Teoria wieloświatów nie jest niczym nowym. Tak oficjalnie i naukowo została opracowana przez Hugh Everatta III w latach '50 XX wieku, ale - jak wiemy - pisarze byli szybsi. Ot, wieźmy choćby Herberta Georga Wellsa i jego „Wehikuł czasu” albo „Władcę pierścieni” Tolkiena... A skoro już o „Władcy pierścieni” mowa, warto tu się zatrzymać, bowiem „Miecze i słowa” – powieść otwierająca trylogię „Więzień Oswobodzony” i znacznie większy cykl "Kronika Szarego Człowieka", wyraźnie jest zainspirowana Tolkienem, ale również kultową „Pieśnią Lodu i Ognia” Georga R.R. Martina. Przemysław Duda wzoruje się na mistrzach high fantasy, tworząc swoją własną, autorską opowieść, która porywa, która zachwyca, która sprawia, że ciężko się od tej historii oderwać.
Rzecz dzieje się w Hildorien – fikcyjnej krainie, do której wchodzimy w chwili wielkiego przesilenia. Jest to moment, gdy bańka pomiędzy królestwami pęka i rozpoczyna się wojna. Wojna, która została dokładnie zaplanowana i to bynajmniej nie przez strony konfliktu. Wszystkim bowiem steruje dużo większa siła, a właściwie nie tyle siła, co prastara istota, mroczna i potężna, która sama siebie nazywa Więźniem Oswobodzonym. W Hildorien rozpoczyna się gra o tron, w której stawką są nie tylko ładnie zdobione stołki i ciężkie żelastwo nakładane na głowę, ale przede wszystkim ludzkie życie i dotychczasowy porządek świata.
„Miecze i słowa”, to debiut literacki Przemysława Dudy, który tą książką rozpoczyna cykl "Kronika Szarego Człowieka". Cykl przewidziany na siedem tomów, z czego powstały już cztery. Wszystkie doczekały się ostatnio nowego, poprawionego wydania i nowej szaty graficznej, która bardzo mi się podoba, ale może zostawmy wygląd zewnętrzny i skupmy się na fabule . „Miecze i słowa” to powieść, która zabierze Was do świata u progu wielkiej wojny. Pierwsze rozdziały, to polityczna kotłowanina i rosnące napięcie. Widzimy jak wielcy świata Hildorien zawiązują i zrywają kolejne sojusze, zbierają wojska i szykują się do walki. Doskonale wiemy, że wojna wybuchnie, jednocześnie Przemek Duda daje nam kolejne wskazówki, że to, co widzimy na wierzchu, to jedynie gra pozorów, zręczna maskarada i że ta opowieść ma drugie dno.
Spisek mający na celu obalenie obecnego porządku świata został pokazany wielopłaszczyznowo. Wraz z poznawaniem kolejnych bohaterów, m.in.: generała armii uwikłanego w konflikt zbrojny królestwa, jego królowej, cesarza, księcia, kapłana i tajemniczego gościa zwanego Krukiem, wgryzamy się w tę opowieść coraz bardziej. Przemek Duda, niczym stary gawędziarz, snuje historię pełną intryg, kłamstw, knowań i zdrad, i daje nam całą plejadę barwnych i niejednoznacznych postaci - ciekawych i nietuzinkowych, niekiedy pełnych sprzeczności. Jednych polubiłem, drugich wręcz przeciwnie, ale chyba żadnego z głównych bohaterów nie potraktowałem obojętnie. Fakt, że wywołują emocje, bardzo dobrze świadczy o Autorze, bowiem nie ma nic gorszego niż czuć do bohaterów obojętność.
W „Mieczach i słowach”, wielka polityka przeplata się z życiem szarych ludzi, ci chcąc nie chcąc zostają wciągnięci w konflikt tych na szczytach władzy i - jak to bywa w życiu - cierpią najbardziej. To stara prawda, że gdy kilku władców się kłuci, giną miliony i tego doświadczycie również tutaj. W ten konkretny konflikt Autor angażuje również – że tak to ujmę – ikoniczne istoty światowej fantastyki, na czele z krasnoludami, orkami i goblinami. Pojawiają się tu także zmiennokształtni i gryfy. Wiecie, z początku – jako, że w ogóle nie znałem twórczości Przemka Dudy – miałem wiele obaw: że będzie to fantasy przesolone, że w pewnym momencie zagubię się w tłumie postaci (tak, jest to jedna z tych powieści, w których jest tłoczno, ale w tym przypadku idzie to na plus), że świat wykreowany przez Autora, w którymś miejscu zacznie pękać i się rozjeżdżać... Jednak z każdym kolejnym przeczytanym rozdziałem, te obawy szły w odstawkę, Przemek bowiem dał mi powieść, którą chciałem przeczytać, napisaną bez zbędnego patosy, bez nużących opisów, za to z całkiem przyzwoicie poprowadzoną narracją, z ciekawą i wciągającą fabułą oraz niebanalnymi bohaterami.
„Miecze i słowa” to high fantasy spod znaku Tolkiena i Martina, ale nie tylko dla fanów Tolkiena i Martina. Ta powieść łączy w sobie cechy dobrej powieści gatunkowej, a przy tym językowo stoi na wysokim poziomie, więc może spodobać się wielu. Jeśli o mnie chodzi, cały cykl bardzo przypadł mi do gustu. No nie będę ukrywał, że za chwilę sięgnę po drugi tom. Całość mam już dawno ogarniętą, więc mogę Wam już teraz napisać, że ten cykl wart jest polecenia. Co też właśnie czynię – gorąco zachęcając Was do sięgnięcia zarówno po „Miecze i słowa” jak i pozostałe tomy, o których piszę w kolejnych recenzjach.
© by MROCZNE STRONY | 2023-2024