„Guardian Angel” Joanna Chwistek
Współpraca reklamowa @wydawnictwoniezwykle
Jest to pierwszy tok o braciach McKinley i totalnie przepadłam dla zaborczego, wkurzającego, trzydziestoletniego Lionela. O mamusiu, co to za człowiek. W jednej chwili miałam ochotę go udusić, a w drugiej chciałam, żeby zmaterializował się obok mnie. W ani jednym przypadku, ani drugim nie wyolbrzymiam. Związek z motywem age gap to jest coś, co pokochałam stosunkowo niedawno, oczywiście mowa o motywie w książkach. Absolutnie fantastycznie czytało mi się #GAnapapierze i potrafiłam wczuć się w emocje bohaterów.
Joanna przedstawiła nam historię Arianny Goldberg, która jako osiemnastolatka straciła ojca, jednak nie przywiązuje do tego zbyt uwagi, ponieważ uważa, że straciła go dużo wcześniej, gdy umarła jej mama. Mężczyzna nie poczuwał się do obowiązku opiekowania nastolatką, a jego najbliższą była butelka alkoholu i koledzy. Wszystko komplikuje fakt, że Glen był osobą publiczną i prawdziwa przyczyna śmierci musiała być zachowana w tajemnicy, by informacje nie przedostały się do prasy. Ostatnią wolą ojca było, by Ari trafiła do rodziny McKinley, gdzie do dwudziestego pierwszego roku życia będą o nią dbać i zarządzać jej majątkiem.
I tu wszystko się zaczyna moi drodzy. Już w pierwszych chwilach, gdy doszło do konfrontacji Liona i Ari, widać było, że iskrzy. Jednak nie od samego początku były to uczucia, a raczej nienawiść i złość. Dziewczyna nie mogła pogodzić się z faktem, że musi się wyprowadzić do innego miasta i zacząć wszystko od nowa. Miała nadzieje na samodzielność. Pyskaty, arogancki i władczy Lionel skrupulatnie pozbawił ją zbędnych złudzeń i tu zaczęła się akcja. Między bohaterami znacznie iskrzyło i im dalej, tym lepiej było to widoczne.
Wzajemne przyciąganie, zakazany dotyk i małe gesty, które zapoczątkowały problem Liona, robiło mu sieczkę z mózgu i to dosłownie. Mężczyzna zrobił wiele głupich rzeczy, za każdym razem tłumacząc to w pokręcony sposób. Zarwałam nockę dla tej książki i piszę tę opinię na świeżo. Jedno wiem na pewno, mam ogromny niedosyt i chciałam, żeby ta książka trwała i się nie kończyła. Mam nadzieje, że kolejny tom ukaże się dosyć szybko, bo to, z jaką lekkością przyszło mi poznać tę historię, nie zdarza się ostatnio zbyt często.
Autorka zrobiła kawał dobrej roboty. Każdemu z bohaterów nadała sporo indywidualnych cech, co sprawiało, że byli unikatowi i niepowtarzalni. Bardzo podoba mi się to, w jaki sposób oddaje ona emocje i sytuację, w jakiej znaleźli się Ari i Lion. Uważam, że ta historia jest doskonała w swojej prostocie. Niby różnica wieku to nic złego, ale kiedy dochodzi do tego, że ta sytuacja może zaważyć na przyszłości rodzinnej firmy McKinleyów, sprawa nieco się komplikuje. Z tym autorka poradziła sobie również fantastycznie. Wszystkie niedomówienia zostały wyjaśnione, a i nie odczułam czegoś takiego jak przeciąganie fabuły, byleby się coś działo. Wszystko szło naturalnym tempem, które tylko podsycało moje zainteresowanie książką. Guardian Angel zdecydowanie trafia do topki książek przeczytanych w tym roku.
Chciałabym jeszcze poruszyć kwestię okładki. Jest ona fenomenalna, a delikatne uwypuklenie tytułu, sprawia, że staje się ona jeszcze lepsza. Wklejka jest kolorowa i w tym samym motywie co okładka. Oprawa wraz z treścią tworzą spójną całość, co bardzo mi się podoba. Jestem miłośniczką pięknych okładek, a ta jest jedną z moich ulubionych.