Sądzę, że wszyscy mniej więcej intuicyjnie wyczuwają, czym jest gra w cykora. Kiedy dwie osoby stają na torach przed nadjeżdżającym pociągiem, a jedna z nich ucieka z nich pierwsza, jest cykorem i przegrywa. Ta właśnie gra stała się myślą przewodnią książki węgierskiego pisarza Rubina Szilarda, który przedstawił w niej historię nieszczęśliwej miłości Attila i Urszuli w niewesołych, powojennych czasach. „Gra w cykora” to wnikliwa, głęboka historia dramatycznego uczucia, porównywana do Wertera, napisana w 1963 roku, ma więc swoje lata, jednak absolutnie nic nie traci ze swojej aktualności.
Wydarzenia opowiadane są przez Attilę, który jest tutaj narratorem i jego spojrzenie i uczucia poznajemy od samego początku. Razem z Urszulą są nierozłączną parą od dzieciństwa, znają się doskonale, kochają, dążą do małżeństwa, jednak spotykamy ich właściwie tylko w sytuacja konfliktowych, kiedy krzywdzą siebie nawzajem, upokarzają, obdarzają docinkami w sytuacjach towarzyskich, a sam na sam obdarzają ciepłem. Od samego początku ich uczucie wydaje się dziwne, patologiczne. Attila w całym swoim egoizmie pragnie zawłaszczyć Urszulę, karze ją za jej przewinienia i odczuwa podłą satysfakcję, kiedy uda się mu ją dotknąć, urazić. Jednak i jej uczucie wydaje się nie do końca prawdziwe i szczere, choć nie poznajemy jej wersji wydarzeń, autor nie udziela jej głosu ani na chwilę, widzimy przecież świat oczami narratora, który ocenia jej zachowanie przez pryzmat własnego doświadczenia.
Podczas gdy Attilę poznajemy dosyć przejrzyście, Urszula pozostaje postacią enigmatyczną i zrozumienie jej postępowania nastręcza więcej problemów, niż w przypadku jej narzeczonego, męża, a potem byłego męża. W swoim postępowaniu kieruje się jakimś przedziwnym planem, którego czytelnik zrozumieć do końca nie jest w stanie. Kiedy Attila jest człowiekiem pragnącym być kochanym i docenianym, a przy tym ma dość trudny, egocentryczny, roszczeniowy charakter, jej postępowania nie sposób wyjaśnić wprost i pojąć, co sprawiło, że tak zabawiła się jego kosztem. Ta destrukcyjna miłość doprowadziła jego niemal do szaleństwa, a ją do kompromitacji w oczach mieszkańców miasteczka, w którym żyła. Urszula działa z pewnym zamysłem, natomiast nasz bohater ulega namiętnościom, poddaje się uczuciom, które wybuchają w nim w ciągu sekundy pod wpływem prowokacji z jej strony.
Zasadniczo jest to opowieść o samotności, traceniu, rozpadzie związku, który tak na dobrą sprawę nie miał przyszłości. O pragnieniu bycia z kimś, kto będzie nas kochał i podziwiał. O meandrach ludzkiej psychiki, która nakazuje nam czasami robić rzeczy niegodne osobom, które kochamy, bez których autentycznie nie umiemy żyć. Wszystko to zostało osadzone w czasach powojennych, kiedy na Węgrzech ścierały się jeszcze siły demokratyczne i komunistyczne, co również wywierało wpływ na bohaterów, determinowało ich decyzje i postrzeganie rzeczywistości. W książce odnajdziemy też wiele odniesień do innych twórców węgierskich, znamienitych i uznanych pisarzy i poetów.
Lektura „Gry w cykora” nie należy do łatwych. Miałam spory kłopot, żeby odnaleźć się w jej treści, dopiero gdzieś w połowie wydarzenia potoczyły się przejrzyście. Wytrwałam do tego momentu dzięki poetyckim naleciałościom, jakie są znakiem rozpoznawczym autora i doskonałemu warsztatowi, podkreślającemu wnikliwość, z jaką przedstawił rys psychologiczny swojego bohatera. Ostatecznie zostaję więc pod ogromnym wrażeniem tej lektury, w której Szilard popisał się niezwykłymi umiejętnościami tworzenia postaci wielowymiarowych, krwistych, niejednoznacznych. Książka jest smutna, niemniej warto się nad nią pochylić.