Kiedy w kwietniu tego roku sięgałem po Dom na Wyrębach Stefana Dardy, miałem już za sobą inną powieść tego Autora - Przebudzenie zmarłego czasu. Powrót. Te dwie opowieści doskonale wpasowały się w mój gust jeśli chodzi o grozę i fantastykę, a Dom na Wyrębach uważam za jeden z najlepszych debiutów, jakie zdarzyło mi się przeczytać. Sami więc rozumiecie, że z Nowym domem na Wyrębach wiązałem dość spore oczekiwania. Wszak od napisania pierwszej części minęła cała dekada i jeśli po tylu latach Autor decyduje się na powrót do starej historii, to... Wiem, oszukuję sam siebie, wszak wielkie powroty nie są synonimem jakości. Weźmy choćby Dextera, albo - bardziej z naszego podwórka - Odwróconych. I owszem, wszystko jest kwestią gustu, indywidualnych preferencji czy wrażliwości, ale w moim odczuciu nie były to najlepsze kontynuacje. Z Nowym domem na Wyrębach sprawa jest jednak bardziej złożona, a towarzyszące mi mieszane uczucia sprawiają, że pisanie tej recenzji sprawia mi pewien kłopot.
No dobra, ale może zacznijmy po kolei. Akcja Nowego domu na Wyrębach zaczyna się osiem miesięcy po wydarzeniach opisanych w pierwszym tomie. Jest sierpień 1996 roku. Właścicielem domu w Wyrębach jest teraz Hubert Kosmala, którego od ostatniej wizyty w tym miejscu dręczą koszmary. Pojawia się w nich strzyga Barbary Bogoń, wielki wilk, a także wypadek drogowy, podczas którego Hubert potrąca pieszego. Aby zmierzyć się z własnymi demonami, Kosmala wraca do Wyrębów. Tymczasem po okolicy faktycznie grasuje wielki basior. Mieszkańcy Kostrzewa i okolic są tym faktem zaniepokojeni. Niepokój zamienia się w strach, w momencie, gdy wilk zabija młodą kobietę i jej nienarodzone dziecko...
Wspomniałem, że mam problem z tą książką, prawda? I może nie tyle z książką, co z jej odbiorem i w konsekwencji oceną. Z jednej strony bardzo lubię styl i prowadzenie narracji przez Stefana Dardę. Swoją prozą kupił mnie już przy pierwszym podejściu i w Nowym domu na Wyrębach, to wciąż ten sam Darda - świetny opowiadacz, nawet, gdy nie straszy. No właśnie i w tym momencie dochodzimy, do czegoś, co nazwę "zgrzytem". Bo mój problem z tą powieścią jest taki, że nie odebrałem jej jako horroru. Groza jest tu w dawkach homeopatycznych, czego - wciąż pamiętając pierwszy tom - w ogóle się nie spodziewałem. Zabrakło mi tej "wyrębowej" atmosfery, klimatu, a całość sprawia wrażenie jakby była wstępem do właściwej historii. Z tym, że z tego wynika, jakby ta opowieść miała się zacząć dopiero w kolejnym tomie. Hmmm... Darda, poza kilkoma scenami na początku powieści, które bardzo szybko okazują się być snami głównego bohatera, nawet nie usiłuje nas wystraszyć i to jest chyba mój główny zarzut do tej powieści grozy, która, w moim odczuciu, nie jest powieścią grozy. Ale co mnie mocno zaskoczyło, tę książkę czytało mi się całkiem przyjemnie. Stefan Darda potrafi świetnie opowiadać i to daje się wyczuć również w tej powieści.
Czytając moją opinię, pewnie dochodzicie do wniosku, że Nowy dom na Wyrębach, jest książką co najwyżej przeciętną. I tu mam kolejny dylemat, bowiem gdybym tak ją określił, czułbym, że trochę krzywdzę Autora, że powieści, które do tej pory uznałem za przeciętne, są znacznie gorsze od tej - gorsze pod wieloma względami. Nowy dom na Wyrębach, to książka dobrze napisana i nawet ciekawa, z tym, że to nie jest powieść grozy, prędzej określiłbym ją jako rodzaj obyczajówki z elementami horroru. Mam nadzieję, że ta groza wróci do Wyrębów w trzeciej odsłonie cyklu. I choć na ostateczne wnioski przyjdzie czas, gdy przeczytam tę ostatnią część, w tej chwili mam takie wrażenie, że wydany niedawno przez Videograf tom zbiorczy, jest w stanie obronić Nowy dom na Wyrębach, jako część większej całości. Tak czy inaczej jestem bardzo ciekaw jak skończy się ta opowieść, a zatem pewnie już niedługo sięgnę po Nowy dom na Wyrębach II i liczę, że pozytywnie mnie zaskoczy.
© by MROCZNE STRONY | 2022