam na tę kontynuację, do czytania zasiadałam z ciekawością i swego rodzaju zaaferowaniem, jak dalej potoczyły się losy Ruth. Być może to oczekiwanie sprawiło, że przez większość czytanych stron czułam pewnego rodzaju rozczarowanie. Nie treścią, ale sposobem opisania zdarzeń, nieco zabrakło mi emocji. Momentami miałam wrażenie, że czytam sprawozdanie, suche fakty o losach Niemek na ziemiach odzyskanych. Tak jak Ruth i jej znajome odczuwałam mękę, brnąc przez kolejne kartki. Jak się okazało, wszystko jest po coś. Nie wiem, czy autorka świadomie zastosowała ten zabieg, żeby opisać historię bardziej z punktu widzenia obserwatora, by pod koniec książki wypowiedzieć zdania ustami jednej z bohaterek - Brygid i myślami Markusa Webera, które nagle wzbudziły we mnie nie tylko zrozumienie, ale długo oczekiwane emocje.
(...) mężczyzna jak inni. Dwie ręce, dwie nogi, a między nimi to, co im wszystkim zastępuje mózg. Przytoczone tutaj słowa Brygid, to chyba najkrótsze podsumowanie tego, co zazwyczaj czekało kobiety ze strony wroga i nie rzadko "wyzwoliciela", w tym przypadku Rosjan. To przeżycia, które dotknęły Polki, Niemki i wciąż dotyka wielu kobiet na świecie.
Tych, co tracili przytomność, dobijali jednym strzałem, widział to codziennie. Czy mógł zresztą spodziewać się innego traktowania? Czy można oczekiwać, że ofiara, która nagle stała się zwycięzcą, okaże łaskę? Oni jej nie okazywali. Zemsta jest przecież smakowitą strawą. Niełatwo się jej oprzeć. Wojna przeraża każdego, wojnę potępiają niemal wszyscy, ale niewielu wyciąga wnioski, gdyż uczucia zemsty i nienawiści wypaczają charakter człowieka. Czasem warto przebaczyć, jakkolwiek jest to trudne i przerwać ostatecznie błędne koło, które się kręci dopóki jest chęć zagrabiania, zemsty, dopóki szerzy się nienawiść. (...) historia wciąż zatacza koło i nic nie może jej zmienić, jeśli ofiara staje się katem, a kat ofiarą. Sabina Waszut pokazuje w tych słowach bezsens wojny, zmuszanie ludzi do nienawiści wbrew sobie, niemożliwości traktowania z szacunkiem i sympatią narzuconego wroga. Nie chcę jednak obudzić się potem z gigantycznym kacem moralnym i nie chcę, abyś ty musiała się z nim mierzyć, bo polubiłem cię, Ruth, i pewnie w innych czasach, mniej parszywych, mógłbym się w tobie zakochać - powiedział Polak do Niemki.
Są też w powieści słowa, które wzbudzają oburzenie wobec myślenia Niemców, którzy nawet po przegranej wojnie, w głębi serca nadal czuli, że im wszystko się należy: Przecież do niewoli musiało dostać się tysiące mężczyzn. Nie mogliby ich wszystkich pozabijać. Nawet zwycięzcy muszą przestrzegać zasad prowadzenia wojen (...). Ale są też słowa, które nie napawają optymizmem: Historię piszą zwycięzcy. Oni stają się panami jutra.
"Czas ucieczki" to ciekawa, na pewno wyjątkowa pozycja na rynku wydawniczym odnosząca się do sytuacji narodu niemieckiego, w tym przypadku Niemek na terenach Dolnego Śląska po zakończeniu II wojny światowej. Jest pewnym wysiłkiem czytelnika, wczuć się w rolę matek i żon tych, którzy w latach 1939-1945 byli oprawcami naszych przodków. Trudno jest wykrzesać dla nich współczucie, zrozumieć ich zawziętość i nienawiść nawet po klęsce (Karla). Warto jednak tę próbę podjąć, bo w przeciwnym razie idea przebaczania i człowieczeństwa straci swój sens. Po lekturze powieści Sabiny Waszut wiem na pewno, że przebaczanie, współczucie i skrucha to uczucia trudne, ale wiele mówiące o człowieku, obojętnie po której stronie barykady stoi.