Wietnam jest jednym z moich podróżniczych marzeń. I nie ten z przewodników turystycznych, lecz prawdziwy, tętniący codziennym gwarem, zapachem ulicznych potraw i opowieściami ludzi, którzy wiele przeszli, a mimo to potrafią się uśmiechać. To właśnie do takiego Wietnamu zabiera nas najnowsza, siódma już powieść z cyklu „Piąta strona świata” od Wydawnictwa Albatros „Góry śpiewają” autorstwa Nguyen Phan Que Mai.
„Wyzwania, którym przez całe swoje dzieje stawiali czoło Wietnamczycy, są jak najwyższe góry. Jeśli staniesz zbyt blisko, nie zobaczysz szczytów…”
Choć to powieść fikcyjna, każde jej zdanie jest echem głosów dochodzących z dalszej i bliższej przeszłości, które raz usłyszane już nie milkną. Głosów dramatycznych, poruszających, ludzkich. Każdy rozdział tętni emocjami, każda tragedia jest jak wspinaczka na kolejny szczyt bólu, straty i bezsilności, a jednocześnie hołdem dla siły ducha.
To najgłębiej poruszająca historia, jaką trzymałam w rękach od dawna. Płakałam nad losem każdego z członków rodziny młodziutkiej narratorki Huong, którzy doświadczyli zbyt wiele. Z nią ściskałam dłoń babci, skulona w schronie, modląc się, by amerykańskie bomby nie odebrały im życia. Z nią czekałam latami na najmniejszy okruch informacji o ojcu, który zniknął na wojnie. Byłam też z jej babką, drugą narratorką tej opowieści, która „przeżyła okupację francuską, inwazję japońską, Wielki Głód oraz reformę rolną." Towarzyszyłam jej gdy jako młoda dziewczyna traciła ojca w brutalny sposób, gdy umierała z głodu razem z milionami współobywateli, gdy widziała jak sąsiedzi, którym pomagała, zamieniają się w oprawców. W końcu gdy z rozdartym sercem musiała porzucić swoje dzieci, by dać im choć cień szansy na przetrwanie.
Wietnam, kraj, który przez dziesięciolecia był polem bitwy nie jest tu tłem, ale żywym bohaterem krwawiącym, rozdartym, pełnym blizn i niezaleczonych ran. Brutalność wojny uderza, jak pięść. Jednak jeszcze mocniej jej ciche konsekwencje. Milczenie. Wyrzuty sumienia. Rany na ciele i duszy. Rodzinne pęknięcia, które niełatwo posklejać.
Czytając tę powieść, miałam wrażenie, że ktoś otworzył przede mną album rodzinny pełen łez, ale też czułości. Bo mimo całego bólu, książka ta nie jest wyłącznie o stracie, to również głos przetrwania, kobiecej siły i miłości, która potrafi wznieść się ponad krzywdy przeszłości, a zakończenie, tak spokojne i łagodne jak śpiew ptaka przed świtem przynosi światło przebaczenia i nadziei.
To powieść, która boli, ale i koi. Której nie sposób czytać bez ogromnych emocji. Zachwycająca wręcz czarująca językiem, poetyką, a przede wszystkim prawdziwością emocji. Jeśli chcesz doświadczyć literatury, która ma serce, duszę i pamięć całego narodu sięgnij po nią koniecznie. Ja już wiem, że kiedy w przyszłości postawię stopę na wietnamskiej ziemi, będę patrzeć na nią zupełnie inaczej, z szacunkiem i z ogromnym wzruszeniem.