Pierwsze moje spotkanie z Shirley Jackson to powieść "Zawsze mieszkałyśmy w zamku", którą określiłam mianem powieści grozy dla początkujących. Styl autorki mi odpowiadał, więc z nadzieją sięgnęłam po "Nawiedzony Dom na Wzgórzu" licząc na trochę więcej grozy. Nie znalazłam jej. Akcja w większej części powieści ciągnie się dość leniwie, bohaterowie wykonują wciąż te same czynności - śpią, jedzą, spacerują, zwiedzają dom, grają w gry, rozmawiają, jak gdyby chcieli się dopasować do pani Dudley, która wchodzi i schodzi ze sceny niczym zaprogramowany robot:
Kolację stawiam w jadalni na kredensie punktualnie o szóstej. (...) Naczynia sprzątam rano. Śniadanie będzie gotowe o dziewiątej.(...) Sprzątam ze stołu o dziesiątej. (...) Obiad podaję o pierwszej.
Pomiędzy to wszystko autorka wplotła "fajerwerki" - tajemniczy napis na ścianie, coś przeraźliwie zimnego, coś walącego w drzwi, coś zawodzącego. Być może w czasach, gdy pisarka tworzyła, były to dobre chwyty maj ace wywołać strach w czytelniku. Współczesny czytelnik, przyzwyczajony do wyrazistych obrazów w filmowych horrorach i takich samych opisów w literaturze, niestety uzna je za tanie chwyty. Zwyczajnie niestraszne. Niemniej jednak jest to urocza powieść, bo czyta się ją dobrze, jakby wciąż na coś czekając.
Pierwsza pozytywna niespodzianka w czytelniczym czekaniu to wizyta pani Montague, żony profesora. Robi się wesoło. Jest to niezwykle zabawna postać, choć prawdopodobnie nie to było zamierzeniem autorki. Pani Montague wprowadza trochę zamieszania, a jej wierny giermek Arthur jest kolejną komediową postacią. Ich głośno wyrażane poglądy, próby porozumiewania się z duchami, czy historia o zamurowanych zakonnicach wywołują uśmiech na twarzy czytelnika.
Druga niespodzianka to pojawienie się problemu wykluczenia z grupy. Eleanor wyraźnie odstaje od reszty. Jakoś tam nie pasuje. Miałam wrażenie, że wszyscy z niej drwią, lekceważą ją, traktują niepoważnie. W końcu lokatorzy nawiedzonego domu pozbywają się jej. Jak? Musicie sami przeczytać. Eleanor to moja ulubiona bohaterka "Nawiedzonego Domu na Wzgórzu". To bohaterka z tajemnicą, wokół której zbudowano całkiem ciekawy wątek psychologiczny.
Trzecia niespodzianka to zakończenie. Zdarzył się wypadek, ale... czy to na pewno wypadek? Czy tylko intryga upozorowana przez ducha nawiedzonego domu, który określony został przez autorkę jako "to".
To co po nim chodziło, chodziło samotnie.
Kto jest najbardziej samotny z lokatorów okropnego architektonicznie domu? Kto nie ma swojego miejsca na świecie? Kogo losem nikt się nie przejmuje? Który bohater wydaje się być niezauważany, a jednocześnie jest w centrum uwagi? Czy tylko mnie się wydaje, że duchem nawiedzonego domu jest...
Dla mnie powieść Shirley Jackson to powieść z zagadką. Ja znalazłam swoje rozwiązanie, być może wcale nie trafiłam w dziesiątkę, ale mnie ono satysfakcjonuje. Być może każdy musi samodzielnie znaleźć odpowiedź?
Mimo, że w "Nawiedzonym Domu na Wzgórzu" nie odnalazłam oczekiwanej grozy, powieść była dla mnie ciekawą literacką zabawą.