Szkolni nauczyciele powiedzieliby, żedwa minus na zachętę. Na studiach profesorowie mogliby to zmienić natrzy za odwagę. A ja bym określiła to mianem:cztery na dziesięć za dobre chęci.
LekturaPrzedwiośnia Stefana Żeromskiego do lekkich nie należy. Wprawdzie nie jest to trudny do przetrawienia traktat filozoficzny, niemniej jednak nie każdego fascynują rewolucje, wojny, zabawy arystokracji czy wizje szklanych domów. Możliwe, że to właśnie tematyka tej książki powoduje, iż uczniowie nie podchodzą do niej zbyt chętnie. Pomijając sam fakt, że określenielektury szkolne wywołuje bardzo skrajne uczucia wśród polskiej młodzieży. Natomiast motyw zombie jest dość wziętą kwestią w popkulturze i to nie od wczoraj. Człowieka od zawsze fascynowały tajemnice związane z życiem po śmierci, reinkarnacją lub ewentualnym powstaniem z martwych. Jeżeli chcemy mieć pewność, że produkt się sprzeda, możemy śmiało dosypać tu i ówdzie proszku zombie, dolać magicznych mikstur czy dopisać dwie lub trzy inkantacje w obco brzmiącym języku. Cóż zatem się wydarzy, gdy zdecydujemy się na połączenie tych tak skrajnie różnie postrzeganych wątków?
Rewolucja jako metafora zombifikacji! Przecież to tak dziecinnie proste i tak oczywiste! Pranie mózgów ideami, która brzmią fantastycznie, ale niekoniecznie nadają się do wprowadzenia w życie. Pierzemy mózgi, żeby właściciele wypranych pożerali mózgi tych, którym wyprać się nie dało. Albo się dało, ale... Bardzo dużo tutaj tychale. I to jest właśnie główny problem książki Śmiałowskiego. Pomysł jest dość ciekawy i daje spore pole do popisu. Wystarczy dobrze wykorzystać przygotowany grunt. Autor wydaje się niepewnym swojego konceptu i świata, który kreuje. Wprowadza znienacka coraz to nowsze i dziwniejsze postaci, nie tłumacząc czytelnikowi ich pochodzenia. Ot, przyszły i tak zostały. Jest dobrze. Mamy tutaj festiwal wszystkiego, czego Pan Bóg nie stworzył: zombie-rewolucjoniści, anioł o wybitnym talencie i mózgu wielkości fistaszka (swoją drogą hołdujący przewrotowi by się nie najedli...), księża z rogami i diablim ogonem wystającym spod szaty... Groch z kapustą, z makiem, figą, malinami i wszystkim tym, w co wpuszcza nas autor, kiedy już ostatecznie zdecydujemy się na lekturę, skuszeni ciekawą grafiką i chwytliwym połączeniem. Wspominając szkolną lekturę, myślimy sobie, że może odświeżenie jej w takiej wersji będzie dla nas ciekawą wycieczką.
Chęci były naprawdę, naprawdę dobre, ale na nich poprzestało. Jeżeli lubicie książki, w których nie wiadomo o co chodzi - śmiało. Jeżeli nie, szukajcie dalej. Powodzenia!