Ari to zbuntowany nastolatek, który nie potrafi wpasować się w otaczający go świata. Jest inny od reszty ludzi ze swojej szkoły, a jego myśli zaprzątają bardziej sprawy rodzinne niż kolejne imprezy. Nic dziwnego, gdy ma się brata we więzieniu i ojca, który po wojnie stał się wycofany i milczący. Jedynym wsparciem dla niego jest matka, która wydaje się rozumieć wszystko, co przeżywa jej syn.
Pewnego dnia jednak wszystko się zmienia, gdy Ari spotyka na basenie Dantego – chłopaka, który potrafi się z nim dogadać. Dante jest wrażliwy, spokojny, a jednocześnie ma w sobie ten rodzaj ciepła, jakiego potrzebuje Ari. Chłopcy szybko się zaprzyjaźniają, z czasem jednak ich relacja przechodzi wiele prób, aż w końcu… O tym jednak dowiecie się z książki.
Być może znacie to uczucie, kiedy chcecie czytać książkę jak najszybciej się da, a jednocześnie nie macie ochoty nigdy jej kończyć. Ja takiego czegoś doświadczyłam podczas lektury „Arystotelesa i Dantego…”. Mam wiele znaczników w nim, bo niektóre ze zdań napisanych przez autora są naprawdę piękne, a jednocześnie dość proste w swoim przekazie. Wiele wniosło tutaj oczywiście tłumaczenie Agnieszki Brodzik, ponieważ ta książka napisana jest w niesamowicie specyficzny sposób. Trzeba było dobrać odpowiednie słowa, aby zachować kontekst i klimat tej opowieści. Tłumaczce się to udało.
To nie jest typowa młodzieżówka. To przede wszystkim ważna społecznie powieść, posiadająca w sobie jednocześnie jakiś rodzaj melancholii i smutku. W tej książce najważniejsze są relacje między postaciami, które opisane zostały bardzo naturalnie, prosto i ciekawie. Historia ta porusza ważne tematy, przede wszystkim związane z rodziną Ariego. Narkomania, gangi czy zespół stresu pourazowego – to tylko niektóre z nich. Widzimy także to, jak mimo wszystko nasz główny bohater stara się żyć w takiej rodzinie, zaakceptować rzeczywistość i się do niej dopasować.
Moim zdaniem ta książka pokazuje realia meksykańskiej społeczności, co kontrastuje jednocześnie z charakterem Dantego. A przede wszystkim z jego wrażliwością, przez którą ma on liczne problemy. Ludzie nie akceptują w tym środowisku inności, dlatego jedynym przyjacielem chłopaka jest właśnie Arystoteles. Bardzo podobał mi się rozwój ich relacji. Autor pozwolił bohaterom dojrzewać w swoim czasie, jednocześnie skupiając się na innych postaciach obecnych w książce. Tutaj każda z nich ma swoje pięć minut, jedne polubimy bardziej, inne trochę mniej. W mojej opinii wypadło to jednak bardzo naturalnie. Benjamin Alire Sáenz rozbudowuje świat i pokazuje to, jak wiele w naszym życiu jest połączone i zależne od decyzji innych osób. Bez nich nie bylibyśmy tymi ludźmi, którymi jesteśmy dzisiaj.
Co mogę dodać? To była powieść, o której nie potrafię zapomnieć. I w zasadzie wcale nie chcę, bo dobrych książek w życiu nigdy za wiele. Myślę, że polecać jej nie trzeba, bo i tak podbiła ona szturmem większość social mediów, a w pewnym momencie prawie „wyskakiwała mi z lodówki”. Jednak jej popularność w mojej opinii jest uzasadniona, dlatego mogę napisać tylko – czytajcie! Ja sama bardzo czekam na drugi tom, który wychodzi w Polsce już w tym roku J