Za zakończoną rękoczynami sprzeczkę z innym policjantem porucznik Mario Conde – główny bohater powieści – zostaje na pół roku karnie skierowany do pracy papierkowej. Jego wygnanie trwa jednak znacznie krócej. Przełożony zawiesza mu karę ze względu na konieczność pilnego rozwiązania wyjątkowo paskudnej sprawy.
Zmarły, zgodnie z danymi z dowodu osobistego, nazywał się Alexis Arayán Rodrígez. Teraz był już jedynie czerwonym pakunkiem, z którego wystawały białe, dobrze umięśnione nogi, kontrastujące z kolorem spalonej przez słońce trawy. Kobieca twarz, sina i napuchnięta, wieńczyła postać. Szyję krępowała mocno zaciśnięta czerwona wstążka śmierci. [1].
Zwłoki uduszonego Rodrígeza, syna prominentnego kubańskiego dyplomaty, znalezione zostają w centrum miasta, w parku. Nie ulegało wątpliwości, że był pederastą, ale – według opinii znajomych – jeśli w ogóle był transwestytą, to tylko w domowym zaciszu; nigdy nie wyszedłby na ulicę w przebraniu kobiecym. Ale tak właśnie przystrojone było ciało. I tę właśnie sprawę powinien rozwikłać porucznik Conde do spółki z sierżantem Manuelem Palaciosem.
W pewnym sensie powieść ma jeszcze jednego znaczącego bohatera – jest nim wybitny pisarz i dramaturg, Alberto Marqués; władza najpierw wychwalała go pod niebiosa, stawiała na piedestale, by później strącić w otchłań zapomnienia. Za brak politycznej poprawności, rzecz jasna. Porucznik wiele razy powtarza, że nie lubi pedałów, ale…
Conde zrozumiał, że historia ta sprawia, iż on sam jest jeszcze bardziej nijaki, niż dotąd sądził. Zrozumiał też, że pomimo niechęci do pedalstwa Alberta Marquésa, odczuwa cichą solidarność z tym buntownikiem, że zbliża go ona do dramaturga. Przez moment pożałował nawet, że może znaleźć na niego haka, powiązać go z morderstwem, a w konsekwencji, z całym tym jego pedalstwem, frustracją, dumą i brzydotą zamknąć go w więzieniu, gdzie z jego pośladków zrobią donicę, a usługi sodomitów, choć nie z zaskoczenia, będą gratisowe… [2].
Hawana końca lat osiemdziesiątych, dominująca kultura kubańskiego macho – transwestytami i homoseksualistami brzydzą się wszyscy, przynajmniej na pokaz i nawet ci, którzy z ich usług korzystają – rodzi specyficzną atmosferę, społeczny klimat. I „Trans w Hawanie” jest bardziej powieścią społeczno-obyczajową niż typowym kryminałem. Owszem, wątek kryminalny jest w niej obecny, ale nienachalnie, że tak powiem. Poszukiwanie sprawcy, wbrew pozorom, nie jest aż tak ważne, bo w powieści liczą się relacje między ludźmi, zwyczajne życie w Hawanie, przekonania, postawy. A jeśli kogoś skusiła reklama kubańskiego kryminału, to może się poczuć nieco zawiedziony. Proporcje kryminału i reszty przypominają w tym przypadku niektóre sensacyjne powieści skandynawskie.
---
[1] Leonardo Padura, „Trans w Hawanie”, przekład Marcin Sarna, Znak, 2010, s.29.
[2] Tamże, s. 61-62.