„Kogo traci ten, kto umiera? Siebie? Nie, bo umarły to nieistniejący, a ten, kto nie istnieje, nie może niczego utracić. Śmierć jest sprawą żywych – jest utratą kogoś bliskiego”
Stanisław Lem, któż nie słyszał tego imienia i nazwiska. Pisarz, a także futurolog i filozof, znany głównie z utworów utrzymanych w konwencji fantastyki naukowej. Jego dorobek literacki to nie tylko fantastyka ale również wiersze, powieści detektywistyczne, eseje, felietony czy scenariusze słuchowisk radiowych. Autor jest najczęściej tłumaczonym polskim pisarzem na świecie. Ciekawostką jest to, że Lem swoje utwory do końca pisał wyłącznie na maszynie do pisania, a jego imieniem nazwano planetoidę jak również pierwszego ojczystego satelitę naukowego. Uwielbiał marcepan i chałwę.
Stanisław Lem odegrał znaczącą rolę w światowej literaturze. Pisarza przyrównuje się do H. G. Wellsa oraz Olafa Stapledona - czołowych pionierów światowej fantastyki. Znalazłam ciekawą informację dotyczącą Philipa K. Dicka znanego mi dobrze autora (amerykański pisarz fantastyki). Dick uważał, że Stanisław Lem to nic innego tylko prowokacja ówczesnej władzy komunistycznej. Pod tym nazwiskiem miała się kryć grupa pisarzy, którzy tworzyli teksty na zlecenie komunistów w celu kontrolowania społeczeństwa. Dick twierdził, iż za jego teorią przemawia różnorodność stylów pisarskich Lema, a także ogromna tematyka jaką porusza. Wyobraźcie sobie, że tak wierzył w swoją hipotezę, że nawet napisał donos do FBI. Na jego zachowanie z pewnością miało wpływ załamanie nerwowe jakie go wówczas dopadło. Paradoks polega na tym, że Dick był jednym z niewielu pisarzy amerykańskich, o którym Lem miał pozytywną opinię.
Muszę przyznać, że Lem do tej pory był mi znany jedynie ze szkoły. Chodzi mi o fragmenty „Przygód pilota Pirxa” oraz „Bajek robotów”. Przerabianie tych tekstów na długi czas skutecznie zniechęciło mnie do pisarza. Natomiast kilka lat temu przeczytałam również „Solaris”. Wtedy właśnie moja opinia o twórczości Lema zaczęła ulegać zmianie.
„Dzienniki gwiazdowe” to zbiór opowiastek filozoficznych, w których głównym bohaterem jest gwiezdny podróżnik Ijon Tichy. Bohater to bardzo specyficzna postać. Z pewnością jest eurydytą, nastawionym na odkrywanie nowych planet. Tichy to inteligentny obieżyświat, który potrafi zawsze wybrnąć z niebezpiecznych sytuacji.
Książka podzielona jest na dwie części. Część pierwsza „Z dzienników gwiazdowych Ijona Tichego” to opis jego nieprawdopodobnych kosmicznych przygód. Bohater poznaje nowe planety i zamieszkujące tam istoty. Tak różne od ludzi z ojczystej Ziemi. Niejednokrotnie istoty te podobne są do ludzi pod względem kulturowym, natomiast różnią się znacznie pod względem biologicznym np.: kolonia Kalkulatora czy Pintyjczycy – ludzie ryby.
Druga część nosząca nazwę „Ze wspomnień Ijona Tichego” to opowieści o spotkaniach Tichego na Ziemi z surrealistycznymi wynalazcami. Znajdziemy tam nietuzinkowych, szalonych wynalazców takich jak doktor Diagoras czy profesor Zazul.
Wydaje mi się, że to właśnie „Dzienniki gwiazdowe” powinny być przerabiane w szkole, jako wstęp do twórczości pisarza. Wtedy na pewno, młodzież inaczej odebrałaby jego książki. Powiastki te napisane są lekkim językiem, pełnym humoru sytuacyjnego i filozoficznych wtrąceń. Pojawia się absurd i groteska ale przekazane w przystępnej formie. Fascynująca jest ogromna wyobraźnie Lema, pewne wątki są tak nieprawdopodobne, że aż dech zapiera w piersi. Połączenie tego wszystkiego daje świetną prozę nadającą się dla czytelnika w każdym wieku. Młodszy czytelnik znajdzie w książce niewyobrażalne światy rozpalające wyobraźnię, starszy natomiast nawiązanie do ówczesnego ustroju socjalistycznego i jego krytykę.
Moją uwagę zwróciło niespotykane słowotwórstwo, posunięte wręcz do absurdu. Dla przykładu: mierzawce, den drogi, autumalne, asmanity, kurdle, ośmiały skowytne. Uwierzcie mi, że niektórych wyrazów nie byłam w stanie przeczytać na głos.
„Dzienniki gwiazdowe” powstawały przez trzydzieści lat. Na przełomie tych lat, wraz z kolejnymi wydaniami, dodawano koleje powiastki. Gdybym miała opisać całą historię wydawniczą dzienników, obawiam się, że zajęłoby mi to bardzo dużo czasu. Warto tylko wspomnieć, że pierwsze przygody Tichego, zostały opublikowane w latach pięćdziesiątych, a ostatnie opowiadanie – „Ostatnia podróż Ijona Tichego” w 1999 r. Natomiast kontynuacją „Dzienników…” są „Wizja lokalna” (1982 r.) oraz „Pokój na Ziemi „ (1987 r.). W przyszłości zamierzam przeczytać wszystkie opowiadania, których nie było w moim egzemplarzu z 1966 r.
Podróże Tichego zafascynowały mnie do tego stopnia, że obejrzałam stary, krótkometrażowy film z 1965 r., trwający 22 minuty pt.: „Profesor Zazul” nakręcony na podstawie opowiadania „Ze wspomnień Ijona Tichego”. Film pokazuje niezwykłe przeżycie Tichego. Podróżnik przeżywa straszny sen. Podczas deszczowej pogody, znajdując schronienie w domu profesora Zazula, przekonuje się, że to jego klon. Natomiast sam Zazul, a raczej jego ciało pływa zakonserwowane w słoju. Niesamowity klimat czarno białego filmu. Polecam.
W 2007 r. powstał natomiast miniserial produkcji niemieckiej pt.: „Ijon Tichy - gwiezdny podróżnik”. Pierwszy sezon składa się z sześciu odcinków, które udało mi się obejrzeć. Istnieje wersja polska ze świetnym dubbingiem Macieja Stuhra w roli Tichego. Serial jest dosyć specyficzny. Występują w nim rekwizyty, najczęściej sprzętu domowego z lat 60 i 70 XX wieku, czyli wtedy, gdy „Dzienniki gwiazdowe” powstały. Tichy podróżuje w rakiecie kosmicznej, która przypomina mieszkanie, a towarzyszy mu własnoręcznie wynaleziony hologram-kobieta. Poza tym występuje duża dawka humoru i dowcipu. Naprawdę bardzo oryginalny serial. Szkoda, że nie udało mi się obejrzeć drugiego sezonu.
W 1999 r. Teatr Telewizji wyemitował spektakl wyreżyserowany przez Lecha Raczka pt.: „Przypadek Ijona Tichego”. Nie udało mi się niestety go odnaleźć i obejrzeć.
Myślę, że postać Ijona Tichego stworzona przez Stanisława Lema jeszcze nie raz zainspiruje twórców do stworzenia czegoś oryginalnego. Polecam.