Pomidory z łuskami, soja wykańczająca uczulonych na orzeszki, kukurydza z genami ośmiornicy, bawełna zaciągająca na sznur, burak czerwony od krwi waszych dzieci – na laboratoryjnej szalce genetycznego hazardu nie ma miejsca na Boga, Matkę Naturę i przyzwoite śniadanie. No dobrze, fajny ten nasz opis opowiadania SF, a teraz porozmawiajmy o GMO.
„W królestwie Monszatana” to opowieść o współczesnym lęku zakorzenionym w obawach tak starych, jak ludzkość. Autor przygląda się mitom narosłym wokół genetycznie modyfikowanych roślin, skupiając się przede wszystkim na konflikcie z ekoaktywistami (w tym z pewną ślepo zaciętą organizacją, którą nazwijmy, eee, „Redwar”). Ochrona środowiska, antyglobalizm, nieufność wobec korporacji – to wszystko to tematy bliskie mi i bohaterom tej książki. Świetne przypomnienie, co może się stać, gdy ludzie z dobrymi intencjami zamykają się w twierdzy i ostrzeliwują wszystko poza nią, niosąc sprawie więcej szkody niż pożytku. W tle konfrontowanie naszych wyobrażeń o naturalności „naturalnej” natury.
Autor pisze jasno, trzyma się rozpoczętej myśli, dba o szczegóły, ale nie wpada w wymienianie detali dla detali – widać tu warsztat dziennikarza naukowego, który potrafi klarownie wyłożyć czytelnikowi trudne zagadnienia. A poza biologiczno-chemicznymi aspektami Rotkiewicz omawia sporo tematów: rozwój Monsato, procedury towarzyszące wyprowadzaniu GMO poza laboratorium, przepisy unijne, historię PR-u frankenwarzyw, złoty ryż (przysięgam, że sama myśl na ten temat będzie mnie wykańczać do końca życia), odbiór GMO w Azji i Afryce, zasady upraw organicznych… I zgodnie z podtytułem książka skręca też w zaułek z glutenem i mordownię antyszczepów. Jak jeszcze gluten trzyma się tematu, tak ruch proepidemików (jakkolwiek ich szkalowanie zawsze na plusie) wyraźnie odstaje od zbioru i potraktowany jest dość po macoszemu.
Jeżeli jest gdzieś jakaś kolejka do szkalowania korporacji, to możecie mnie często zobaczyć na jej czele – ale to nie znaczy, że warto się miotać, gdy cele korpo zbiegają się z polepszaniem świata i ścisłą kontrolą państwowospołeczną. „W królestwie Monszatana” to bardzo dobra pozycja spokojnie przybliżająca kontrowersyjnie gorący temat, który wiele mówi ogólnie o naszym braku zaufania do nauki, niechęci do odpuszczania raz zajętego stanowiska i wykorzystywaniu cudzego strachu do własnych interesów.
[Recenzja została po raz pierwszy (16.01.2020) opublikowana na LubimyCzytać pod pseudonimem Kazik.]