Co się dzieje, gdy miłość spadnie na nas nieoczekiwanie w najmniej odpowiednim momencie? Jak odkryć siebie w obliczu straty spowodowanej chorobą bliskiej osoby? Czy stratę można nadrobić i dokonać aktu przebaczenia, aby móc na nowo poukładać wszystkie elementy mozaiki? Na takie i inne pytania próbuje znaleźć odpowiedzi Natasza Socha w swojej najnowszej książce pt. „Świąteczna mozaika”.
Poznajemy w niej Jaśminę – 23-letnią kobietę, która postanawia wyruszyć w podróż do Wenecji. Niebawem nadejdą święta – czas rodzinnych spotkań, bliskości oraz nadziei, więc bohaterka postanowiła wyruszyć śladami wspomnień, aby zwyczajnie pobyć sama ze sobą. Na co dzień musi bowiem mierzyć z brutalną rzeczywistością, czyli chorobą Alzheimera, na którą cierpi jej matka. Pamięć o tym, co było, zwyczajnie zanika, więc trzeba stworzyć nowe wspomnienia. Stąd pomysł na samotną wyprawę stanowiącą niespełnione marzenie rodzicielki. Jedyne, co ze sobą zabiera to duchową jej obecność.
Dla Jaśminy pamięć o matce to nie tylko wspomnienia, ale także klucz do jej własnej tożsamości. Strata wspomnień matki staje się dla niej zarówno bólem, jak i szansą na ponowne zdefiniowanie siebie. To przemyślana refleksja nad tym, jak wspomnienia kształtują nasze życie i jak trudna jest akceptacja ich utraty. Socha nie daje prostych odpowiedzi, ale sugeruje, że pamięć, choć ulotna, może być także inspiracją do życia pełnego pasji i wdzięczności za to, co mamy.
Przygotowania do podróży trwają, a Jaśmina nawiązuje znajomość w sieci z tajemniczym mężczyzną – znawcą tego włoskiego miasta. Początkowo wydaje się on kobiecie zbyt nachalny, ale stopniowo zaczyna się rodzić między nimi więź. Co wyniknie z tego spotkania i czy wyprawa do Wenecji zmieni życie Jaśminy na lepsze? Koniecznie przeczytajcie tę opowieść, a finałem będziecie zaskoczeni.
W książce Nataszy Sochy na pierwszy plan wysuwa się choroba oraz tęsknota dziecka za matką i utraconymi z nią chwilami. Jednak stopniowo smutek ustępuje nadziei oraz odkrywaniu miłości czy odnajdywaniu siebie w obliczu tragedii. Jaśmina musi sama skonfrontować się z postępującą chorobą najbliższej osoby. Funkcjonuje więc w zawieszeniu: matka żyje, ale jakby umarła, ponieważ Alzheimer zabiera wspomnienia oraz zaburza relacje. Socha buduje więc narrację, która oddaje uczucie niemożności zatrzymania tego, co było – tego, co w obliczu choroby staje się coraz mniej rzeczywiste i coraz bardziej odległe.
W obliczu tej trudnej emocjonalnie sytuacji podejmuje więc odważną decyzję o wyjeździe śladami marzeń swojej rodzicielki. Następuje tutaj symboliczna próba zatrzymania przeszłości, która w tej historii jest czymś niemal mistycznym, po czym bohaterka sięga z nostalgią i z nadzieją, że być może uda się jeszcze na chwilę zatrzymać to, co matka jej przekazała.
Wspomnienia i bolesne doświadczenia wracają jak bumerang, domagając się wyjaśnienia, pozbierania brakujących elementów mozaiki, aby ułożyć ją w całość. Tytułowa mozaika nie odnosi się jedynie do fragmentów fabularnych, ale także do uczuć, wspomnień i doświadczeń, które składają się na nasze życie, przypominając czytelnikowi, że – mimo złamanych części i brakujących elementów – można wciąż odnaleźć piękno i sens.
W tym kontekście utracone Wigilie stają się symbolem tego, co Jaśmina musi teraz odnaleźć na nowo – nie poprzez obecność matki, lecz przez podróż do Wenecji i przez odważne sięgnięcie po własne marzenia. W ten sposób autorka ukazuje, że choć minione Święta wydają się stracone, ich duch może wciąż w Jaśminie przetrwać i odnaleźć wyraz w nowych doświadczeniach.
„Świąteczna mozaika” w interpretacji Sochy staje się przez to nie tylko historią o miłości i wspomnieniach, ale także o pogodzeniu się z tym, co minione. Motyw przeszłości, połączony z poczuciem braku matki przy świątecznym stole, nadaje tej książce szczególną głębię. Pokazuje, że przeszłość – choć niemożliwa do odzyskania – jest fundamentem, na którym możemy budować nowe chwile, wzbogacone o wartość doświadczeń i wspomnień, które wciąż żyją w naszych sercach.
Wenecja jako miejsce magiczne, pełne tajemnicy i wyjątkowej atmosfery daje możliwość złapania nieuchwytnych oraz ulotnych, mglistych wspomnień. Miasto to, słynące z magii, niezwykłej architektury i nostalgicznego klimatu, staje się niemal symbolicznym tłem dla przemiany bohaterki. Jest to przestrzeń, w której rzeczywistość miesza się ze snem, a historia z teraźniejszością.
Miasto staje się dla Jaśminy miejscem refleksji, w którym może na nowo połączyć się z obrazem matki – tej, którą pamięta, ale która powoli znika pod wpływem choroby. Miasto to, piękne i jednocześnie rozpadające się, odzwierciedla stan psychiczny bohaterki, która próbuje odbudować w sobie utracone fragmenty i pojąć znaczenie wspomnień. W całej powieści odgrywają one rolę „świątecznej mozaiki”, czyli fragmentów przeszłości, które Jaśmina próbuje poskładać w jedną całość, chociaż wie, że niektóre elementy tej układanki zostały utracone na zawsze.
Socha używa Wenecji jako swego rodzaju lustra dla Jaśminy – miejsca, które mobilizuje do zatrzymania się, przemyślenia przeszłości i zrozumienia, jak istotne jest pielęgnowanie wspomnień. Opisy tego miejsca są pełne magii, a świąteczna atmosfera dodaje im dodatkowej głębi, nadając podróży niemal duchowy wymiar.
Melancholia, żal, ale też tęsknota za tym, co było i już nie wróci to główny motyw podróży nie tylko fizycznej, ale również tej ważniejszej – duchowej, metafizycznej. Wyprawa staje się dla bohaterki nie tylko formą hołdu, lecz również próbą połączenia się teraźniejszości z przeszłością matki, która poprzez chorobę wymyka się z jej rąk. Dla Jaśminy wspomnienia o matce i o spędzanych wspólnie chwilach są nie tylko bezcenną pamiątką, ale także kompasem, który pozwala jej poszukać właściwej drogi w obliczu osobistej tragedii. Choroba Alzheimera, która dotyka jej matkę, stanowi dramatyczne tło tej symboliki – każde wspomnienie staje się przez to jeszcze bardziej ulotne i cenne, a ich kruchość przypomina bohaterce o wartości każdej chwili przeżytej z najbliższymi. Dlatego dziewczyna jest wprost zdeterminowana, aby zachować resztki przeszłości i spróbować odnaleźć w nich też siebie. Nie odpuszcza do samego końca.
Nie jest jednak w tym sama, ponieważ nieustannie towarzyszy jej mężczyzna. Początkowo wydaje się on natarczywy, wręcz irytujący, ale stopniowo dziewczyna nabiera do niego zaufania, więc ich relacja nabiera zupełnie nowego wymiaru. Pierwsze spotkania nacechowane są nieufnością i niechęcią, co wprowadza wątek humorystyczny, ale też kontrastuje z poważniejszymi tematami. To jedynie pokazuje, jak takie sytuacje potrafią wpływać na rozwój relacji międzyludzkich. Zaskakują oraz wywołują nieoczekiwane, niespodziewane emocje. Socha daje do zrozumienia, że miłość zwyczajnie się zjawia, nie czeka na zaproszenie w idealnym momencie, ale po prostu się pojawia, jak w życiu Jaśminy. Wtedy daje pocieszenie, zrozumienie oraz wzajemne wsparcie szczególnie w najtrudniejszych okolicznościach życia. Wtedy staje się ten świąteczny cud i wszystko staje się możliwe, nawet jeśli początkowo w to nie wierzymy.
Wątek miłosny w „Świątecznej mozaice” jest subtelny, ale również pozbawiony nadmiernego sentymentalizmu, dzięki czemu dodaje historii głębi. Nie jest to romantyzm idealizowany, lecz miłość, która rodzi się na bazie wzajemnego zrozumienia, wsparcia i akceptacji. Socha z dużą delikatnością oddaje emocje, unikając patosu, oceniana moralności postępowania bohaterów i nadmiernej melodramatyczności. Opisy są nastrojowe oraz sugestywne, pozwalając czytelnikowi zanurzyć się w atmosferze świątecznej magii, ale także poczuć trudne uczucia związane ze stratą. Autorka pokazuje, że miłość może być formą oparcia i ucieczki od samotności, a jednocześnie przestrzenią, w której człowiek odkrywa swoje wewnętrzne piękno czy siłę.
Autorka, dzięki sytuacjom, w jakich znaleźli się bohaterowie, argumentuje wielkość wspomnień oraz siłę pamięci przechowującej najczarniejsze często wspomnienia. To one rzutują na naszą tożsamość i przyszłość, kształtując osobowość jednostki. W tym kontekście Wenecja staje się cichym bohaterem, ponieważ pełna turystów symbolizuje życie, ale też piękno przemijania, celebrowanie niepowtarzalnej i ulotnej chwili na zawsze pozostającej w duszy człowieka. Jaśmina wyrusza tam nie tylko, by spełnić niezrealizowane marzenie, ale także po to, by poczuć się bliżej matki w sposób, w jaki choroba już jej na co dzień nie pozwala. W tym kontekście Wenecja, jako rozpadające się miasto, przypomina o nietrwałości wspomnień – o tym, że są one jak obrazy odbijające się na powierzchni wody: piękne, ale nieuchwytne. To właśnie poprzez pamięć o przeszłości Jaśmina znajduje siłę, by iść dalej, pielęgnując obraz matki, której obecność, mimo postępującej choroby, wciąż pozostaje żywa w jej sercu.
Biorąc pod uwagę sytuacje, w jakie wplątała Jaśminę autorka, nie bez znaczenia jest jej imię, które tutaj pełni symboliczną funkcję. Jaśmina, podobnie jak kwiat jaśminu, charakteryzuje się bowiem subtelnością, wrażliwością, ale również niezwykłą siłą, której potrzeba, aby zmierzyć się z dramatem choroby matki i wziąć na siebie odpowiedzialność za pielęgnowanie rodzinnych wspomnień. Jaśmin, jako roślina, jest symbolem delikatności, lecz także wytrwałości, co odzwierciedla wewnętrzną determinację bohaterki do spełnienia marzeń swojej matki mimo trudności. Kwiat ma też silne konotacje z miłością, pięknem, a także wiecznością – są to wartości, które Jaśmina próbuje zachować i pielęgnować w obliczu kruchości życia i ulotności wspomnień, jakie niszczy choroba Alzheimera.
Imię Jaśmina niesie również w sobie znaczenie odrodzenia i nadziei. Podobnie jak kwiat, który pojawia się cyklicznie, bohaterka pragnie odrodzić piękno relacji z matką poprzez podróż do Wenecji, tworząc nowe wspomnienia, które będą kontynuacją tego, co zapamiętała z dzieciństwa. Socha poprzez imię bohaterki subtelnie sugeruje, że Jaśmina jest osobą, która, choć osamotniona, potrafi rozkwitnąć w trudnych warunkach i znaleźć w sobie siłę, aby przezwyciężyć straty i rozpocząć nowy etap życia.
To, co uderza najmocniej w fabule, to mieszanka bólu i miłości obserwowana w relacji matka-córka. Mamy tu do czynienia z pełną paletą wzruszających emocji w obliczu choroby, na którą nie ma lekarstwa, rozmywa wspomnienia, powodując powolną utratę tożsamości. Świadomość tego, że lepiej już nie będzie, jest dołująca, początkowo wydaje się nie do udźwignięcia dla tak młodej osoby. Mimo fizycznej obecności matki dochodzi do straty duchowej, a mimo to dziewczyna nie traci nadziei na odzyskanie brakującego kawałka mozaiki.
Miłość matki występuje na dwóch poziomach – raz przynosi ukojenie, aby następnie przerodzić się w ból, gdy następuje pogorszenie stanu zdrowia. Daje ukojenie, ale też pustkę. Obie kobiety przecież coś w życiu straciły, obie nie mogą żyć w pełni, obie zostały osadzone w przeszłości i wykradają sobie te strzępki wspomnień niczym pocięte fotografie przechowywane z dala od ludzkich oczu. Trzeba przecież jakoś tę pustkę wypełnić.
W tym kontekście nie bez znaczenia jest wątek nadania tego samego imienia dwóm córkom jako symbol pielęgnowania życzeniowej pamięci, ukrycia rozczarowania i głęboko skrywanej tęsknoty za porzuconym, nieidealnym, w ocenie rodzica, dzieckiem. Nadaje tej historii dodatkową głębię, gdyż pokazuje, że imię nie jest jedynie formą identyfikacji, lecz mostem między tym, co było, a tym, co dopiero się wydarzy.
Kolejny dość mocny akcent „Świątecznej mozaiki” to motyw porzucenia dziecka przez matkę w obliczu choroby prowadzącej do rozczarowania. Wątek ten budzie niezwykle wiele emocji zwłaszcza w kontekście odpowiedzialności, akceptacji i moralnych dylematów. Ukazuje słabości, lęki rodzicielki i jej osobiste ograniczenia dotyczące idealnej wizji macierzyństwa. Decyzja dotyczy również poczucia niezdolności do poradzenia sobie z wyzwaniami związanymi z wychowaniem dziecka o specjalnych potrzebach. Wiąże się z tym pewna dynamika emocji, która targa bohaterką – od poczucia winy i wstydu po próbę usprawiedliwienia siebie, ale również pokazania, że te wybory mają głębokie konsekwencje emocjonalne, które nigdy nie ustaną.
Porzucenie dziecka z niepełnosprawnością, zwłaszcza przez matkę, która z natury jest kojarzona z bezwarunkową miłością, stawia przed czytelnikiem pytania o odpowiedzialność, wybaczenie i proces pogodzenia się z decyzjami rodziców.
Obserwujemy tu pewnego rodzaju intymność oraz kameralną atmosferę, ale Socha nie traci przy tym wyczucia chwili, nie odbiera godność bohaterom. Nie ma tutaj też zbędnego sentymentalizmu właściwego tego rodzaju historiom. Zamiast tego czytelnik jest świadkiem duchowych przeżyć każdego z bohaterów. Jest w tym jakaś autentyczność i głębia emocjonalna, która przenika czytelnika na tyle, że nie potrafi o tej historii zapomnieć.
Poruszająca opowieść o nieoczekiwanej miłości i odkrywaniu siebie w obliczu straty. W te święta miłość, wspomnienia i nadzieja splatają się w niezwykłej opowieści o stracie, marzeniach i nieoczeki...
Poruszająca opowieść o nieoczekiwanej miłości i odkrywaniu siebie w obliczu straty. W te święta miłość, wspomnienia i nadzieja splatają się w niezwykłej opowieści o stracie, marzeniach i nieoczeki...
Spojrzałem przez okno, szukając zabłąkanych słonecznych promieni. Szara aura minimalnie przypomina jesień na placu św. Marka w Wenecji. Dyskretna mgła zasłania detale, jakby wiedziała, co ma ukryć. ...
@zdzis59
Pozostałe recenzje @sylwiacegiela
Magia świąt w zwyczajnych gestach
Podobno w święta wszystkie marzenia się spełniają. Autorka ponownie zabiera nas do Zalesin, a tam znajduje się sklepik z pamiątkami należący do pana Franciszka, starszeg...
Ta opowieść dosłownie wbije was w ziemię i sprawi, że długo o niej nie zapomnicie. To historia zwyczajnego chłopaka, Piotrka, który – chcąc się wyrwać z patologii i posz...