Zazwyczaj podchodzę do czytania książek dość konsekwentnie. Nie odrzucam danej lektury tylko dlatego, że nic w niej nie jest spójne, że fabuła jest kiepska, że bohaterowie zostali źle stworzeni. Czytam do końca, żeby móc wyrazić pełną, wartościową opinię. Niestety, ta konsekwencja miewa swoje konsekwencje...
Kupiłam Zamek złudzeń jakoś dawno temu, na wyprzedaży. Urzekł mnie stary, lekko kiczowaty wygląd okładki. Nie kosztowała wiele, więc nie zastanawiałam się długo. Po wielu latach, bogatsza w doświadczenie czytelnicze i nie tylko, zabrałam się za czytanie i dość wcześnie zrozumiałam, skąd ta fantastyczna obniżka ceny.
Fabuła jest okrutnie niesolidna. Nowe wątki pojawiają się tak, że towarzyszy nam uczucie, iż coś tu nie pasuje do siebie. Oczywiście, wszystko wyjaśnia się z czasem, lecz dysonans jest zbyt silny. Z jednej strony fabuła przyspiesza niemiłosiernie, a z drugiej - wydarzenia ciągną się i widać, że autorki nie miały pomysłu na zapełnienie stron.
Kolejną kwestią są niedopracowane postaci. Sporo schematyczności w ich tworzeniu, ale też i nie zabrakło patosu. O tak, napompowany tanią rycerskością, fantastyczny patos, który wyskakuje jak z kapelusza zarówno w losowych, jak i przewidywalnych momentach. Aż mdli. Bohaterów cechuje niespójność. Zrozumiałym jest, że autorki chciały pokazać różne strony postaci, przy czym zamysł wielobarwności charakterów rozmył się gdzieś w trakcie wykonania.
Tym, co również wprawiło mnie w osłupienie i niesmak zarazem, są dialogi. Jest ich bardzo dużo, widać, że pisarki chciały dać nam poczucie naturalności rozmów, lecz wszystko się opiera na niekończących, sztampowych przepychankach. I te dialogi jeszcze bardziej podkreślają, jak bardzo szablonowo zostały wykreowane postaci. Dochodzi do sytuacji, w których czytelnik może spokojnie pominąć rozmowy bohaterów, bo informacji istotnych dla fabuły jest tam tyle, co na lekarstwo.
Jeśli nastawiasz się, że ta książka jest w jakiś sposób odkrywcza - możesz o tym zapomnieć już teraz. Zapożyczeń od innych autorów nie brakuje (ach te lembasy...), a i właśnie wspomnianych schematów autorki nam nie pożałowały. Koniec końców nie jest aż tak źle, jak mogłoby być i bywało w historii literatury. Jednak trudno ocenić, czy autorkom zabrakło warsztatu, czy też może pomysłu.
Zamek złudzeń jest takim nieobciążającym czytadłem. Oczywiście pod warunkiem, że potrafisz przymknąć oko na niedoskonałości. Wyruszysz w tę przygodę, może sięgniesz także po drugą część z serii, ale raczej... raczej nie poczujesz, że masz ochotę do tego wrócić.